Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 6 lipca


Mo?e za spraw? trzech pierwszych dni tygodnia wolnych od wyjazdu, grania
i ?piewania, czuj? powiew wakacji, za którymi bardzo t?skni?. Jaki? pi?kny jest Kraków o ?wicie. Ju? prawie zapomnia?em, jak wygl?daj? puste ulice budz?ce si? ze snu i polewaczki sp?ukuj?ce trud minionej nocy. Kraków porannych powrotów do domu - czy mo?e by? co? bardziej urokliwego? Wi?c ?a?? po mie?cie, spotykam znajomych, przesiaduj? w ogródkach przy piwie, albo siedz? przy barze w "Masce" i czytam gazety popijaj?c herbat? lub sok. A po drugiej stronie baru cudowne dziewczyny i jeszcze znajduj? czas, ?eby ze mn? gada?. Gadam z nimi o niczym, rozkoszuj?c si? woln? chwil?, wymieniamy uwagi o pogodzie, jedzeniu, ludziach obok.

Takie rozmowy to dla mnie odtrutka na uczony i zajad?y zgie?k dooko?a, na nasz? paranoj?, o której trafnie ?piewa Jan Kaczmarek z wroc?awskiego kabaretu "Elita". Nomen omen, to najlepsi kabareciarze w tym kraju. Od lat trzymaj? poziom i form?, od lat inteligentnie i m?drze bawi?. Nie wzbudzaj? mo?e zachwytu t?umów, bo nie opowiadaj? starych dowcipów, nie na?miewaj? si? z ksi?dza, albo opuchni?tej twarzy obecnego prezydenta. I chwa?a im za to. Robi? swoje i oby jak najd?u?ej.

Rozkoszna laba ko?czy si? szybko. W czwartek ruszam do Gi?ycka, by wyst?pi? jako go?? na tamtejszym festiwalu piosenki turystycznej "Ukleja". Nad ca?o?ci? czuwa wojsko organizacja dobra, koncerty odbywaj? si? w dawnej twierdzy, gdzie zrobiono amfiteatr. Poziom taki sobie, mimo ?e impreza w tym roku mi?dzynarodowa. To "international", które dodaje si? do tytu?u, brzmi ?wiatowo, ale wysokiej rangi artystycznej nie gwarantuje. Z trudem rozpoznaj? jak?? swoj? piosenk?, bezlito?nie "skatowan?" przez pocz?tkuj?cych artystów.

Piosenka turystyczna to dziwny twór, bo w zasadzie w jednym worku l?duje tu wszystko, co ?piewa si? z gitar? przy ognisku w górach b?d? nad jeziorem. "Turystyczny" jest wi?c Okud?awa, ale zaraz potem "turystyczna" okazuje si? Budka Suflera.

W pi?tek Górka Klasztorna, 70 km na pó?nocny zachód od Bydgoszczy, najstarsze w Polsce sanktuarium maryjne. Tam te? festiwal, tym razem Maria Carmen - piosenka religijna. Roz?piewanej m?odzie?y nie przeszkadza ulewny deszcz. Patron przedsi?wzi?cia, ksi?dz Janusz Jezusek (czy mo?na si? lepiej nazywa??) og?asza dyspens?, wi?c pi?tkowy post nikomu nie grozi. Jest Rysiek Rynkowski, do pó?na dyskutujemy oczywi?cie o bran?y muzycznej, o tym, ?e Stowarzyszenie Producentów Audio Video zdecydowa?o obni?y? granic? "z?otej p?yty" o po?ow?, wi?c do 50 tysi?cy sprzedanych egzemplarzy. Je?li ta decyzja zadzia?a wstecz, to b?d? b?yszcza? z?otem, jak kopalnie z ksi??ek Jacka Londona. Ale dysputa jest te? mniej prozaiczna, bardziej metafizyczna. O Med?ugorie miejscu niezwyk?ych zjawisk maryjnych, którego Serbowie nie potrafili zniszczy? podczas ba?ka?skiej wojny. Ch?on? z zainteresowaniem t? histori?, chocia? pragmatyk ze mnie niezno?ny.

W sobot? na po?udnie, bo jeszcze trzeba za?piewa? w Dniach Miko?owa. Leje niemi?osiernie, ale publiczno?? dziarsko trzyma parasole, popija piwo i nie my?li i?? do domu. Wracamy do Krakowa w potokach wody.

Dobieg? tak?e ko?ca deszczowy Wimbledon. Kibicowa?em Borysowi Beckerowi, bo to wielki sportowiec. Ceni? go za determinacj?, która ka?e 2-metrowpmu facetowi rzuca? si? szczupakiem do beznadziejnych pi?ek. Nie sprosta? jednak Samprasowi, trudno - powiedzia?em sobie, zw?aszcza ?e ten ostatni te? mi bliski. Jest ameryka?skim Grekiem, wi?c rodakiem mojej ?ony. A Grecja to miejsce moich wakacji, za którymi tak t?skni?.




powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki