Andrzej Sikorowski
Charytatywny jubileusz
FILHARMONIA. Koncert "Buda budzie".
Trudno w to uwierzyć, ale od momentu, kiedy usłyszeliśmy po raz pierwszy o Grupie pod Budą, minęło już dwadzieścia lat. W poniedziałek w krakowskiej filharmonii odbył się jubileuszowy koncert zespołu.
- Nie lubię podsumowań - powiedział lider zespołu Andrzej Sikorowski, kiedy spytałem go o minione dwudziestolecie. - Bilansuje się zamknięty okres, a my w styczniu wydajemy nową płytę i wciąż gramy koncerty. Myślę jednak, że te dwadzieścia lat było w sumie udane - nigdy nie byliśmy na topie, ale też nie zdarzyła nam się jakaś straszna wpadka.
Nie rapujemy
Grupa pod Budą była dla mnie zawsze swoistym fenomenem. Przez świat przetoczyły się w ciągu dwudziestu lat najróżniejsze muzyczne mody - italo disco, trash metal, new romantic, grunge, rap. Teraz wszyscy słuchają albo techno, albo disco polo, a Pod Budą niezmiennie gra swoje. Mało tego, krakowski kwintet gra tak, że ludzie chcą go słuchać. - Zawsze zachowywaliśmy wierność naszej muzyce. Kiedy w modzie było disco, nie próbowaliśmy naśladować tego stylu, tak jak ostatnio nikomu w zespole nie przyszło do głowy żebyśmy rapowali - powiedział Andrzej Sikorowski.
Azjatyccy fani
Mimo tego, że nikt w Pod Budą nie rapuje, na koncercie w filharmonii pojawili się przedstawiciele co najmniej dwóch pokoleń, którym jest bliska muzyka zespołu. Mało tego - na widowni byli nie tylko Polacy, ale również Anglosasi, a nawet (co naprawdę zaskakujące)... Azjaci. Poniedziałkowy koncert nie przypominał wielkiej fety. Choć krakowski kwintet wytrwał na tzw. polskiej scenie muzycznej wcale nie krótko, jubileusz był raczej skromny - żadnych wystawnych bankietów, szampanów, tortów ze świeczkami i tych wszystkich, wydawałoby się niezbędnych przy okazji dwudziestych urodzin, atrybutów. Natomiast każdy z widzów wybierających się do filharmonii miał przynieść ciasto domowego wypieku, konfitury, kwiaty. Dzięki temu idąc na koncert Buda budzie miałem wrażenie, że wychodzę na imprezę do starych znajomych. Andrzej Sikorowski w czasie dwugodzinnego prawie występu z powodzeniem podtrzymywał ten biesiadno-domowo-rodzinny klimat.
150 baniek
Publiczność usłyszała wszystkie przeboje Pod Budą. Po pierwszych dziesięciu minutach koncertu już wszyscy wspólnie śpiewali Kap, kap, płyną łzy... W poniedziałek nie zabrakło żadnego hitu - Ta sama miłość (duet Anna Treter - Majka Sikorowska), Ale to już było, Nie przenoście nam stolicy do Krakowa (ta piosenka była najbardziej oklaskiwana) i tak życiowego utworu jak Na całość. Koncert zakończyła piosenka o wizycie Andrzeja Sikorowskiego u wróżki z ul. Piwnej 7. Warto jeszcze raz przypomnieć, że członkowie Pod Budą nie ulegli w związku z jubileuszem pokusie nadmiernej celebracji swojego święta. Przeciwnie - pomyśleli także o innych. Dochód z koncertu Buda budzie został przeznaczony dla krakowskiego Państwowego Liceum Muzycznego im. Fryderyka Chopina. - Czasy nie są łaskawe dla kultury, ale może dzięki uczniom tej szkoły będzie nam się kiedyś żyło łatwiej - powiedział przed koncertem Andrzej Sikorowski. W sumie zebrano prawie 15 tysięcy złotych. Po występie zespół został dosłownie zasypany kwiatami i prezentami. Specjalny bukiet Andrzejowi Sikorowskiemu wręczyły krakowskie kwiaciarki. I słusznie, bo muzyka Grupy pod Budą jest związana z Krakowem równie mocno jak kwiaciarki z Rynku.
Paweł Sawicki
1997-10-08 - Gazeta Wyborcza - Charytatywny jubileusz