Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 26 listopada


Hotel na Ursynowie, w którym mieszkam od tygodnia, wita napisem, ?e jest wolny od tytoniowego dymu. Nic dziwnego, nale?y do tutejszego Centrum Onkologii. Ta czysto?? powietrza bardzo mi na r?k? - w ogóle jest schludnie, ciep?o i mi?o. Do ?ródmie?cia daleko, ale ilo?? roboty nie pozwala, na razie, na bujne ?ycie towarzyskie i kulturalne. Studio, gdzie nagrywamy, nie zmieni?o si? od czasu ostatniej bytno?ci, a radiowy bufet karmi znakomicie. Mnóstwo gotowanych jarzyn, ?wietne zupy, rozmaite sa?atki, pozwalaj? wegetarianinowi zape?ni? brzuch do woli. Po korytarzach przemykaj? znane twarze, st??enie wielkich nazwisk, a co za tym idzie - talentów i s?awy onie?miela, ale te? mobilizuje do wysi?ku.

W gmachu telewizji usytuowano kawiarni?, gdzie mo?na obejrze? ciekaw? wystaw?. Jej autorem jest Jan Tyszler - weteran w?ród pracowników wspomnianej instytucji. Od lat "?wieci" w ró?nych programach - s?owem ustawia ?wiat?o i jest w tej materii autorytetem nie lada. Pracowali?my wspólnie wiele razy, wi?c teraz witamy si? wylewnie i wernisa? ogl?dam w towarzystwie jego twórcy. Zachwyci?em si? pastelowymi pejza?ami Janka, malowanymi w ró?nych miejscach naszego kraju, g?ównie jednak na Mazurach, które ukocha? i gdzie ma dom. Obrazki o mocnym impresjonistycznym rodowodzie naprawd? urzekaj?. Na dodatek mia?em zagwarantowany do nich komentarz, pe?en ciekawych wiadomo?ci.

Pojawi? si? krakowski akcent, bo oto nagle nad wodami jeziora, na pi?knym, zielonym cyplu, widz? zabudowania nale??ce do Jurka Marczy?skiego - kiedy? szefa podwawelskich studentów, pó?niej dyrektora naszej estrady. Wyniós? si? dawno do krainy jezior i prowadzi tam pensjonat.

Nie kocham Warszawy, ale z szacunkiem obserwuj? rozmach, z jakim rozwija si? to miasto. Wielkie przeszklone budynki mno?? si? jak grzyby po deszczu. Co krok okaza?e kompleksy handlowe lub biurowe - wi?kszo?? ju? ustrojona ?wi?tecznie. Kolejny przejaw naszego zapatrzenia na Zachód. Mnie, tradycjonalist? w tej materii, dra?ni? troch? przedwczesne ?yczenia, choinki gwiazdy, anio?ki, ale có?, taki, teraz ?wiat... Koledzy z bran?y mówi?, ?e co bardziej zapobiegliwi nagrywali kol?dy ju? w czerwcu.

Zaproszono mnie do wzi?cia udzia?u w Ogólnopolskim Przegl?dzie Piosenki Autorskiej. Przysta?em na propozycj?, chocia? presti? schowanej w Teatrze Nowym imprezy niewielki. Poka?? to pewnie pó?n? noc?, bo kogo dzi? obchodz? piosenki z tekstem? Komu potrzebne liryczne wzruszenia, prokurowane przez tzw. bardów z gitarami. Jest natomiast okazja do spotkania wielu starych znajomych, wymiany uwag na temat naszej doczesno?ci, czyli rodzin, ?ycia zawodowego itp. Zasada koncertu taka, ?e ka?dy z wykonawców prezentuje dwie piosenki - star? i premierow?. Ju? na próbie konstatuj? niezmiennie dobr? form? poznaniaka Grzesia Tomczaka czy przedstawiciela miejscowych Tomka Wachnowskiego.

Wybaczcie, koledzy kompozytorzy, ale gdy mowa o autorach piosenek, to zawsze my?l? wpierw o tych, którzy wymy?lili ich tekst. Nawet najpi?kniejsze nuty nie przemówi? g?osem sumienia i trudno wyobrazi? sobie s?uchania melodii Dylana, Cohena, Brela, Kaczmarskiego bez s?ów, które im towarzysz?. Nie pojmuj? natomiast pomys?u organizatorów, by znalaz?o si? tutaj paru "gigantów" my?li poetyckiej. Czy?by chcieli da? akcent komercyjny w postaci twarzy z najg?upszych i najbardziej prza?nych telequizów, osób kojarzonych z knajpianymi przebojami? Czy nic ju? w tym kraju nie mo?e oby? si? bez "g?b"?

Podczas krótkiej wizyty u znajomych (ona piosenkarka, on wybitny instrumentalista - przemili zreszt? ludzie) s?ysz? z ust pani domu, ?e tutaj, w Warszawie, trzeba by?. Ma na my?li, rzecz jasna, kwesti? kariery zawodowej. Pozwol? sobie mie? inny pogl?d, dlatego wieczorem wsiadam w poci?g, by cho? na par? chwil wróci? do domu. Mimo ?e za oknem wiatr i listopad, obieca?em sobie solennie, ?e nawet najwi?ksze nawa?nice nie przeszkodz? mi w ulubionych spacerach z psem. Moja Figa warszawiank?? Nigdy!



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki