Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 7 stycznia


Adam Ma?ysz na pierwszych stronach wszystkich gazet. Adam Ma?ysz - rozlega si? od Helu po ?ys? Polan?, od Bia?egostoku po Zielon? Gór?. I s?usznie. Dawno ju? polski sport zimowy nie mia? takiego sukcesu, dawno zapomniano o Wojtku Fortunie i jego z?otym medalu z Sapporo. Sympatyczny, m?ody cz?owiek z Wis?y odnotowa? ?yciowe osi?gni?cie, a nam, kibicom, dostarczy? rado?ci i wzrusze?. Ale nale?? do ludzi, którzy wsz?dzie poszukuj? równowagi i umiaru, wi?c mimo entuzjazmu, jaki okazywa?em przed telewizorem i ocieranych ukradkiem ?ez musz? zwróci? uwag? na kilka szczegó?ów.

Wygranie presti?owego Turnieju 4 Skoczni to nie mistrzostwo olimpijskie chocia?by, wi?c okre?lanie Ma?ysza mianem króla naszych sportowców jest nieuzasadnione, tak?e obra?liwe dla wielu bardziej utytu?owanych. Zachrypni?temu od ochów i achów panu komentatorowi pragn? powiedzie?, ?e nasz skoczek nie ma "najsilniejszych nóg na ?wiecie", ani te? nie wynalaz? nowego rewolucyjnego stylu latania. Jest po prostu w ?wietnej dyspozycji fizycznej i psychicznej (sam potwierdza to w wywiadach), która to dyspozycja pozwala odbi? si? we w?a?ciwym momencie, osi?gn?? odpowiedni? wysoko?? i lecie? w przepa?? przera?aj?c? dla ka?dego ?miertelnika.

Nie mog? znie?? histerycznego chóru g?osów prze?cigaj?cych si? w przyczepianiu do Ma?yszowych pleców po?owy niemal ogrodu zoologicznego. Jest wi?c nasz narciarz tygrysem na progu, jastrz?biem b?d? or?em (najlepiej w koronie) w powietrzu, pum? po wyl?dowaniu. Bezczelnego dziennikarza, który wdar? si? z mikrofonem do domu pana Adama, by n?ka? jego rodzin? ?enuj?cymi pytaniami, nie porównam do ?adnego zwierzaka, by nie obrazi? tego ostatniego. Z zawstydzeniem jednak patrzy?em na skonfundowane panie opowiadaj?ce, jak b?d? przyrz?dza? kaczk? na powitanie tryumfatora.

Zostawcie go w spokoju. Niech odpocznie po trudach i wra?eniach, by pó?niej dalej startowa? z powodzeniem. Przecie? ju? kiedy? wo?ono, noszono na r?kach, obsypywano zaszczytami i medalami wspomnianego wcze?niej Fortun?, by wkrótce stwierdzi?, ?e to przypadek, ?e mu odbi?o, ?e w zasadzie co? tam... Czy zwyczajna ludzka rado?? musi by? zawsze podszyta niezdrow? sensacj?? Do opinii, ?e sukces Polaka to symboliczna zapowied? tego, co b?dzie si? dzia?o w nowym stuleciu, do??cz? nadziej?, ?e nadchodz?cy wiek pozwoli nam normalnie?.

Praca nad p?yt? dobiega ko?ca. Jeszcze kilka sesji i przestan? rezydowa? w stolicy. W pi?tek poszed?em do "Romy" obejrze? g?o?ny ju? musical "Miss Sajgon". Dzi?ki uprzejmo?ci szefa teatru i re?ysera ca?ego przedsi?wzi?cia Wojtka K?pczy?skiego zasiadam na zat?oczonej do granic mo?liwo?ci widowni. Przed budynkiem autokary z ró?nych stron kraju - sukces finansowy sztuki jest ju? faktem. To cieszy i robi wra?enie - chwilami nawet zapiera dech rozmach inscenizacyjny, z jakim Wojtek podszed? do sprawy. Otó? nagle okazuje si?, ?e na polskiej scenie mo?e pi?knie wspó?brzmie?, równo ta?czy?, przemieszcza? si? w zawrotnym tempie t?um urodziwych aktorów.

35-osobowa orkiestra pracuje bez zarzutu. Pomys?owe zmiany dekoracji, z fantastyczn? imitacj? l?duj?cego helikoptera w??cznie, to znikaj?, to pojawiaj? si? w perfekcyjnie realizowanym ?wietle. Niestety, szwankuje meritum, czyli wystawiona po raz pierwszy w Londynie 11 lat temu opowiastka o mi?o?ci ameryka?skiego ?o?nierza i wietnamskiej prostytutki. On wraca po wojnie do kraju, ona zostaje w re?imowej ojczy?nie z synkiem, owocem krótkiego romansu. Patetyczne ?piewanie o dzieciach podobnie pocz?tych, które przecie? s? nasze (czytaj: ameryka?skie), dra?ni nad?ciem i tr?ci myszk?. Wszak owe pociechy to dzisiaj 30-latki. Mizerny jest tak?e polski przek?ad. Autor zmaga? si? wprawdzie z permanentnymi, narzuconymi przez muzyk? rymami m?skimi, ale i to nie t?umaczy wielu zwyk?ych nieudolno?ci.

Pierwszy akt ogl?da?em przytulony z boku, drugi ju? wygodnie z miejsca zwolnionego przez... Adama Hanuszkiewicza. Mistrz zrejterowa? w przerwie, t?umacz?c ucieczk? duchot? panuj?c? na sali. Wytrzyma?em do ko?ca i nie ?a?uj?. Ma?o - polecam, bo cho? nie wolna od wymienionych potkni?? inscenizacja, jest zapowiedzi? kolejnych na miar? apetytów i talentu twórców obecnej. Widzom pozostaje jedynie ?yczy?, by pojawi?y si? takie, po których obejrzeniu wyjd? na ulic?, nuc?c pi?kne melodie. Z "Sajgonu" tych?e nie wynios?em.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki