Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 26 wrze?nia


Ruszyli?my z kopyta. Wi?c najpierw w ?rod? Katowice. Impreza pod go?ym niebem, ?ci?lej bior?c - pod namiotem, który przykry? sto?y, ?awy, estrad?. Te pierwsze zastawione jad?em rozmaitym. Czy mo?e by? co? bardziej smakowitego ni? ?l?ski krupniok? Nie kaszanka, ale krupniok w?a?nie, przypieczony na ruszcie i popity "halb?" piwa. Gwarzymy wi?c z Jankiem "Kyksem" Skrzekiem, miejscow? legend?, samoukiem muzycznym, który graj?c na fortepianie i na harmonijce ustnej, wy?piewuje w swoich sztajerkach i bluesach folklor tej ziemi. Jego brat Józef zak?ada? i wspó?tworzy? legendarn? kapel? "SBB", tradycja zatem rodzinnego muzykowania zdaje si? u Skrzeków oczywista. A jak barwnie i jak? pi?kn? gwar? opowiada Kyks anegdoty przeró?ne zwi?zane z latami wyst?pów.

Mniej pogodny nastrój towarzyszy rozmowom z zespo?em "Trojak". S? frakcj? s?ynnego "?l?ska", który po ?mierci Stanis?awa Hadyny, pozbawiony swego mentora, ducha opieku?czego, autorytetu niekwestionowanego, boryka si? z trudno?ciami finansowej g?ównie natury. Te k?opoty dotycz? wszystkich wielkich artystycznych przedsi?wzi?? - podobnie jak "Mazowsza". Utrzymywanie du?ych zespo?ów ludzi, przewo?enie ich, szycie strojów to koszty ogromne. Dlatego wi?c powstaj? rozmaite namiastki, mobilne, bo mniejsze liczebnie, no i ta?sze przede wszystkim. Który to raz dochodzimy do wniosku, ?e we wspó?czesnej kulturze op?acalno?? odsuwa na dalsze miejsce ambicje i prawdziwe pi?kno.

Znacznie gorszym piwem racz? nas w pi?tek w Warce. Miasto to odwiedzam pierwszy raz w ?yciu. Browar tutejszy posiada wieloletni? tradycj?, ale jego produkt nie przypad? mi do gustu. B?d? wi?c kojarzy? Wark? z Kazimierzem Pu?askim, bohaterem Stanów Zjednoczonych, którego dzie? ?wi?c? za oceanem okoliczno?ciow? parad?.

Retrospektywna wystawa dokona? Stasysa Eidrigeviciusa jest imponuj?ca. Przy placu Szczepa?skim pokazuje artysta z Litwy ogromn? ilo?? prac, daj?c dowód niezwyk?ego talentu. Nie wiem, czy jaki? inny obcokrajowiec robi w Polsce tak? karier?, jak Stasys w?a?nie. I nie wiem, czy jest plastyk tak pracowity i p?odny. Ogl?dam wi?c jego olejne obrazy. Te ogromne i te male?kie, namalowane na skrawku p?ótna, podziwiam niewielkie tempery, potem ekslibrisy, nast?pnie ilustracje ksi??kowe, rysunki tuszem i o?ówkiem, plakaty, wreszcie instalacje bliskie scenografii teatralnej, bo takow? te? tworzy. Jest w tym dziele specyficzny nastrój i pewien rozpoznawalny motyw. Ów motyw to przetwarzana na przeró?ne sposoby trójk?tna ludzka twarz z szeroko rozstawionymi guzikami oczu. I nagle patrz? na kilka fotografii zawieszonych obok na ?cianie i widz?, ?e ta twarz nale?y do ojca malarza, wielokrotnie zreszt? portretowanego. By rozejrze? si? w ?wiecie Eidrigeviciusa, trzeba wygospodarowa? sporo czasu, ale warto!

Zbigniew Paleta jest doskona?ym skrzypkiem. Kto wie, czy nie pierwszym w naszym kraju, który odda? ten instrument na potrzeby muzyki rozrywkowej. Wspó?tworzy? legend? Piwnicy Pod Baranami, wiele lat temu wyjecha? za chlebem do Meksyku. Ale wci?? powraca na stare ?mieci, wi?c przy okazji tegorocznej wizyty Iwona Meus przeprowadzi?a z nim rozmow? w krakowskim studiu telewizyjnym. Zaproszone towarzystwo w najlepszej pewnie intencji zakrzycza?o zacnego go?cia, wi?c nie zd??yli si? widzowie dowiedzie?, ?e gra? przez wiele lat z Ew? Demarczyk, tak?e z zespo?em Anawa, gdy powsta?a fantastyczna p?yta "Korowód". Nie powiedziano te? nic o jego ma?o znanej muzycznej pasji, jak? jest gra na... pile. "Pi?uje" Zbysio wy?mienicie, co którego? lata odczuli moi s?siedzi, gdy t?skna, j?cz?ca nuta wydobywana ze stalowego narz?dzia wibrowa?a d?ugo w?ród nocnej ciszy, przerywana jedynie toastami.

Na Rynku symboliczny kryszta? przywieziony z Finlandii. Jest cz??ci? wi?kszej ca?o?ci, która zostanie po??czona w Helsinkach pod koniec roku, by w dzie? sylwestra symbolizowa? "wej?cie w kolejny wiek". Ten ostatni zwrot przeczyta?em niedawno w prasie i kolejny raz krew si? we mnie burzy na ignorancki brak umiej?tno?ci liczenia do dwóch tysi?cy. A to wiedza, której ucz? w podstawówce.

Prasa wspomina?a Rais? Gorbaczow?, a nie Gorbaczowow?. Poprawion? formu?? nazwiska us?ysza?em chyba raz jeden. Gdyby s?ynny inicjator "pierestrojki" nazywa? si? Gorbacz, to jego ?ona by?aby Gorbaczow?. Tak jak Nowak ma Nowakow?, Pawlak Pawlakow? itd. W wypadku nazwiska Gorbaczow sprawa ma si? inaczej, ale nikogo to nie obchodzi, jak wida?.

To, ?e ulic? Frycza Modrzewskiego przemianowano, przywracaj?c jej dawn? nazw?, nie boli. Niech tam. Tylko ?e owa dawna nazwa brzmi Lubomirskich. A jest Lubomirskiego. Zgroza.

W sobot? rz?sista ulewa omal nie niweczy imprezy plenerowej w Por?bie ko?o Zawiercia. Ale wychodzimy zwyci?sko ze zmaga? z deszczem zalewaj?cym aparatur? nag?a?niaj?c?. Wracamy w strugach deszczu, a na asfaltowej drodze setki ?ab rozje?d?anych przez samochody osobowe i ci??arówki. ?al mi stworze? i rozumiem starania podejmowane w ró?nych miejscach kraju, by problem rozwi?za?. Wiem, ?e gdy strajki na ulicach i k?opoty wokó?, trudno my?le? o bezpiecze?stwie ?ab. Ale czasem lepiej ocali? jednego kumaka ni? bezmy?lnie i g?upio zmieni? stary szyld.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki