Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Poniedzia?ek, 1 stycznia 2001


Inaczej ni? zwykle (nie w niedziel?) czyni? te zapiski. Ale dzisiejsza data pozwala chyba na male?kie odst?pstwo od regu?y. Ba - pozwala na wszelkie odst?pstwa, prowokuje wr?cz do ?amania przyj?tych zasad, norm. Wszak sama jest czym? tak nieracjonalnym, symbolicznym, trudnym do okre?lenia. Wkraczamy oto w nowe tysi?clecie. Milenium - dla kosmosu u?amek sekundy - dla ludzko?ci czas potrzebny na to, by z nied?wiedzich skór zdobywanych przy pomocy oszczepów i ?uków przenie?? si? w rzeczywisto?? komputerów, cyfry, telefonii komórkowej. Wkraczamy w now? er? z niezmiennie cudownym brakiem wiedzy na temat tego, co przyniesie kolejny dzie?.

Sylwestra sp?dza?em pod Tatrami. Bawili?my si? z grup? przyjació? w Czarcim Jarze - niedawno otwartej góralskiej drewnianej chacie. Do ta?ca na przemian przygrywa?y - kapela regionalna i zespó? wykonuj?cy muzyk? popularn? (rzadka to sprawa w dobie dyskoteki). O wspomnianej kapeli dwa s?owa. Dotycz? dziwnego i niestety powszechnego ju? obyczaju. Otó? w Zakopanem us?yszycie w wielu miejscach d?wi?ki skrzypiec, basów, chór przyzwoicie zestrojonych g?osów. Natomiast coraz trudniej b?dzie wam obcowa? z saba?ow? nut?. Nie wiem dlaczego odziani w gunie, cuchy, ?nie?nobia?e koszule, kierpce arty?ci racz? nas kawa?kami cyga?skimi, orawskimi, ba?ka?skimi. Cz?sto czuj? si? w sercu gór jak w restauracji Balaton.

Powy?sza dygresja nie zmienia jednak faktu, ?e bawili?my si? ?wietnie do bia?ego rana. A to powita?o nas iskrzeniem ?wie?o spad?ego ?niegu, przymrozkiem, s?o?cem. Noworoczny spacer zapiera? dech w p?ucach nadwer??onych ta?cami, jad?em i napitkiem rozmaitym. Krakowsko-warszawska ferajna zwali?a si? najpierw w nasze progi, by osuszy? kolejn? butelczyn? i po?yczy? sobie jeszcze raz wszystkiego najlepszego. Potem przenie?li?my si? w inne go?cinne miejsce, pij?c, ?piewaj?c, ciesz?c si? jak dzieciaki, mimo ?e przed nami morze niepewno?ci. Rado?? wspóln? powi?kszy? jeszcze Adam Ma?ysz skacz?c w Ga-Pa najdalej. Jakie to mi?e, gdy kto? z naszych uciera nosa innym wielkim utytu?owanym.

Jutrzejsza prasa przyniesie wie?ci o tym, jak bawiono si? tu i w dalekim ?wiecie. Przecie? powitanie kolejnego roku ma charakter regionalny, uzale?niony od kalendarza niejednakiego wsz?dzie. To, co dla nas wielkie i podnios?e, gdzie indziej szare jak dzie? powszedni. Bliscy mi Grecy nie przywi?zuj? do zabawy sylwestrowej specjalnej uwagi. Graj? w karty, prognozuj?c w ten sposób powodzenie w przysz?o?ci. Wygrany - król, przegrany - blotka. Przed nami czas podsumowa?.

Wszelkimi mo?liwymi naj zalej? nas media i nied?ugo przestaniemy odró?nia? najwspanialszych od najgorszych minionego wieku. Taka ju? ludzka natura, kochamy rywalizacj?, listy, rankingi, miejsca na podiach. Do??czam si? wi?c do rzeszy typuj?cych.

Najm?drzejszy cz?owiek mijaj?cego stulecia - Stanis?aw Lem (za wszystko).

Naj?mieszniejszy satyryk - Andrzej Mleczko (za kresk?).

Najwi?kszy aktor - Janusz Gajos (za talent).

Najlepszy autor tekstów - Wojtek M?ynarski (by? mistrzem i drogowskazem).

Najukocha?sza kobieta - moja ?ona (bo ze mn? wytrzymuje).

Przepraszam, ?e nie opracowa?em jeszcze wielu innych kategorii naj. Bierze si? to st?d, ?e naj-mniej lubi? to robi?.

Zdrowia! Reszt? mo?na kupi?.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki