Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 12 wrze?nia


Grecy uwielbiaj? biesiady. Zasiadaj? wi?c za sto?ami ca?ymi rodzinami do posi?ków, którym ko?ca brak. Zamawiaj? znacznie wi?cej ni? mog? spo?y? je?li zobaczycie pozostawione nietkni?te niemal porcje, to mo?ecie mie? pewno??, ?e to sprawka miejscowych. Tury?ci czyszcz? talerze zawzi?cie nic dziwnego, jedzonko jest rewelacyjne. W gwarze rozmów co chwil? s?ycha? stukanie naczy?, bo bez niego picie jest niewa?ne. Nawet samotny klient (rzecz bardzo rzadka) po nalaniu cieczy do szklanki b?d? kieliszka stuka wpierw w blat, a potem spe?nia toast. Dlaczego? By zatrudni? wszystkie zmys?y. Wyja?ni? mi to obrazowo pewien kelner mówi?c: Gdy ci podaj? wino, to je widzisz. Pó?niej dotykasz podnosz?c do ust. Nast?pnie smakujesz i w?chasz. Brakuje jednego nie s?yszysz. Walnij wi?c kielichem o kielich lub cho?by o stó?, by uszy wiedzia?y co jest grane.

Wspomniany kelner popija? zreszt? t?go wykazuj?c luz bliski dezynwolturze, co tam uchodzi na sucho. Pewnego razu w uroczej, ma?ej knajpce nad zatok?, gdzie cumowa?y ?odzie rybaków, a ksi??yc rzuca? rozkoszne rozb?yski na tafl? morza, garson s?ucha? sk?adanego przez nas zamówienia oparty o ...muskularne rami? Andrzeja Mleczki. W Polsce nie do pomy?lenia.

Greckie rozmowy koncentrowa?y si? tego lata wokó? trz?sienia ziemi. Nic dziwnego okropny kataklizm dotkn?? wpierw s?siedni? Turcj? i mimo odwiecznych animozji mi?dzy tymi krajami, wyzwoli? rodzaj szczególnej solidarno?ci, jaka ??czy ludzi posiadaj?cych wspólne utrapienie. Mieszkaj? przecie? w strefie sejsmicznej aktywno?ci. S?usznie wi?c przeczuwali Grecy, ?e po tragedii nad Bosforem to samo mo?e zdarzy? si? u nich. Z przera?eniem wys?uchiwali?my doniesie? z Aten, tak dobrze znanych, schodzonych i przejechanych wzd?u? i wszerz, gdzie ?yj? bliscy i znajomi. Na szcz??cie ich domy nie ucierpia?y. Okazuje si? zreszt?, ?e obecne wymogi budowlane nakazuj? stawianie g??bokich fundamentów ze specjalnymi poduszkami amortyzuj?cymi wstrz?sy i tak skonstruowane budynki wytrzymuj? powa?ne nawet drgania naszej planety. Wali si? to przede wszystkim, co zosta?o zrobione bez zezwole? i byle jak. Ale pod zwa?ami betonu i ?elastwa gin? ludzie, a bezsilno?? wobec ?ywio?u parali?uje.

Kraków wita nas przepi?kn? pogod?, babim latem, ogrodem czerwonym od malin. Przegl?dam pras?, patrz? w okienko telewizora i wiem, ?e jestem w domu w?ród spraw, które przez miesi?c mnie nie zajmowa?y, a teraz na powrót zaczynaj? tworzy? szar? codzienno??. Szukam wi?c natychmiast ucieczki od tej szarzyzny i znajduj? j? w Galerii Osobliwo?ci ESTE, gdzie wystawiono prace Wojciecha Wo?y?skiego. Pozna?ski plastyk, którego wczesne dokonania ?wietnie pami?tam, pracuje od lat w Stanach Zjednoczonych. Rok temu zosta? mianowany profesorem ilustracji w Bostonie. Jego rysunki, gwasze i akwarele ?wietnie czuj? si? w pomieszczeniach b?d?cych dziwacznym po??czeniem starego lamusa z muzeum przyrody. S? dowcipne i wykonane z precyzj? dawnych mistrzów. Obejrzyjcie koniecznie!

Mi?e chwile sp?dzi?em tak?e za spraw? w?oskiego gwiazdora, któremu na imi? Andrea Bocelli. Znajomi obecni na ?ódzkim koncercie narzekali wprawdzie na nag?o?nienie imprezy, w zasadzie na jego brak, który sprawia?, ?e orkiestra zbyt cz?sto zag?usza?a ?piewaka. Przekaz telewizyjny by? pod tym wzgl?dem poprawny i chocia? zaserwowano nam repertuar ma?o wyszukany i nadmiernie eksploatowany, to artysta potwierdzi? sw? klas? i udowodni?, ?e potrafi dobywa? g?os w sposób urzekaj?cy. Ma na dodatek taki rodzaj skupienia, który mnie wzrusza. Daleki od bohaterskiej szar?y trzech muszkieterów operowej sceny, czyli panów Domingo, Carrerasa i Pavarottiego, znacznie bardziej liryczny, ?piewa bez najmniejszego wysi?ku, z bezb??dn? intonacj?, po prostu pi?knie.

A pó?niej wytrzyma?em kilka minut z Goranem Bregoviciem, którego tryumfalnego pochodu przez ró?ne kraje nie pojmuj?, bo nie mam nijakiej estymy dla epatowania tanim folklorem, który ludziom w moim wieku zawsze b?dzie kojarzy? si? z "cepeliad?". "Pije Kuba do Jakuba", czy "Sz?a dzieweczka do laseczka" podane w modnej wersji aran?acyjnej zrobi? zapewne furor?, bo ludzie lubi? jak jest g?upio i przyjemnie, ale mnie taki rodzaj estetycznych prze?y? brzydzi. W ogóle nie rozumiem powszechnego zachwytu nad wszystkim, co egzotyczne, b?d? pseudoegzotyczne. Byle by?a palma w tle, ciep?e morze, a ju? moim rodakom wydaje si?, ?e obcuj? z pi?knym, bogatym i pozbawionym problemów ?wiatem i ?ykaj? ten ?wiat, jak ciep?? kluch?, która mnie zwyczajnie staje w gardle.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki