Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 4 marca


Kole?anka ze studiów poprosi?a o rozmow? na temat wydarze? marcowych 1968 roku. Siedz? zatem u Zosi w Wieliczce i usi?uj? zebra? my?li, by skleci? z nich jaki? sensowny w?tek. Byli?my wtedy na pierwszym roku studiów, nieopierzeni, m?odzi, troch? bez "swojej historii". Powojenne pokolenie wychowane w komunistycznym obozie, gdzie pilnowano, by wszyscy mieli jednakowo niewiele, zapewniaj?c równocze?nie podstawy egzystencji. Politycznie u?wiadomieni przez inteligenckie domy, z których pochodzili?my, tak?e nauczycieli licealnych cz?sto jeszcze z przedwojennym cenzusem. Umieli oni jakby mimochodem powiedzie? o tym wszystkim, co skre?lono z podr?czników, przemyci? wiedz? o Katyniu, prawd? na temat stalinowskich prze?ladowa?.

Czy by? w nas bunt? Raczej pod?wiadoma potrzeba powiedzenia n i e obowi?zuj?cym regu?om gry, pewien rodzaj przekory - tak oczywisty, gdy si? ma 19 lat i nie my?li o jutrze. Gdy wi?c przysz?y wie?ci ze stolicy, ?e zdj?to ze sceny narodowy dramat, ?e pa?uj? naszych kolegów, wystarczy?o g?o?ne "pod Adasia", by t?um ruszy? z pie?ni? na ustach. Szed?em wi?c w t?umie dumny z przynale?no?ci do tych wszystkich filologów, matematyków, biologów, szed?em krzycz?c, skanduj?c, dopóki petardy z gazem ?zawi?cym nie zak?óci?y oddechu, a tyraliera pa?karzy nie z?ama?a naszych zwartych szeregów. To by? bolesny kopniak. Wtargni?cie obcych na teren uniwersytetu, szykany wobec bardziej aktywnych demonstrantów. Policzek wymierzony nam - m?odym. Nasza historia zacz??a si? zapisywa?.

Po latach pojawi?y si? refleksje nad jej perfidi?, spekulacje, czy ten protest mia? sens itd. Natomiast ponad wszelk? w?tpliwo?? owe zdarzenia niezwykle zbli?y?y nas do siebie, podkre?li?y nasz? to?samo??, któr? sami zaznaczali?my noszonymi masowo czapkami studenckimi. Wi?? marcowego pokolenia jest trwalsza ni? wiele innych. Pytasz Zosiu, czy potrafi?bym dzi? napisa? piosenk? o tamtej wio?nie? Pewnie tak, ale ma?o by?oby w niej martyrologii. Mo?e za?piewa?bym o dziewczynie, któr? przytula?em wtedy pod uniwerkiem? Kolor jej oczu, ciep?o oddechu znaczy?y wi?cej ni? polityka i wszystkie armatki wodne ?wiata.

Ruszy?em w tras? i tylko z mediów dowiedzia?em si? o zadymie w Krakowie. Mo?e dobrze, ?e nie widzia?em na w?asne oczy sponiewieranej ulicy S?awkowskiej. Trudno by?oby to znie??. Niech poni?sze porównanie zostanie odebrane w?a?ciwie, a nasuwa si? natychmiast. 33 lata temu stanowili?my wielotysi?czn? rzesz? manifestantów. I wyszli?my na ulice w sprawie znacznie wa?niejszej ni? egzystencja cho?by najbardziej zas?u?onego klubu sportowego. Ale nikomu z nas nie przysz?o do g?owy, by na brutaln? akcj? si? porz?dkowych odpowiedzie? demolk?. Nikt nie wpad? na pomys?, by ?al, gorycz, ból po zadanych razach powetowa? sobie niszcz?c kochane mury, codziennie mijane wystawy, atakuj?c postronnych przechodniów, gapiów.

Pokolenie bowiem, do którego nale??, nauczone by?o odbiera? ?wiat we w?a?ciwych proporcjach, pos?ugiwa? si? rozumem - nie pa??, wierzy? w drugiego cz?owieka, nawet je?li ma zupe?nie inny patent na ?ycie. Mo?e dlatego marzec 1968 roku nie sp?yn?? krwi?, a my, cho? z poobijanymi plecami i duszami, podnie?li?my si? z godno?ci?. Cho?by po to, by móc tamtym dziewczynom patrze? dzisiaj w oczy. Prawda, Zosiu?



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki