Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 15 pa?dziernika


No, i mamy nowego prezydenta. Zaduma?em si? nad tym wyborem, zaduma?em si? nad dziwnym naszym krajem trudnym do zrozumienia. By?y komuch, stroj?cy sobie zdaniem przeciwników ?arty z Ojca ?wi?tego, wygra? w Wadowicach i pod Jasn? Gór?... Za pomoc? dost?pnej mi wiedzy matematycznej i malutkiego kalkulatora obliczy?em tak?e, ?e panowie: Paw?owski, Wilecki, Ikonowicz otrzymali mniej g?osów ni? ilo?? podpisów, jak? musieli uzyska?, by w ogóle ubiega? si? o prezydentur?. Sk?d zatem wzi?li wcze?niej potrzebne 100 tysi?cy autografów?

Poniedzia?kowy wieczór w Teatrze STU mia? charakter kawalerski. Benefis Tadeusza Huka wymy?lono bowiem tak, ?e widowni? stanowili sami m??czy?ni. Niewiasty mog?y jedynie ?ledzi? estradowe popisy na telebimie ustawionym w foyer. Popularny aktor odbiera? nale?ne ho?dy dostojnie i m??nie, jak przysta?o na silnego cz?owieka. Nie roni? ?ez, nie pok?ada? si? z uciechy, mimo ?e koledzy arty?ci robili wszystko, by by?o i nastrojowo, i ?miesznie. Tak?e gro?nie, jak podczas pokazu grupy komandosów. W powietrzu fruwa?y powsta?e na t? okazj? limeryki, pi?kne damy ?piewa?y pi?knie - armia, z której uczyniono przewodni motyw imprezy, stawa?a si? mniej gro?na, rzek?bym nawet - uduchowiona, jak na teatr przysta?o. I jak na prawdziwego cz?owieka teatru, którym Huk jest bez dwóch zda?.

We wtorek poszed?em do hotelu "Cracovia", zaproszony przez szefa tego zacnego przybytku na specjalny obiad. Powód by? nie byle jaki, chodzi?o o fetowanie Roberta Korzeniowskiego i jego olimpijskiego sukcesu. Nale?y bowiem s?ynny sportowiec do grupy ludzi, których Tomek Kowalski - wspomniany wy?ej szef - zaprasza od czasu do czasu na pogaw?dk? przy smako?ykach tamtejszej kuchni. Owe spotkania maj? ju? swoj? tradycj? oraz grono sta?ych bywalców. Tworz? je m.in. Krzysztof Jasi?ski, Leszek Piskorz, Korzeniowski w?a?nie, Adam Ziemianin i ni?ej podpisany. I nie wiem, co bardziej chwali? w tych zapiskach - ryb? z patelni czy kaczk?, wy?mienite wina czy pomys? Tomka, dzi?ki któremu mog?em trzyma? w d?oniach z?ote trofea naszego chodziarza, s?ucha? arcyciekawych opowie?ci o Sydney i nie tylko. A ?e tego dnia mia?em urodziny, podano jeszcze wy?mienity tort i od?piewano 100 lat. Nie zjawi? si? przy stole zaj?ty w Brukseli genera? Bieniek, ale tego popo?udnia na szlif generalski zas?u?y? g?ównie Kowalski.

A pó?niej zmieni?em miejsce biesiady, udaj?c si? w go?cinne progi Ani i Andrzeja Grabowskich. Aktorska para, której zalet nie zamierzam wychwala? ze wzgl?du na zbyt ma?? pojemno?? mojego diariusza, to znajomi od lat. Niezrównani kompani, mówi?cy tym samym j?zykiem, my?l?cy tym samym skrótem. Zw?aszcza z J?drkiem potrafimy nie?le "powalczy?", cho? teraz mniej na to czasu. Od momentu, gdy zosta? Ferdynandem Kiepskim, siedzi ci?gle we Wroc?awiu, gdzie kr?c? t? okropno??. My?licie, ?e mam mu to za z?e? Ale? sk?d! Nie przesta? by? fantastycznym kumplem, nic nie straci? z zawodowych umiej?tno?ci. Aktor - g?ba wszak do wynaj?cia, a to g?ba kochana.

Czytam ze wzruszeniem Tadeusza Ró?ewicza "Matka odchodzi". Niewielk? czarn? ksi??eczk? dosta?em na urodziny od mamy. Nie wiem, czy chcia?a nada? prezentowi jakie? dodatkowe znaczenie? Mo?e. Tak czy siak, utwór wielkiego poety jest przejmuj?cy. Dotyczy w ca?o?ci ukochanej rodzicielki poety, jest jednocze?nie hymnem, elegi?, epitafium, ale tak?e zapewnieniem, ?e mi?o?? do matki to dowód prawdziwego cz?owiecze?stwa. I jest tam fragment wstydliwego wyznania artysty, który nie dotrzyma? danej kiedy? obietnicy i nie pokaza? swojej mamie Krakowa, nie zawióz? w Tatry, nie zafundowa? pobytu nad morzem. Pyta zatem: "Czy w niebie jest morze, nad którym siedz? nasze Matki w biednych salopkach, p?aszczach, starych pantoflach i kapeluszach?". My?l?, ?e jest.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki