Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 24 grudnia


Zatem Wigilia. Najpi?kniejszy, najbardziej nastrojowy, najbardziej rodzinny dzie? w roku. Nie znam dok?adnie genezy tego obyczaju, nie wiem dlaczego nie wykszta?ci? si? w wielu innych katolickich krajach. Wiem jednak, ?e mog? zazdro?ci? nam, Polakom, niezwyk?ej wieczerzy z wolnym miejscem przy stole czekaj?cym na przybysza, sianem pod obrusem, op?atkiem, który dzielony ??czy wszystkich cho? na par? chwil.

Mog? nam zazdro?ci? kol?d, bo tak melodyjnych, m?drych bo?onarodzeniowych pie?ni nie ?piewa si? nigdzie. Co z tego, ?e najpopularniejsza "Cicha noc" urodzi?a si? w Austrii? Przecie? "Gdy ?liczna Panna", "Lulaj?e Jezuniu", "Bóg si? rodzi" mog?yby sta? si? ?wiatowymi przebojami. Tyle w nich uczucia i godno?ci, liryzmu i powagi.

?piewamy wi?c kol?dy w specjalnym wydaniu "Szansy na sukces". Ale krzywa jaka? ta szansa i nie jednaka dla wszystkich. Niby o zabaw? chodzi, o mi?e sp?dzanie czasu - telewizja mimo wszystko preferuje zawody i igrzyska, bo jej odbiorcy tego potrzebuj?, zatem tak?e to spotkanie zamienia si? w jaki? niemrawy konkurs. Losujemy utwory, ale nie wszyscy. Ch?? lepszego wyst?pu ka?e komu? z estradowej rodziny ustali? wcze?niej wykonywan? kol?d?. Nie podoba mi si? takie podej?cie do zabawy, ale ?piewam z Majk? i dla niej - wszak fatygowa?a si? specjalnie z Krakowa.

Wracam do wigilijnego sto?u. W k?cie pokoju choinka, g?sta, dorodna jod?a ubrana w ró?nokolorowy strój. Ile w nim elementów! Na czubku z?oty szpic, kiedy? w rodzinnym domu wieszali?my srebrn? gwiazd?. Dalej rozmaite bombki, ?a?cuchy - teraz kupne, dawniej lepione w mozole z kolorowego papieru. Mo?e za spraw? naszego lenistwa znik?y owijane staniolem orzechy, cukierki i pomadki, które podkradali?my b?d?c dzieciakami. Coraz rzadziej pojawiaj? si? jab?ka. W pami?ci jedynie przetrwa?y ?wieczki mocowane w male?kich metalowych lichtarzykach. Ale jedlina pachnie zawsze tak samo i je?li jestem sk?onny kupowa? drzewko robione z ga??zi (wzgl?dy ekologiczne), to nie toleruj? plastykowych dziwol?gów.

No, i jeszcze prezenty przynoszone przez anio?ka. Spór o to, kto nas obdarowuje tego dnia, toczy?em wiele razy, wi?c dalej nie umiem pogodzi? si? z prowadz?cym Teleexpress, gdy og?asza rodakom, ?e oto b?dziemy oczekiwali ?w. Miko?aja. Nie wszyscy, mi?y panie. Tu, pod Wawelem, ?w. Miko?aj spe?ni? sw? misj? w dzie?, któremu patronuje, czyli 6 grudnia. Podobnie traktuj? jego wizyty Francuzi. W Wielkopolsce prezenty gwiazdkowe, czyli te k?adzione pod choink?, przynosi Gwiazdor. Mnie ?w. Miko?aj zatrudniony przez warszawiaków podczas ?wi?t kojarzy si? z sowieckim Dziadkiem Mrozem i nie s? to skojarzenia najlepsze.

Nie poci?ga tak?e ameryka?ska wersja lansowana w mediach. Drzewko z dekoracj? zmienian? przez komputer? Mo?na, ale po co. Nasze zagapienie w tamtym kierunku przynosi ró?ne efekty, najcz??ciej marne. Skoro Marilyn Monroe wyst?powa?a dla ameryka?skich ?o?nierzy, to i my wysy?amy ch?opcom stacjonuj?cym w Kosowie popularne piosenkarki. Powstaje karykatura artystycznego popisu, raczej popis nieudolno?ci wykonawców, którzy udaj?, ?e jest okay, podczas gdy nic si? nie klei. Momenty wzruszaj?ce w programie to te, gdy wojacy rozmawiaj? za pomoc? ??czy telewizyjnych ze swymi bliskimi, wtedy jest prawdziwie i po ludzku, wigilijnie.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki