Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 17 pa?dziernika


Jesienne spacery z psem. Uczymy si? okolicy - Figa dlatego, ?e zacz??a poznawa? ?wiat, jest przecie? szczeni?ciem, ja - bo dot?d nie mia?em okazji tutaj ?azi?. Wi?c nagle przygl?dam si? obej?ciom domów, patrz? na ro?linno?? zwarzon? obecn? por? roku. I nagle robi si? s?onecznie i weselej, gdy trafiam na ulic? Poziomkow?.

Przyby? w domu jeszcze jeden zwierzak. Nie trzeba go karmi?, nie broi, ale ma w sobie czar niezwyk?y, bo narzucony r?k? prawdziwego mistrza. Mowa o kamiennej owieczce, dziele Bronis?awa Chromego. Z odwrócon? na bok g?ow? i skrzy?owanymi metalowymi nó?kami zdaje si? biec gdzie? do soczystych, zielonych pastwisk. Wiele lat temu znalaz?em si? w Bunkrze Sztuki na wystawie artysty. I trafi?em szcz??liwie na moment, kiedy autor sam oprowadza? zwiedzaj?cych i mówi? o swej sztuce. Obja?nia? cierpliwie i szczegó?owo rodowody poszczególnych eksponatów, rozprawia? o przepi?knych medalach. By? w tym wyk?adzie czu?y pietyzm dla zimnego, zdawa?oby si? materia?u, jakim jest kamie? i metal, by?o natchnienie i poezja. Pomy?la?em, ?e rze?ba to heroiczne zmaganie si? z tworzywem i tylko najwi?ksi potrafi?
tchn?? dusz? w twardo?? i nieruchomo??. Chromy do tych gigantów bez w?tpienia nale?y, dumny wi?c jestem, ?e mam w swym zwierzy?cu jedn? z jego istot. Za ten prezent z serca dzi?kuj?.

Dzi?kuj? zreszt? gor?co wszystkim, którzy o mnie pami?tali. Szczególnie wdzi?czny i wzruszony jestem wzgl?dami zupe?nie obcych ludzi, ich bezinteresown? i szczer? sympati?, bo jak inaczej nazwa? li?cik od 7-letniej dziewczynki, wyklejony pi??dziesi?cioma wyci?tymi z kolorowego papieru tulipanami, czy wierszyk sklecony przez dwie studentki ze ?l?ska z obietnic?, ?e swe dzieci b?d? chowa? w rytmie mojej ?piewaniny. Czasem serce ro?nie.

Zacz??em zastanawia? si? nad przemo?n? si?? telewizyjnej papki. Toniemy w niej po uszy, zalani importowan? szmir? latynosk?, pasjonujemy si? wyssanymi z palca przygodami meksyka?skich czy brazylijskich nababów, t?sknimy do tego lukrowanego pseudoszcz??liwego ?wiata. W efekcie g?upiejemy coraz bardziej, a dowody tej g?upoty spaceruj? po ulicach i biegaj? po podwórkach. Zezowaty syn notorycznego alkoholika ma na imi? Niko, pomoc barowa na stacji w Wólce to Esmeralda.

Przed paroma dniami zmar?a wybitna aktorka Halina Dobrowolska. Gdy czyta?em list? jej kreacji dramatycznych, westchn??em z podziwem. I co? I nic - popularno?? przynios?a jej dopiero telenowela "Klan", ta?mowo produkowana bzdura, gadanina o niczym, stwarzaj?ca pozory intryg i namiastk? akcji. Pokraczny jest los, który wielkie dokonania zamyka w ma?ych salach odwiedzanych przez nielicznych.

Uwielbiam nast?puj?c? zabaw?. Na kolanach album z reprodukcjami malarstwa. Zas?aniam d?oni? podpisy i zgaduj? poszczególnych autorów. Im cz??ciej si? udaje trafi? w?a?ciwie, tym satysfakcja wi?ksza i nieskromnie wyznam, udaje si?. Natomiast przegl?dana w wolnych chwilach - pi?knie wydana "Historia teatru" pod redakcj? Johna Russella Browna - wp?dzi?a mnie w kompleksy. Nagle u?wiadomi?em sobie, jak bardzo powierzchowna i pe?na luk jest moja wiedza o tej sztuce. Có? z tego, ?e obejrza?em dziesi?tki przedstawie?, a podczas studiów przeczyta?em ca?e tomy dramatów?

Postanowi?em wi?c uzupe?ni? swe braki wszelkimi si?ami, a gdy to robi?, ze s?uchawek s?czy si? cudowna muzyka p?yty nagranej dawno temu. Geniusz saksofonu John Coltrane i Johnny Hartman, której d?wi?ki wyczarowuje g?osem, powoduj?, ?e chcia?oby si? tak przesiedzie? ca?? zim?. Do pe?ni szcz??cia jeszcze tylko kubek herbaty z sokiem malinowym.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki