Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 30 stycznia


Przegl?dam trzecie ju? wydanie ksi??ki Adolfa Gawalewicza "Refleksje w poczekalni do gazu". Zbiega si? z kolejn? rocznic? wyzwolenia obozu koncentracyjnego w O?wi?cimiu i przypomina czas nieludzki. Nie?yj?cy ju? autor wspomnie? by? bliskim koleg? mojego ojca, cz?sto go?ci? w naszym domu wnosz?c optymizm, pogod? ducha, specyficzny humor. By? mo?e wymienione przymioty pozwoli?y mu przetrwa? obozow? makabr?, do której zawsze mia? dystans ironiczny, cechuj?cy ludzi m?drych. "Sikoroszczak" - rzuca? do telefonicznej s?uchawki i zaraz potem pyta? tat?, czy jeszcze ?yje. Gdy mój rodzic z zaskoczeniem udziela? twierdz?cej odpowiedzi, pan Dolek mówi?: "Wczoraj w?a?nie odkitowa? jaki? tam X lub Y, wi?c sprawdzam u znajomych, kto jeszcze jest w?ród obecnych". Takie nastawienie do rzeczywisto?ci umo?liwi?o zapewne przetrwanie koszmaru, który mimo licznych na ten temat publikacji pozostaje dla wielu abstrakcj?. Gawalewicz po wyzwoleniu trafi? do Szwecji, gdzie by? operowany (terakoplastyka) i leczony. Znamienny niezwykle jest dialog, jaki prowadzi? ze szwedzk? piel?gniark?. Siostra Gudrun pyta: "Jak by?o w obozie z czytaniem ksi??ek i czasopism?". Autor: "Nie by?o ani ksi??ek, ani gazet, ani czasu i si? na to". Gudrun: "Ja nie wyobra?am sobie, jak kulturalny cz?owiek mo?e usn?? nie przeczytawszy przedtem czego?. Czy mieli?cie przy ?ó?kach nocne lampki?".

Nie jestem wielkim fanem literatury obozowej, ale ceni? t? ksi??k?. Jest ?wiadectwem niewyobra?alnej krzywdy, jak? wyrz?dzi? potrafi? tylko istoty obdarzone intelektem. Ale jest tak?e zapewnieniem, ?e prawdziwego cz?owiecze?stwa nie da si? zdepta?. Ono zawsze wstanie z kl?czek nie po to, by wzi?? odwet na oprawcach, ale by przestrzega? i uczy?. Dzi?ki takim jak pan Dolek s?owo "cz?owiek" czasami rzeczywi?cie brzmi dumnie.

W Przec?awiu znajduje si? pi?kny zamek. Nie jest stary, bo odbudowano go po kolejnym po?arze niemal od fundamentów. Stoi w 10-hektarowym parku i ?wiadczy o zamo?no?ci dawnych w?a?cicieli. Byli to Tarnowscy, Rejowie, Koniecpolscy. Obecnie zarz?dzaj?cy budynkiem udost?pniaj? go ró?nym firmom na okoliczno?ciowe fety. Bierzemy w takowej udzia? i mamy mo?liwo?? sp?dzenia paru chwil w scenerii, której brak jedynie Bia?ej Damy. Po drodze zatrzymujemy si? w restauracji o pretensjonalnej nieco nazwie "Malibu". Okazuje si?, ?e otwarto j? poprzedniego dnia, wi?c szef pragnie uhonorowa? pierwszych, jak twierdzi, znamienitych go?ci. Na stó? wje?d?aj? malownicze golonki z odpowiednio przypieczon? skórk?. S? pyszne, wi?c pope?niam wyst?pek i podnosz? poziom z?ego cholesterolu we krwi.

Niedzielny wieczór sp?dzamy w Sali Kongresowej, gdzie fundacja Dar Serca organizuje wielki koncert charytatywny. Wykonawców naspraszano t?um prawdziwy, zapowiada si? wi?c powa?na próba cierpliwo?ci widzów. Podziwiam zawsze audytorium tkwi?ce w fotelach 5 godzin. Nawet, je?li wyst?py s? najwy?szej próby. Przez estrad? przewija si? plejada naszych artystów. S? zas?u?eni jak Halina Kunicka czy Jerzy Po?omski, ale tak?e m?odzie?. Znów okazja do wspomnie?. Z Tadziem Wo?niakiem pozna?em si? ponad 20 lat temu. Zachwycony "Ballad? o Pot?gowej", któr? stworzy? do wiersza Stachury, prosi?em przy jakiej? wódeczce o ?piewanie tego po raz enty.

Z Markiem Grechut? gadamy o sporcie, bo o czym mo?e gada? dwóch tak zagorza?ych kibiców. Obaj radujemy si? sukcesem Agassiego w Australian Open, bo darzymy sympati? ogolonego na zero Amerykanina, za którego na trybunach trzyma kciuki jego obecna partnerka Steffi Graf. A Janusz Laskowski ("?ó?ty jesienny li??", "Kolorowe jarmarki") na mój ?art, ?e jest królem Bia?egostoku, gdzie mieszka - odpowiada: "Królem nie, ale wicekrólem" owszem. A potem jeszcze z Krysi? Pro?ko o grypie, z Edyt? Geppert o tekstach piosenek, z Andrzejem Zieli?skim o tym, ?e trzeba by kiedy? spotka? si? w Zakopanem. Tylko kiedy znale?? woln? chwil? w tym ko?owrotku? Chyba ju? na emeryturze.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki