Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 26 marca


Tydzie? rozpocz??em od Wroc?awia. Odby? si? tam mianowicie koncert pt. "Zbigniew Herbert - Przes?anie". Wiersze znakomitego poety opatrzy? muzyk? wybitny kompozytor Stanis?aw Radwan i tak powsta?a wyj?tkowa w nastrojach i barwach p?yta. ?piewam na niej jedn? z piosenek z Ani? Radwan i dlatego znalaz?em si? w stolicy Dolnego ?l?ska. Spektakl towarzyszy? Przegl?dowi Piosenki Aktorskiej. Zgromadzi? wytworn? i nieco nad?t? publiczno??, której czo?obitno?? wobec dorocznych festiwali zawsze mnie troch? dra?ni?a, ale pewnie dzi?ki tej zakochanej w ?piewaj?cych aktorach widowni impreza trwa, ma spory bud?et i mo?e sobie zafundowa? wizyty takich tuzów, jak np. Gilbert Becaud.

Starszy pan jest w niesamowitej formie, daje recital pe?en werwy, a swoje przepi?kne pie?ni przepija wódeczk? i przepala papieroskiem, które to u?ywki nic a nic mu nie szkodz?. Fenomen. Koncert Radwanowej muzyki wyre?yserowa? Jerzy Grzegorzewski i ma zamiar rzecz ca?? powtórzy? w stolicy. Pojad? tam z przyjemno?ci?, by jeszcze raz odtworzy? "K?opoty ma?ego stwórcy" w towarzystwie pi?knie ?piewaj?cej i urodziwej artystki Starego Teatru.

A potem ruszy?em do ?ar i Jeleniej Góry, by... uk?ada? pasjansa, bo wspólny z Grzesiem Turnauem recital zatytu?owali?my "Pasjans na dwóch". Z akompaniamentem jedynie fortepianu i gitary prezentujemy swoje dokonania s?owno-muzyczne. Inny rodzaj satysfakcji daj? takie wyst?py, gdy cz?owiek zdany tylko na siebie i koleg?, w formie bardzo kameralnej, niemal intymnej. A i tak uda?o si? uzyska? owacj? na stoj?co. Króciutka wizyta w Karpaczu przypomina dawn? bytno?? w tym miejscu, gdy zaproszono mnie, bym wyst?pi? podczas zako?czenia samochodowego Rajdu Karkonoszy. ?y? jeszcze wtedy nasz znakomity rajdowiec Marian Bublewicz, który zreszt? wygra? t? imprez?. A ja otrzyma?em od organizatorów polecenie, by przesta? ?piewa?, gdy tylko samochód zwyci?zcy wjedzie na stadion (wyst?p by? plenerowy). Tak sta?o si? w po?owie którego? utworu, wi?c zamilk?em nagle, jakby kto? wy??czy? p?yt? z kontaktu.

Nast?pnie uda?em si? do Poznania. Zespó? starych ruder, ciesz?cych si? nie najlepsz? s?aw?, zamieniono tu w hotel i restauracj?, i nazwano "Zagroda Bamberska". Dlaczego? Ju? wyja?niam. Na pocz?tku XVIII stulecia przybywali do Wielkopolski osadnicy z niemieckiego Bambergu. Przynie?li ze sob? w?asne obyczaje i stroje, tak?e rodzaj porz?dku i zorganizowania. I jak to bywa z obcymi, patrzono na nich ró?nie - do dzi? w tamtych rejonach s?owem bamber okre?la si? kogo? ?obuzowatego, nie budz?cego zaufania, ale bambry czy bambrzy przetrwa?y i przyznaj? si? do swego rodowodu. Najlepszy dowód, ?e otwarcie wspomnianego lokalu mia?o niezwykle uroczysty charakter, jad?o i napitki wszelakie roznosi?y pi?kne dziewczyny w stylowych strojach, a ca?o?? u?wietni? sw? obecno?ci? arcybiskup Paetz, bamber z pochodzenia.

Jakby tej tu?aczki by?o ma?o, zawitali?my jeszcze do Mielca, gdzie otwarto klub "Papillon". Chwali?em tydzie? temu dyskotek? w ?a?cucie, a? tu nagle cudo jeszcze wi?ksze. Przepi?knie urz?dzone wn?trze, w ciep?ych, pastelowych barwach, z wieloma witra?ami niezwyk?ej urody. Ka?dy przedstawia tytu?owego motyla, ka?dy jest inny, ale wszystkie ??czy delikatno?? rysunku i kolorystyczne wysmakowanie. Zapyta?em o autora i dowiedzia?em si?, ?e to nasz krakowski artysta z Zak?adów Witra?owych ?ele?skiego, tych przy alei Krasi?skiego. Poczu?em si? dumny z koneksji z t? firm?. Wiele lat przepracowali tam Stach i Krzysztof Majkowie - s?siedzi moi z sublokatorskiego mieszkania, towarzysze dziecinnych zabaw. A doln? cz??? kuchennego okna w mym obecnym domu zajmuje ma?y, kolorowy witra?yk, w?a?nie ze wspomnianej pracowni. Pod motylimi skrzyd?ami przyj?to nas serdecznie, a piosenki fruwa?y pod sufitem.

Id?cie do Sukiennic i zobaczcie koniecznie wystaw? rysunków Barbary Gawdzik-Brzozowskiej. Artystka mieszka w Zakopanem, mia?em przyjemno?? i zaszczyt pozna? j? osobi?cie i by? w pracowni pod Tatrami. To ?wiat uroczych kotów, ryb, panien przeró?nych, wyczarowany precyzyjn? kresk?, ?wiat przyjaznej ironii, zwiewnych sukien i trzepotania rz?s. Ze ?ciany, na któr? patrz? ka?dego dnia, spogl?da na mnie Tertulian, kocisko o wielkich, bursztynowych oczach, obok niego na ?aweczce wyci?gni?ta w niedba?ej pozie Serafina. Wystawa, któr? zachwalam, to ca?a kolekcja takich postaci o fantazyjnych i znacz?cych imionach. Bo czy? mo?na lepiej ochrzci? nad?t? ryb? ni? Polikarp?

Na murze kto? nabazgra? Cracovia - Jude. Có? za idiotyzm!!! Gdyby, drogi mój pacykarzu, cho? troch? prawdy tkwi?o w tym stwierdzeniu, pi?karze pasiaków graliby niechybnie w Lidze Mistrzów, zamiast pl?ta? si? byle gdzie. Zacietrzewienie durniów bawi mnie na wiosn?.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki