Andrzej Sikorowski
Opowiedzieć świat
TEATR WIELKI
Nic, tylko usiąść i zatęsknić - śpiewa od lat Pod Budą
Nam chce się śpiewać" - zamanifestowali bardowie z Pod Budą wkraczając na scenę Teatru Wielkiego, a poznańska publiczność uwierzyła w ich balladę-deklarację bez najmniejszych zastrzeżeń.
Przyjechali z Krakowa. Wprost z Piwnicy pod Baranami. To tam ponad 20 lat temu rozpoczęli swą przygodę z balladą, swą przygodę z piosenką. To tam Andrzej Sikorowski, ówczesny student filologii polskiej, bywalec klubów i miłośnik studenckich przyczółków, poeta i "tekściarz" przekształcił uczelniany kabaret w grupę śpiewająco-balladującą Pod Budą. Wczoraj na scenie Teatru Wielkiego zaballadowali poznaniakom.
Witamy na pomoście
W poniedziałek już po raz czwarty wystąpili w Teatrze Wielkim w ramach Galicyjsko-Wielkopolskiego Pomostu Kulturalnego. Zaprosili na "pomost" poznańską publiczność, zachęcając ją do wspólnego balladowania. - Poznań to przecież stolica wspólnego śpiewania - zabawiał konferansjerką sam Sikorowski. - Przepraszam za słowo stolica w waszym przypadku - dodał po chwili. Iście kabaretowym poczuciem humoru zjednał sobie słuchaczy.
Nie o żartobliwe wypełnianie przestrzeni między piosenkami jednak wczoraj chodziło, a o same piosenki. Zdobył nimi publiczność. Co właściwie nikogo nie powinno dziwić, wszak Sikorowski "jest facetem, który nie rozejdzie się po kościach" - jak mówił o nim inny balladujący krakowianin, Grzegorz Turnau. Na scenie Teatru Wielkiego okazało się, że całe Pod Budą "nie rozejdzie się po kościach".
Wyśpiewać codzienność
Ascetyczna scena, pozbawiona dekoracji, czarne kotary w tle i czarne stroje występujących. Reflektor, skupione światło i wielka, wypełniona widownia. Oto tworzony przez Pod Budą swoisty mały teatr w Teatrze Wielkim. Dodam: mały teatr codzienności. Bo o niej właśnie śpiewają, o niej piszą, ją gloryfikują. Codzienność, bliskie wszystkim sprawy: miłość - rozstanie, śmierć - wspomnienia, proza - poezja. Życie. "Jeść, pić, kochać..."- wtóruje krakowskim bardom rozkołysana sala. Średnia wieku wśród słuchaczy to ok. 40 lat. Pod Budą zatem to ich młodość, Pod Budą to ich szalone, studenckie lata. Stąd poznaniacy entuzjastycznie manifestują swoje prawo do wspomnień, głośniej śpiewając: "Ale to już było i nie wróci więcej. I choć tyle się zdarzyło, to do przodu wciąż wyrywa głupie serce".
Żal za...
Ostatnia płyta grupy Pod Budą, wydana dwa lata temu, jest zbiorem ballad pożegnalnych, wspominających tych, którzy odeszli, a którzy stanowią nierozerwalną część ich historii. Podczas koncertu wyrażają balladą żal za Agnieszką Osiecką - poetką, autorką tekstów, Piotrem Skrzyneckim - założycielem legendarnej Piwnicy pod Baranami, za Bułatem Okudżawą - rosyjskim bardem, piewcą "cichym, który śpiewa bez złości". Liryczne wspomnienia Pod Budą przeplata lekkimi, mniej refleksyjnymi, bardziej prozaicznymi wątkami typu: "Nie przenoście nam stolicy do Krakowa", czy "Tok szoł".
Na jesień nie ma rady
"Nic, tylko usiąść i zatęsknić" - śpiewa grupa, zmieniając klimat. Publiczność znów podejmuje dialog, znów nuci, a gdy kończą, gromko domaga się bisów. Sikorowski przystaje na ten, całkiem chyba dla artysty przyjemny, "bunt" publiczności. Znów gitara, znów gotowy do balladowania głos i znów owacje. Scena powtarza się kilka razy. W końcu Sikorowski śpiewając, ucina: "Więc zostańcie, ja ruszam". Publiczność daje za wygraną. Sala milknie, reflektor gaśnie. W uszach wciąż gra mi jednak ballada: ciepła, prawdziwa, przekonująca. Na jesień mam już radę...
Mam nadzieję, że pan siedzący przede mną, wysyłający mało ciepłe, elektronicznie nieprawdziwe i absolutnie nieprzekonujące SMS-y przez ostatnie pół godziny koncertu, również sposób na jesień odnalazł.
SYLWIA WILCZAK
2000-10-18 - Gazeta Wielkopolska - Opowiedzieć świat