Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 17 grudnia


Nareszcie ?nieg. Sypn??o wczoraj g?sto wielkimi, mokrymi p?atkami i ca?y ogród przykry? si? bia?? ko?dr?. Pies zwariowa? z rado?ci, my tak?e jej nie kryjemy, troch? jak maluchy wygl?daj?ce sanny. Jest w tym oczekiwaniu na zim? wspomnienie dzieci?stwa, jaka? dziwna t?sknota za disnejowskim obrazkiem, kiczowatym by? mo?e w swej cukierkowato?ci, ale ciep?ym od ognia na kominie, który grzeje domowników, cho? za oknem wiatr i mróz. Wpad?em na weekend do domu, zostawiaj?c stolic? i sprawy zawodowe w bezpiecznej odleg?o?ci.

Kilka dni temu wyst?pili?my w Warszawie w hotelu Europejskim, gdzie Marek Majewski prowadzi scen? kabaretow?. Znany g?ównie z wierszowanego komentarza politycznego drukowanego we "Wprost" i tekstów tradycyjnych telewizyjnych szopek noworocznych, autor przejawia spor? aktywno??, której efektem wspomniane comiesi?czne spotkania. Gromadz? wci?? t? sam? publiczno?? (atmosfera na sali niemal rodzinna), a udaje si? to za spraw? idei, jaka ka?e zmienia? sk?ad wykonawców kolejnych wieczorów. Tak wi?c widzowie spotykaj? si? zawsze z nowymi twarzami.

Pomys? nieodkrywczy, ale skuteczny. Przez niewielk? scenk? przewin??y si? dziesi?tki artystów ró?nych estradowych specjalno?ci. Piosenkarze obok satyryków, rewelersi obok zespo?ów uprawiaj?cych muzyk? etniczn?, poeci obok wirtuozów ró?nych instrumentów. Na sali dostojne grono - znane twarze - dostrzeg?em Janusza Korwin-Mikkego i Marka Borowskiego. Jak wida?, g?ód strawy duchowej jest taki sam u wszystkich, bez wzgl?du na pogl?dy i przynale?no?ci.

Pi?tkowy z kolei wyst?p w kr?gielni Arco ??czy? potrzeby ducha z potrzebami cia?a. Zgromadzeni go?cie jedli, pili, s?uchali piosenek i jazzowych opracowa? kol?d - grali tak?e w kr?gle. Przygl?da?em si? z zaciekawieniem tej rozrywce, bo sam nigdy nie próbowa?em rzuca? wielk? kul?, rozbijaj?c? ustawione w okre?lonym porz?dku figury. Moje zainteresowanie wzbudzi? przede wszystkim imponuj?cy obiekt. 32 tory (tyle naliczy?em, mo?e jest wi?cej) w pe?ni zautomatyzowane i skomputeryzowane, bajecznie o?wietlone, to inwestycja w ameryka?skim stylu. Do tego bary, dyskoteka - ca?o?? kosztowa?a pono? wiele milionów dolarów. Kolorowy gad?et w naszej szarówce.

Dzie? wcze?niej uda?em si? na... plebani?. Po co? By pogada? z proboszczem. Sutann? ubra? na t? okazj? Marcin Daniec - gospodarz jednego z wielu programów typu talk show. Dlaczego zgodzi?em si? gada? z nim przed kamerami, gdy wci?? odmawiam innym "wywiadowcom"? Bo znamy si? d?ugo, lubimy i mam do Marcina wystarczaj?c? doz? zaufania potrzebn? w takich razach. Ufam mianowicie, ?e nie przekroczy cienkiej granicy, za któr? ju? tylko prywatno??, jakiej nie chcemy pokazywa? ?wiatu. Na podobn? spowied? zdecydowali si? tak?e piosenkarz "Piasek" i od kilku tygodni s?siad Krzysio Piasecki. By?o chyba przyzwoicie - czy ?miesznie, zdecyduj? telewidzowie.

Moj? ostatni? lektur? jest "Dziennik Bridget Jones". Ksi??ka Helen Fielding robi furor? na ca?ym ?wiecie, lada moment us?yszymy j? w radiu czytan? przez Dorot? Segd?. Ona w?a?nie poleci?a mi wspomnian? pozycj?. Przy okazji dowiedzia?em si?, ?e zarejestrowanie na radiowej ta?mie trzydziestu kilku stron tekstu zajmuje oko?o 2 godzin. W przypadku wspomnianej powie?ci praca potrwa zatem mniej wi?cej 15 godzin. Okropna robota. Ale rekompensuj? j? pewnie lekko??, dowcip, finezja, z jak? rzecz zosta?a napisana.

Ma form? notatek m?odej, samotnej kobiety, pracownicy brytyjskiego wydawnictwa, niewiasty na wskro? wspó?czesnej, usi?uj?cej znale?? swoje miejsce na spo?ecznej drabinie, t?skni?cej za prawdziw? mi?o?ci?, dbaj?cej o lini? itd. To jednocze?nie satyra na obecny ?wiat, o której Salman Rushdie powiedzia?: "Przekomiczna ksi??ka. Nawet m??czy?ni b?d? si? ?mia?". Czy? to nie wystarczaj?ca rekomendacja na d?ugie, zimowe wieczory? Czy? nie wymarzony prezent pod choink??

Dzi?kuj? za ?yczenia imieninowe i ?wi?teczne od osób prywatnych i instytucji. Wasza przychylno?? i sympatia dodaj? otuchy tak potrzebnej wszystkim. Rewan?uj? si? z serca p?yn?cym - Weso?ych ?wi?t! Drodzy Czytelnicy - oby nadchodz?cy symboliczny, bo pierwszy w tysi?cleciu rok nie by? gorszy ni? ten, który mija.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki