Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 6 lutego


Delektuj? si? "Wspomnieniami z niepami?ci" Gustawa Holoubka. To pi?kna, ciep?a, bardzo osobista, ?wietnie skonstruowana i wywa?ona ksi??ka. Jej skromna obj?to?? (171 stron) wynika z premedytacji autora, który niczym wytrawny jubiler wola? skonstruowa? misterne cacko ni? uraczy? nas wielkim kawa?em ?le obrobionego kruszcu. Przecie? artysta o takim dorobku, kto?, kto prze?y? na tym ?ez padole prawie 80 lat, móg? napisa? memuary s??niste, opas?e, pe?ne faktów, anegdot, nazwisk, plotek i licho wie czego jeszcze. Tak si? jednak nie sta?o i mamy rzecz jedyn? w swym rodzaju, szczególn? dla krakusów, bo w du?ej mierze naszego miasta dotycz?c?, blisk? tym, dla których nazwy Zwierzyniec, Rudawa, Planty to tak?e historia dzieci?stwa, m?odo?ci.

Wybitny aktor jest starszy ode mnie o ca?e pokolenie - wci?? jednak znajduj? w jego relacji z przesz?o?ci rzeczy znajome, stwierdzenia, z jakimi identyfikuj? si? ca?kowicie. Ojciec pana Gustawa dzia?a? w Stowarzyszeniu "Sokó?". A przecie? jedyn? pami?tk? po moim dziadku jest spinka od sokolego munduru. Nie cierpi Holoubek ulicy Kopernika, bo kojarzy mu si? ze szpitalami, chorobami, ?mierci? - mam wobec tego rejonu naszego miasta takie samo odczucie, mimo ?e ?wiat ujrza?em w jednej z "kopernickich" klinik. Tak samo wspominam "zo?k?", któr? kiedy? kopa?em z rówie?nikami. My podbijanie w?óczkowego pompona obci??onego o?owian? plomb? nazywali?my kapkowaniem. Czytam: "Przed wojn? w dniach Wigilii i Bo?ego Narodzenia zawsze pada? ?nieg". Czytam: "na wiosn?, a potem w ci?gu lata, a pory te przed wojn? by?y zawsze pogodne". I ciep?o robi mi si? ko?o serca. Moje dzieci?stwo up?ywa?o wprawdzie po wojnie, ale przecie? kojarzy si? z mrozami i upa?ami we w?a?ciwych terminach.

A dzisiaj w pierwszych dniach lutego brodz? po Zakopanem w chlapie i szarudze, w?ród zwa?ów topniej?cego, brudnego jak nieszcz??cie ?niegu i zastanawiam si?, co jest grane. Gdzie zima, która jeszcze par? dni temu królowa?a pod Tatrami. W tej barowej aurze odwiedzamy zatem przeró?ne tutejsze knajpy, a czynimy to w sk?adzie nast?puj?cym: Micha? Ronikier - t?umacz, skoligacony ze stolic? Tatr, bo brat Majki Bachledowej - ?ony A?usia i mamy Andrzeja, coraz lepiej radz?cego sobie na alpejskich stokach. Micha? pe?ni tak?e funkcj? prezesa Galicyjskiej Akademii Smaku - ma zatem niemal obowi?zek bywania w miejscach wyszynku. Jan Wo?ek - malarz, tek?ciarz, pisarz - cz?owiek niepij?cy, ale dusza towarzystwa bez utajonej zawi?ci do tych, co spe?niaj? toasty. Janek porusza si? z ?on? i córkami.

Dalej Krzysio Daukszewicz - satyryk - cz?owiek wielkiej postury i serca - biesiadnik zawo?any z ?on? Ma?gosi?. I jeszcze nasze tutejsze przyleg?o?ci, Danusia i Tomek Sztenclowie, ma??e?stwo lekarzy - cudowni kompani - w?a?ciciele pi?knego domu, tak?e niez?ej mena?erii 4 psów i kota, rodzice dwóch studiuj?cych w Krakowie ch?opaków. No, i ja, i moja po?owica. ?azimy zatem, cz??ciej jednak siedzimy i godzinami gwarzymy o wszystkim, co cieszy lub boli. Wi?c przede wszystkim o nartach, które coraz trudniej pod Giewontem uprawia?. Tak, tak - o?le ??czki nie satysfakcjonuj? lepiej je?d??cych, tym bardziej jedyna przestarza?a, wci?? nieczynna z powodu byle podmuchu wiatru, kolejka na Kasprowy. A na górze kilometrowe kolejki do krzese?kowych wyci?gów. Uprawianie bia?ego szale?stwa traci sens, je?li musi by? okupione mnisimi po?wi?ceniami. Jest Zakopane strasznie za?miecone - uliczne kosze kipi?, na ziemi walaj? si? p?kni?te plastykowe wory roni?ce sw? paskudn? zawarto??. Za te za? "uroki" s?ono ka?e si? p?aci?, prezentuj?c taktyk?: "wyci?gn??, ile si? da i w nogi".

Ale przecie? nie samym narzekaniem nabrzmia?e te nasze rozmowy. ?miejemy si? cz?sto, zw?aszcza ?e nie ma lepszej areny dla wspó?zawodnictwa w anegdocie ni? stó?. Przecie? przy nim w?a?nie powsta?y najprzedniejsze, najsmakowitsze, najpi?kniejsze historyjki, odzywki, riposty, puenty. To stó? wyzwala rodzaj spontanicznej potrzeby dowcipkowania. A ?e spotkali?my przy owym meblu t?um przeró?nych indywiduów, orygina?ów i tzw. "modeli" potrafimy przytacza? setki zdarze?. Janek Wo?ek cudownie "robi" Jana Himilsbacha, tzn. na?laduje jego specyficzn? chrapliw? wymow? i najbardziej osobliw? retoryk? pod s?o?cem. Gdy babcia klozetowa, obdarzona przez nie?yj?cego prozaika zbyt du?ym napiwkiem, powiedzia?a, ?e nigdy od nikogo nie wzi??a wi?cej ni? nale?a?o, us?ysza?a w odpowiedzi: "i dlatego k... robisz w sraczu".

I gdy tak p?yniemy niesieni kaskad? ?miechu, przychodzi wiadomo?? o ?mierci Jacka Janczarskiego. Znany g?ównie ze s?uchowisk, jakie pisa? dla radiowej "Trójki", jeden z pokolenia Kofty i Kreczmara, do??czy? do nich na skutek pogrypowych powik?a?. A gryp? z?apa?, tu w Zakopanem, w?a?nie.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki