Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 12 grudnia


To b?dzie rzecz o mandolinie, która w moim ?yciu odegra?a (nomen omen) spor? rol?. Zawsze marzy?em o tym, by sobie akompaniowa?. Lata, w których dorasta?em, dyktowa?y instrument strunowy, ale szkrab kilkuletni do gitary ?apki mia? za ma?e. Zdecydowali wi?c rodzice, ?e pocz?tki
muzycznej wiedzy b?d? zdobywa? przy pomocy 8-strunowej (4 pary), strojonej
jak skrzypce mandoliny. Chodzi?em wi?c z drewnianym pude?kiem zapakowanym w pokrowiec, uszyty przez mam?, do pana Tadeusza Luba?skiego, przemi?ego staruszka, który z anielsk? cierpliwo?ci? prze?amywa? awersj? do wst?pnych, nudnych i bolesnych dla palców lewej r?ki ?wicze?.

Efekty takiej pracy przysz?y szybko. Opuszki wspomnianych palców stwardnia?y, by dzi? przypomina? podeszwy, a z rozmaitych nut rozk?adanych na pulpicie wygrywa?em serenady, ronda, wprawki, etiudy, gdy pan Tadeusz akompaniowa? mi na fortepianie lub gitarze. Z zazdro?ci? przygl?da?em si? swojemu mistrzowi, jak gra? na instrumencie, do którego wci?? wzdycha?em, ale te? szybko zacz??em gitarowo traktowa? swoj? mandolin?. I gdy uda?o si? skleci? kilka akordów, tak, by móc sobie podk?ada? do ?piewania, kwestia dalszej nauki zosta?a przes?dzona. Za to ma?y instrumencik by? zawsze w domu i dawa? zna? o sobie w ró?nych momentach. Dzi?ki nie mu pojecha?em pierwszy raz do... Ameryki. Tak, tak, to nie ?art.

Gdy Janusz Rewi?ski kompletowa? sk?adank? dla rodaków za oceanem, wymy?li?, ?e artystyczna trupa b?dzie tworzy? kapel? podwórkow?,
graj?c? okoliczno?ciowe kuplety krakowskie, warszawskie, lwowskie. ?ona "Rewy" Iwonka zawodzi?a na skrzypcach, Krzysiek Piasecki na gitarze, Staszek Zygmunt na akordeonie i ja na mandolinie.
Tak wi?c umiej?tno?? "piórkowania" pozwoli?a ruszy? w tras? barwn? i egzotyczn?, bo
zacz?li?my w New Jersey, by przez Teksas dotrze? do Los Angeles. Organizator tej eskapady mia? du?o pieni?dzy,
ale zupe?nie brakowa?o mu poj?cia o pracy estradowej, tak wi?c podopina? wszystkie sprawy, ?e z planowanych kilkunastu koncertów zagrali?my kilka, czasu za to wolnego by?o mnóstwo i ?ycie towarzyskie p?yn??o cudownie. W Nowym Jorku obiad proszony i pyta-nie fundatorki do Seweryna Krajewskiego, czy lubi Pink Floyd, na to nasza gwiazda:
"po deserach to ju? niekoniecznie". Oniemieli?my, nie wiedz?c, o co Sewerowi chodzi. Okaza?o si?, ?e ?le us?ysza? pytanie i zrozumia?, ?e chodzi o piwko. Na to rzeczywi?cie po owocach i tortach ju? nikt nie mia? ochoty.

A potem udawa?a moja mandolina greckie buzuki na ostatniej p?ycie "Pod Bud?". Z braku orygina?u nak?ada?em kilka ?ladów i wierzcie, efekt przeszed? oczekiwania. Brzmi to jak kapela z wysp. I teraz, niedawno, poproszono mnie, bym do muzyki Jacka Stankiewicza w spektaklu teatru Groteska "Powrót Odysa" podegra? par? nutek.

Dos?ownie kilka dni temu spotkanie z Krzy?kiem Gawlikiem, by?ym skrzypkiem naszego zespo?u, który wyjecha? przed stanem wojennym do USA i osiad? w Pó?nocnej
Karolinie. Przywióz? w?a?nie dwie mandoliny ?wietnej firmy i g?owi? si? nad nimi, bo i ta kusi, i ta n?ci. A ?e los naszych rodaków to cz?sto gotowe
scenariusze filmowe, wi?c rozmowy prowadzimy s??niste. Krzysiek robi smyczki do skrzypiec, prowadzi swój muzyczny kurs, wychowuje synka, którego powi?a mu Chinka, tak?e skrzypaczka. O mandolinie napisa?em kiedy? piosenk?. Opowiada o tym, jak to strunowe cude?ko koncertuje w duecie z fletem. Kawa?ek brzmi tak:

"Raz pewien artysta r?k?

do góry poniós? i rzek?

napisz? zaraz piosenk?

na mandolin? i flet.

A inny go?? melodi?

w paradny ubra? tekst

o tym co razem robi?

ta mandolina i flet.

O tym jak korzystaj?

z ?ycia przez du?e ?

o tym jak razem graj?

ta mandolina i flet.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki