Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 14 maja


W poniedzia?ek w warszawskim Teatrze Dramatycznym wielki koncert. T?um wykonawców - patronat radiowej Trojki, du?a reklama - wszystko po to, by zdoby? pieni?dze na zabieg operacyjny, któremu lada dzie? podda sie jeden z naszych estradowych przyjació?. Potrafimy czasem jednoczy? sie w szlachetnych intencjach jakby wbrew sentencji wypowiedzianej przez ?wietnego gitarzyst? Janusza Strobla, która to my?l brzmi: "Polak jak nie pomo?e, to ju? pomóg?". Pi?kne, co? Ale Janusz pomaga prawdziwie, bo jego akompaniament jest doprawdy najwy?szej klasy. W ten sposób wyst?p odchudzonej cudownie Ewy Bem by? autentycznym majstersztykiem. Wszyscy zreszt? stawali na g?owie, by przedsi?wzi?cie by?o udane, by ci, którzy zap?acili za bilety, czy tez weszli w tzw. sponsoring, opu?cili sale usatysfakcjonowani, poczuli nasza wdzi?czno??.

Wtorek i ?rod? sp?dzi?em na przes?uchaniach. Okropne to s?owo wywo?uj?ce policyjno-sadowe skojarzenia odnosi sie do konkursu piosenki. Ale tak sie ju? utar?o - przes?uchania festiwalowe i kropka. Po?wiec? im nieco wi?cej uwagi, bo problem wa?ny. By?y przez cale lata najwa?niejsza cz??ci? Studenckiego Festiwalu Piosenki. Wywo?ywa?y emocje, gromadzi?y t?umy na widowni, stanowi?y sol tego przegl?du. Nie imprezy towarzysz?ce - te mo?na zrobi? przy ka?dej okazji - w?a?nie konkurs decydowa? o potrzebie istnienia krakowskiej imprezy.

Od pewnego czasu ze smutkiem obserwuje zmierzch tych zmaga?, jaka? przedziwna indolencje intelektualna naszej akademickiej m?odzie?y. Wi?kszo?? potencjalnych nast?pców Grechuty, Kaczmarskiego, Turnaua, "Raz dwa trzy", w odró?nieniu od swych poprzedników nie ma nic do powiedzenia o wspó?czesno?ci. ?piewane teksty s? popisem grafomanii i braku gustu. Nie lepiej z warstwa muzyczna. W tej materii obowi?zuje zasada - im mniej melodii, tym lepiej, jakby proste nuty uk?adaj?ce sie w ?atwy do powtórzenia szlagier wywo?ywa?y obrzydzenie. Jakiego braku zrozumienia rymowanego s?owa potrzeba, by z lirycznego wierszyka Agnieszki Osieckiej wymodzi? nad?t? "kantat? o w?glu" - jak przywyk?em nazywa? napuszone, patetyczne cha?y. Unifikuje sie ten festiwal przez nijako?? i brak ewidentnych wyró?ników tak bardzo, ze móg?by sie odby? gdziekolwiek pod dowolnym szyldem.

Ale jest w tym tak?e wina organizatorów. Z jednej strony uparcie pragn? zachowa? ci?g?o?? i tradycje, z drugiej za? - szkodz? owemu trwaniu. A tradycja to tak?e jedno?? miejsca (przeniesienie konkursu z Rotundy zaszkodzi?o mu moim zdaniem), to tak?e drobiazgi takie, jak: odegranie sygna?u, jak uroczyste otwarcie, jak sprawna inspicjentura, dobry prowadz?cy. To tak?e przestrzeganie regulaminu, który zezwala? na wyst?p studentom, b?d? ludziom zwi?zanym ze studenckim ruchem kulturalnym. Tego roku odnios?em wra?enie, ze oceniam przegl?d dorobku artystycznego szkó? ?rednich. Trwaj?ce równocze?nie matury parali?owa?y przes?uchania, po raz pierwszy w historii zmusi?y jurorów do czekania na ubiegaj?cych sie o laury.

Swoje przywi?zanie do wspomnianej tradycji manifestuje na ka?dym kroku, wdzi?czno?? i sentyment do studenckiego festiwalu piosenki podkre?la?em wiele razy. Ale nie jestem zwolennikiem podtrzymywania zjawisk, które z ro?nych przyczyn zanikaj?. Dlatego z oburzeniem przyj??em sugestie organizatorów wyg?oszon? podczas obrad jury (zdarzy?o sie to pierwszy raz w mojej 17-letniej karierze jurora), by przyzna? koniecznie I nagrod?. Dlaczego? Bo brak takowej oznacza dla sponsorów slaby poziom ca?o?ci i mog? straci? zapa? do wyk?adania kasy w przysz?o?ci! Tak my?le? nie umiem, takim asekuranctwem sie brzydz?, wi?c ze smutkiem wysiadam z tego tramwaju. Wióz? mnie d?ugo przez pi?kne krainy, ale teraz dotar? do p?tli, po której kr??y w kó?ko goni?c swój ostatni wagon.

Pojecha?em jeszcze do Go?dapi - prawie 700 km od Krakowa, przy rosyjskiej granicy. Schludne to miasteczko t?tni?o dorocznym festynem zwanym Biesiada. zapad?a noc, a wielotysi?czny t?um nie opuszczali rynku, domagaj?c sie bisów. T? mi?? atmosfer? zburzy? kamie? rzucony na estrad?. Nie zrobi? nikomu krzywdy, wszystko bez przeszkód dobieg?o do ko?ca. By? jednak sygna?em z ciemno?ci, ze oto nie wszyscy nadajemy na tych samych falach. Sygna?em wys?anym przez grup? m?odzie?y, jak to cudownie okre?laj? dziennikarze. Grupa m?odzie?y - czytam - uzbrojona w palki, no?e, siekiery i tasaki wesz?a do dyskoteki, by za?atwi? porachunki.

Do cholery! nazywajcie po imieniu rzeczy i ludzi, gdy na to zas?uguj?. Nie porównujcie bandytów z towarzystwem naszych dzieci, pomó?cie swymi piórami, mikrofonami, kamerami sadom i policji. Zaraz, zaraz jak to mówi? Strobel? Polak jak nie pomo?e, to ju? pomóg?. No, w?a?nie.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki