Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 9 maja


Ju? po raz 16. zaproszono mnie do jury Studenckiego Festiwalu Piosenki. Dok?adno?? obliczenia zawdzi?czam królowi jurorów Janowi Poprawie, bowiem wszystko to zanotowa? skrupulatnie i wie, ?e w sta?u "oceniacza" tej imprezy wyprzedza mnie niewielu. Sam konkurs natomiast odby? si? po raz 35. - wi?c jubileusz. Przysz?o?? zas?u?onej imprezy rysuje si? zreszt? mgli?cie, poniewa? organizatorzy napotykaj? na niczym nie uzasadniony brak zainteresowania ze strony w?adz Krakowa, które miast tradycj? wspiera? i piel?gnowa? (wzorem np. Wroc?awia ho?ubi?cego pie?? aktorsk? ponad wszelk? miar?), ignoruj? artystyczne poczynania akademików. Mo?e zapomnieli, kogo studencki festiwal wyda? na ?wiat? Wi?c przypomn?. St?d, spod Wawelu przecie? wzi??a si? kariera Ewy Demarczyk, Maryli Rodowicz, Marka Grechuty, Jacka Kaczmarskiego, Grzegorza Turnaua i wielu innych tuzów polskiej estrady. Tu wy?piewano najpi?kniejsze melodie i najbardziej wzruszaj?ce rymy, bez których nasza obecna masowa kultura nie znaczy?aby nic, je?li co? w ogóle znaczy.

Problem dnia dzisiejszego jest zupe?nie oddzielnym tematem, którym za pozwoleniem chc? si? teraz zaj??. Moje festiwalowe ?piewanie przypad?o na koniec ery Gomu?ki. Ledwo zd??y?em wykona? strofy o tym, ?e: "Nowy rok si? przecie? zbli?a, nowe niesie kalendarze", na Wybrze?u pad?y strza?y, a piosenka zyska?a kontekst, w którym zabrzmia?a jak proroctwo. A przecie? przepowiadacz ze mnie ?aden i tylko zbiegowi przypadków zawdzi?cza?em, ?e... przesta?a natychmiast funkcjonowa? w mediach, ob?o?ona jakim? cenzorskim zapisem.

Grali?my wtedy na okropnych gitarach wyprodukowanych przez rodzimy przemys? muzyczny. Instrumenty owe charakteryzowa?y si? g?ównie tym, ?e od momentu opuszczenia fabryki, czyli od nowo?ci, nie pozwala?y si? nastroi?. Marzyli?my o porz?dnych wzmacniaczach, sensownych perkusjach, dobrych mikrofonach. Wyrywali?my sobie przywiezione z Zachodu p?yty, a wizyta topowego angloj?zycznego zespo?u by?a czym? z krainy science fiction. Ale mieli?my te? w sobie nieodpart? potrzeb? opisywania ?wiata, który nas otacza?, jaki? trudny do zatrzymania wewn?trzny nakaz, by temu ?wiatu si? sprzeciwi?, by mu dokopa?, by go ob?mia? i wyszydzi?, tak?e pochwali?, gdy w naszych oczach na pochwa?? zas?ugiwa?. To by?o trudne zadanie, mówienia wprost przecie? zakazywano, wi?c uciekali?my w metafor?, absurd, ?art pokr?tny. I dlatego w tamtych, dawnych festiwalowych latach koncerty laureatów to by?y fajerwerki ?miechu lub zaparty oddech podziwu.

Jak jest dzi?? Mizernie. Nurt kabaretowy po prostu znikn??. Trudno wr?cz uwierzy?, ?e w?ród wys?uchanych przeze mnie blisko 40 wykonawców nikt nie próbowa? przej?? pa?eczki po "Salonie Niezale?nych", po Tadku Dro?dzie czy kabarecie "Potem". Trudno uwierzy?, ?e intelektualna si?a tego kraju, a za tak? mam spo?eczno?? akademick?, nie znajduje w sobie pomys?u na satyryczny dystans do tego, co wokó?, a dzieje si? niema?o. Trudno poj??, dlaczego próby okre?lenia siebie we wspó?czesnym ?wiecie to egzystencjalny lub metafizyczny be?kocik, gdy tu? obok toczy si? wojna, gdy m?odzi gin? pod ciosami kijów bejsbolowych, ?paj?, pij?, gdy politycy kradn?, k?ami? i o?mieszaj? si?. To wszystko jakby nie dotyczy artystów, których mia?em okazj? podziwia?. Bardziej jakby zapatrzeni we w?asne palce, ?migaj?ce z zawodow? precyzj? po gryfach gitar, bardziej zafascynowani komplikowaniem harmonii d?wi?ków, które w efekcie nie pozwala zanuci? bodaj jednej frazy spo?ród 80 piosenek wykonanych w konkursie.

Ale, ale. S? wyj?tki od skrytykowanej regu?y. To zwyci?zcy. Zatem Paulina Bisztyga, której kibicuj? prawie od ko?yski. Studiuje histori? sztuki, pisze ?wietne teksty i wspó?tworzy muzyk? ?piewanych samodzielnie utworów. A ?piewa pi?knie i przejmuj?co. Przykuwa uwag?, a to ju? wielka umiej?tno??. Wró?? jej ciekaw? artystyczn? przysz?o?? i ?ycz? wytrwa?o?ci w zmaganiach z ch?amem panosz?cym si? na ka?dym kroku. Marcin Ró?ycki i Dzidka Muzolf, autorzy i wykonawcy w jednej osobie, tak?e stoj? u progu estradowej kariery, chocia? trudno przypuszcza?, by mogli przebi? popularno?ci? Kasi? Kowalsk? czy Reni? Jusis. Zreszt? to nie s? ludzie t?skni?cy za ok?adkami pisemek przynosz?cych doniesienia z magla lub kolejne przepowiednie o ko?cu ?wiata.

Á propos tych ostatnich, Nostradamus zapowiada apokalips? na lipiec, a niejaki Józek Adamus zapowiada, ?e rzuci wódk? w przysz?ym tygodniu. Prawdopodobie?stwo jednego i drugiego jest niewielkie. Bardziej mo?liwy zdaje si? powrót ?wietno?ci Studenckiego Festiwalu Piosenki. A gdy nadejd? t?uste lata, ja - s?dziwy juror - zasi?d? za komisyjnym sto?em wyposa?ony w laptop, na fotelu z podgrzewanym siedzeniem, hostess? czekaj?c? obok, by uraczy? mnie drinkiem lub zak?sk?. A z estrady padn? s?owa pi?kne i m?dre, i pop?ynie niebia?ska muzyka.

Nie taka bynajmniej, jak wykonana przez koszmarn? wsiow? kapel? podczas ostatniego meczu Wis?y. Ta zapewni?a sobie tytu? mistrza Polski. ?piewajmy wi?c sto lat bez pomocy dyletantów.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki