Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 13 lutego


Zakopia?ski Teatr im. Stanis?awa Ignacego Witkiewicza obrós? legend?. ?wiadcz? o tym dobitnie komplety na spektaklach, ludzie odchodz?cy od kasy z przys?owiowym kwitkiem. Odczuwam nawet, ?e wytworzy? si? rodzaj snobizmu na odwiedzanie tego miejsca, na bycie satelit? ?wi?tyni sztuki. Jeden z bardziej ekskluzywnych wieczorów sylwestrowych pod Tatrami dzieje si? przecie? w?a?nie tutaj. To cieszy. Grup? zapale?ców, którzy pod wodz? Andrzeja Dziuka wybrali rodzaj kulturalnej emigracji, miast bi? si? o zaszczyty i s?aw? w wielkich centrach, opisano, chwalono, nagradzano wiele razy. Nie ?ledz? wszystkich przedsi?wzi?? tej trupy, ale od czasu do czasu wpadam z wizyt?.

Tym razem obejrza?em "Kurk? wodn?", kto wie, czy nie najciekawsz? sztuk? patrona zakopia?skiej sceny. Napisa? o niej Daniel C. Gerould, ?e to dramat "... o pocz?tkach, ko?cach i istotach rzeczy - o dualizmie narodzin i ?mierci, tworzenia i zniszczenia, jednostki i ?wiata, podmiotu i przedmiotu". Gdyby tak? konstatacj? mo?na by?o dopasowa? do wspomnianej inscenizacji, by?oby cudownie. Niestety, odnios?em wra?enie, ?e to tylko opowie?? o seksualnym pop?dzie - jednakim dla wszystkich pokole?, ka??cym paln?? sobie w ?eb w przypadku niespe?nienia. Bohaterowie przedstawienia wi?ksz? uwag? przywi?zuj? do nieustaj?cego rozbierania si? ni? podawania tre?ci istotnych.

Jest jeszcze jedna rzecz, która zawsze w ich scenicznym bycie dra?ni?a mnie okropnie. Krzyk. Rodem ze studenckiego teatru buntu ko?ca lat 60. - tam ?rodek ekspresji, tu niezno?na maniera. Brak piano m?czy na d?u?sz? met? i dokucza. Jest ciekawy pomys? na zagospodarowanie przestrzeni - scenografia Marka Mikulskiego, jest przyzwoite i rzetelne aktorstwo Andrzeja Bieniasa i to wszystko. ?ycz? zas?u?onej placówce powodzenia i publiki, która zdaje si? nie traci? cierpliwo?ci.

T? klepsydr? czyta?em kilka razy, nie daj?c wiary smutnej prawdzie. Umar? Andrzej Maliszewski - socjolog, d?ugoletni pracownik O?rodka Bada? Prasoznawczych, ale przede wszystkim rozs?dny, uczciwy facet, bliski znajomy, m?? kole?anki ze studiów. Pozna?em go wiele lat temu w klubie "Pod Gruszk?". Czasem kibicowa?em szachowym partiom, jakie rozgrywa? z kolegami, cz??ciej dyskutowa?em - nieraz za?arcie, bo talent polemiczny mia? du?y, a my?li niepokorne. Przecie? tak niedawno balowali?my na Ani i jego srebrnym weselu. Pe?en energii, zdawa? si? mie? wi?cej ch?ci do ?ycia ni? wielu znacznie m?odszych. Umar? nagle, poprawiaj?c prace swoich studentów. Mo?e cho? paru zd??y? zaszczepi? trze?wo?? w ocenie tego pijanego ?wiata i uczciwo??, której prawie ju? nie ma. ?al.

Nagle zrobi?o si? wiosennie. Pierwiosnki wystrzeli?y z t? ob??ka?cz? determinacj?, która ka?e przyrodzie rwa? do przodu za lada cieplejszym podmuchem. Czy nawrót zimy nie zetnie ich bezlito?nie? Ale przecie? taka aura sprzyja mi?osnym uniesieniom, a te eksponuje si? w mediach przy okazji dnia ?w. Walentego. Par? lat temu na "dziennikowych" ?amach opublikowa?em felietonik, w którym krytycznie odnios?em si? do histerii wokó? zapo?yczonego anglosaskiego obyczaju. Nie zmieni?em zdania. Nie lubi? ?wi?t na rozkaz. Przecie? w czasach komunistycznego re?imu, na które przypad?a moja m?odo??, kochali?my, wyznawali uczucia, wzdychali, ronili ?zy wzrusze?, kradli poca?unki i nikt nie musia? nam o tym przypomina?.

Ja wiem, ?e lepiej ma?powa? walentynki ni? uderzenia kijem bejsbolowym (w Ameryce s?u?y do odbijania pi?ki), ale to niepohamowane, wsz?dobylskie na?ladownictwo jest u nas mod? obowi?zkow? i dotyczy wszystkich niemal przejawów ?ywota. Od?ywiamy si? `a la Zachód, ?wi?tujemy tak?e, bawimy, ubieramy. Robimy (cho? tak naprawd? tylko nam si? wydaje) identyczn? muzyk?, radio, telewizj?, wolny czas sp?dzamy przy komputerze, a w efekcie nie wiemy, który król przeniós? stolic? z Krakowa do Warszawy. Takie pytanie obali?o panienk? dzwoni?c? do popularnego programu "Rower B?a?eja". Jestem przekonany, ?e dziewcz? za to perfekcyjnie klika myszk?, a klawiatura laptopa nie ma dla niej tajemnic. Czy?by?my zatem lada dzie? pod patronatem ?w. Walentego kocha? zacz?li si? poprzez Internet?

Mam nadziej?, ?e nie doczekam takiej chwili i t? nadziej? próbowa?em wyartyku?owa? przy pomocy Radia Alfa, które zorganizowa?o w restauracji "Krew i Ró?a" dyskusj? o mi?o?ci. Pogadali?my ciep?o, rozstaj?c si? w prze?wiadczeniu, ?e na razie przynajmniej nic nie zast?pi dotyku kochanej osoby, jej oddechu i szeptu. A gdy nadchodzi taka chwila, to niewa?ne, czy 14 lutego, czy kiedykolwiek w kosmosie.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki