Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 20 czerwca


W galerii Format w Rynku G?ównym wernisa? wystawy prac plastycznych Jacka Skazy. Jestem na nim z dwóch powodów. Znam autora od lat i ceni? jego talent. Skaza wychowa? si? w Krakowie i pewnie do dzi? by?by mieszka?cem naszego grodu, gdyby nie poznana tutaj dziewczyna. Urodzona w Polsce Greczynka wzi??a go jak swego i wywioz?a do Aten. Mnie grozi?a kiedy? podobna emigracja, ale opar?em si? skutecznie. Natomiast problem mieszanych ma??e?stw, trudno?ci adaptacyjnych w obcych ?rodowiskach, obyczajach, kulturach znam do?? dobrze. Tote? ?ledzi?em Jackow? drog? na obczy?nie. Nie biadoli? jak wielu rodaków, nie czeka? na gwiazdk? z nieba, tylko wykorzystuj?c atut m?odego wieku z optymizmem szuka? swojego miejsca.

Zmienia? je cz?sto - by? fotoreporterem w gazecie codziennej, pracowa? w telewizji, ale wci?? d?uba?, majstrowa?, malowa?, rze?bi?. I wyrze?bi?. Przywióz? te rze?by do rodzinnego miasta, zaprezentowa? rodakom. Tworzy je ze szk?a, mosi?dzu, aluminium, ??cz?c owe materia?y w formy czytelne, wyra?ne, ale nie dos?owne bynajmniej. Stanowi? udany maria? sztuki dekoracyjnej z u?ytkow?. Mosi??nymi szachami, które bardzo mi si? spodoba?y, rozegra?bym ch?tnie jak?? partyjk?, gdyby tylko znalaz? si? szachista o wystarczaj?co silnych nerwach, by mnie takim metalowym pionem nie stukn??.

W pi?tek wyst?pujemy podczas Dni Jas?a. Imprezie patronuje zreszt? mój felietonowy pracodawca, czyli "Dziennik Polski". Po kilku godzinach snu ruszamy do... Ko?obrzegu. Ile to razy przemierza?em w ten sposób nasz kraj. Za oknami samochodu dnieje, zmieniaj? si? krajobrazy, pogoda, a my mkniemy nad morze, bo tam czekaj?. Ko?czy si? w?a?nie Ogólnopolski Bieg Integracyjny imienia ks. biskupa Czes?awa Domina - "B?d?my razem". S?ynny z charytatywnej dzia?alno?ci nie?yj?cy duchowny (wspó?autor odzyskania przez Ko?ció? katolicki zaw?aszczonego przez PRL Caritasu) patronuje zawodom sportowym niepe?nosprawnych. Pokonuj? oni na wózkach tras? imponuj?cej d?ugo?ci ?ywiec - Ko?obrzeg. Wszystko trwa kilka dni, czyli kilka etapów, podobnie jak w wy?cigu kolarskim.

Nasi zawodnicy nale?? do ?wiatowej czo?ówki, startuj? i odnosz? sukcesy na wielu kontynentach i tak jak reprezentanci innych wyczynowych dyscyplin borykaj? si? z problemami finansowej natury. Profesjonalny wózek tytanowy kosztuje, bagatelka, 5 tys. dolarów. Zawody ko?cz? si? w stadninie koni w Budzistowie, gdzie podj?to kolejn? po?yteczn? inicjatyw?. Prowadz? tu hipoterapi?, czyli leczenie ró?nych schorze? za pomoc? jazdy konnej. Staramy si? ubarwi? wielki piknik. Trzeba widzie? ten t?um kalek w ró?nym wieku i bra? udzia? w ich rado?ci obcowania z muzyk? pod go?ym niebem. A po kolacji w porcie, gdzie w rozlicznych sma?alniach daj? pyszne ?wie?e dorsze i fl?dry, robimy rundk? wokó? ko?obrzeskiej latarni morskiej, rzucamy okiem na Ba?tyk i k?adziemy si? spa?, by w ?rodku nocy ruszy? w drog? powrotn?.

Niedziela bowiem niezwykle pracowita. Najpierw festyn w pobliskich Krzeszowicach. Pami?tam wiele telewizyjnych programów, w których bra?em udzia? w?a?nie tu, w przepi?knym, cho? zdewastowanym pa?acu Potockich. Jest w?asno?ci? gminy i jednocze?nie sporym k?opotem, bowiem ch?? doprowadzenia tej budowli do stanu ?wietno?ci to gigantyczny zupe?nie wysi?ek finansowy. Stoi wi?c na razie zwiedzany przez tubylców i przyjezdnych, b?d?c wspomnieniem dawnych pi?knych dni. Historycznych odniesie? jest tu zreszt? wiele, cho?by dom legendarnego ju? za ?ycia scenografa, malarza, karykaturzysty Andrzeja Stopki. Nie wiedzia?em te?, ?e na miejscowym cmentarzu le?y wielu powsta?ców listopadowych i ten najwa?niejszy z nich, genera? Józef Ch?opicki.

Z Krzeszowic przenosimy si? do Wilamowic. Miejscowo?? ko?o K?t za?o?yli w trzynastym stuleciu... Holendrzy. Sk?d si? wzi?li? Ano, pewnie przybyli tu z zachodniej Europy, by stawia? czo?o poga?skim zast?pom tureckim, zap?dzaj?cym si? wci?? w te strony. Niektórzy zostali, daj?c pocz?tek kultywowanej do dzi? tradycji. Oczywi?cie bardzo j? spolszczono, cz?sto na si??, szczególnie po ostatniej wojnie, gdy stalinizm d??y? do unifikacji wszystkich i wszystkiego. Zakazywano wi?c mówienia po wilamowsku - to jakby mieszanina flamandzkiego i niemieckiego, u?ywana jeszcze przez najstarszych, zabraniano noszenia tutejszych strojów. Wiele rodzin potrafi wywie?? z ksi?g parafialnych genealogi? si?gaj?c? kilku wieków wstecz. Bawi? si? z nami przednio, s? serdeczni i mimo piwa lej?cego si? wokó? nie dostrzegam w ich oczach piastowskiego b?ysku, który zapowiada niechybn? zadym?. Kochaj? t? swoj? ma?? ojczyzn?, o której w Polsce tak niewielu wie.

Wiedz? natomiast wszyscy, ?e olimpiady zimowej tu nie b?dzie. I ju? s?ysz? g?osy, ?e to zmowa jaka? mi?dzynarodowych w?adz sportowych, ?e przekupstwo, ?e gra nie fair. Kolejny raz nie chc? nas, pi?knych, bogatych i ?wietnie przygotowanych. Co nam zostaje? Go?ota. I teleturniej "Id? na ca?o??".



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki