Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 19 marca


W moim domu pojawi? si? komputer. ?a?? ko?o niego, przygl?dam podejrzliwie, próbuj?, instruowany przez znajomych, uruchomi? jedn? czy drug? funkcj?, po??czy? si? z Internetem, napisa? co? w Wordzie, w??czy? drukark? itd. Idzie to opornie, jakby urz?dzenie wyczuwa?o mój brak do niego zaufania, niech?? do stukania w klawiatur?. I chocia? wiem, ?e wcze?niej czy pó?niej opanuj? te najwa?niejsze czynno?ci i "Dzienniczki" zaczn? przekazywa? redakcji za pomoc? poczty e-mail, to nigdy nie przestan? czerpa? rado?ci i satysfakcji z pisania piórem, gdy spod r?ki na papier leje si? wst??ka czarnego atramentu. Komputer wyeliminuje oczywi?cie b??dy czy przej?zyczenia powsta?e podczas telefonicznego przekazu, kiedy moje s?owa bywaj? zniekszta?cone lub ?le zrozumiane przez któr?? z uroczych i cierpliwych maszynistek. Tak przekr?cono w zesz?ym tygodniu nazwisko zmar?ego Jerzego Zaczy?skiego, nie Waczy?skiego.

A skoro mowa o nieobecnych, to jeszcze raz - przyrzekam ostatni - powróc? do sprawy Andrzeja Zauchy. Powód? Rwetes wokó? wywiadu telewizyjnego, jakiego udzieli? Grzegorz Piotrowski - morderca ksi?dza Popie?uszki. Ha?ba - krzycz?, skandal. I krzycz? s?usznie. Publiczna telewizja nie mo?e promowa? zbrodni, lansowa? bandziorów. Czemu wi?c znacznie wcze?niej przyznaje si? nagrod? innemu mordercy, tak?e odsiaduj?cemu wieloletni wyrok? Czemu to przed kamerami, w obecno?ci dziennikarza swe racje wy?uszcza facet, który w pa?dziernikowy wieczór, wiele lat temu, z premedytacj? u?mierci? popularnego piosenkarza i towarzysz?c? mu niewiast?? O z?oczy?cach ?wiat powinien zapomina?, gdy tylko w?druj? za kratki, a nie karmi? si? ich zbrodniami, zaprasza? na pogaw?dki. To, co sta?o si? w ?odzi, jest obrzydliwe. Ale programy typu "rozmowy w celi" tak?e budz? moj? odraz?. I mam nadziej?, ?e nie tylko moj?.

A teraz o czym? przyjemnym. W poniedzia?ek w Teatrze STU odby? si? benefis Ani Dymnej. Zgromadzi? t?um wielki na widowni, tak?e za kulisami, bo wybitna aktorka cieszy si? powszechn? sympati? i uznaniem, tote? ka?dy, kto umie co? na pami??, chcia? znale?? si? cho? przez chwil? na scenie, by podzi?kowa? beneficjantce za lata prze?y? i wzrusze?. Czynili to aktorzy ze Starego Teatru, ale tak?e tuzy scen warszawskich, piosenkarze, muzycy oraz ludzie niezwi?zani z bran??, ale mile przez artystk? widziani, jak np. mistrz sportów motorowodnych Waldemar Marsza?ek. Powo?any na t? okazj? zespó? "S?siedzi" w sk?adzie: Maja Sikorowska, Jan Hnatowicz (s?siad przez p?ot) oraz ni?ej podpisany (s?siad przez dwa ogrodzenia) wykona? okoliczno?ciow? piosenk?. Ca?o?? niebawem na ma?ym ekranie.

Tak?e dla telewizji powstaj? we Wroc?awiu "Wieczory kabaretowe". Tworz? je cz?onkowie kabaretu Elita. W moim przekonaniu to ostatni kabaret artystyczny w Polsce, utrzymuj?cy wysoki poziom, opieraj?cy si? tanim gustom i poklaskowi za wszelk? cen?. Zaprosili mnie do udzia?u w tym programie, pojecha?em bez namów, bo ich po prostu uwielbiam. Kilka chwil sp?dzonych na estradzie, to nic w porównaniu z paroma wspólnymi godzinami w bufecie, garderobie, podczas prób, przed kamerami. Jest weso?o, inteligentnie, wraca cz?owiek z pod?adowanymi akumulatorami i czuje si? tak, jakby mu kto? wstrzykn?? szczepionk? na ?wiat Kiepskich, Badziewiaków i im podobnych. Na ten ca?y ?wiat, który zawojowa? nasze media i próbuje mi wmówi?, ?e ?redni rodak to zapijaczony, nieogolony cwaniaczek, ?a??cy po domu w spodniach od pi?amy, dowcipkuj?cy jedynie na temat wydalania b?d? czynno?ci prokreacyjnych. W opozycji do tego ?wiata Elita jest naprawd? tym, co oznacza.

Byli?my jeszcze w ?a?cucie, by zagra? w tamtejszej dyskotece. Niewiele miast mo?e pochwali? si? takim miejscem. Zainwestowano w lokal wielkie pieni?dze, ale ma to prawdziwie profesjonalny wymiar. ?wietne ?wiat?a, pomys?owe wn?trze pozwalaj? na urz?dzanie przeró?nych imprez. Chcia?oby si? wsz?dzie tak wyst?powa?.

A za oknami szpaki. Wprawdzie nieco zdeprymowane po?aciami ?niegu zalegaj?cymi ogród, ale ju? dziarsko szukaj? po?ywienia. Pojawi?y si? tak nagle, jak wspomniany na wst?pie komputer i mo?ecie wierzy? b?d? nie, sprawi?y mi wi?ksz? rado?? ni? to ?wiec?ce pud?o.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki