Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 17 czerwca


W moich zapiskach pojawiaj? si? przerwy wakacyjne. Zapowiadam je, by nie nara?a? szanownych Czytelników na daremne poszukiwania. Zdarzy?o si? jednak (moja wina), ?e nie wydrukowano "Dzienniczka" z dat? 3 bm. Zagalopowa?em si? w rozjazdach i bardzo pó?no podyktowa?em materia?, nie daj?c redakcji szans na wci?ni?cie go do tradycyjnego pi?tkowego wydania. Przepraszam!

Na dodatek bij? si? w piersi z jednego jeszcze powodu. Jest nim mój chorobliwy konserwatyzm, maniakalne przywi?zanie do tradycji, nadmierna niech?? do nowinek. Ile? to razy manifestowa?em brak zrozumienia dla komputera, techniki cyfrowej, Internetu. A tu w?a?nie internauci (zmieniam zdanie na ich temat) podnie?li raban, ?e nie ma mnie na ?amach. Jeszcze jedna lekcja pokory i dystansu potrzebna ka?demu.

A woja?e przynios?y takie oto zdarzenie. Uda?em si? do Teatru Narodowego na przedstawienie "Operetki" Witolda Gombrowicza. Sam autor pisze o niej tak: "Operetka nie ma nic wspólnego ani z prawic?, ani z lewic?. Nic wspólnego z polityk?. Nie interesuje mnie taka czy inna ideologia, ale stosunek cz?owieka do wszelkiej ideologii..." i dalej: "Ani Bóg, ani idea?y, nawet rewolucja ginie. Wszystko zmierza ku czarnej trumnie! I wówczas z trumny wynurza si? m?oda nago?? ludzka, wieczna rado?? naszej wiecznej m?odo?ci. Proste jak operetka".

Pi?knie do serca wzi?? sobie t? prawd? Jerzy Grzegorzewski, tworz?c spektakl przejrzysty, dynamiczny, lekki mimo materii, której filozoficznego ci??aru bagatelizowa? nie sposób. Zagrane to wszystko brawurowo przez wy?mienitych aktorów, ?e wymieni? tylko najbli?szych sercu Beat? Fudalej i Wojtka Malajkata. I je?li by?o tzw. co? psuj?ce ka?dy najlepszy ?ad, to fakt haniebnej frekwencji w teatrze. Widowni? ma?ej salki przy ulicy Wierzbowej w stolicy zape?nia?o (brzmi ironicznie) kilkadziesi?t osób. Nie mam zamiaru snu? pochopnych wniosków na temat takiego stanu rzeczy. Mo?e to jeszcze nie dowód na upadek polskiej kultury. Mo?e incydent. Wiem jedno. Bilety do warszawskich przybytków sztuki za?atwia?o si?, rezerwowa?o z wielodniowym wyprzedzeniem, wystawa?o w kilometrowych kolejkach. Dzi? czekaj? na ch?tnych w cenie 30 z?, niewiele dro?sze od tych do Multikina.

Tu dygresja filologiczna. Dope?niacz liczby mnogiej wyrazu z?oty brzmi z?otych. Nie pojmuj? coraz cz??ciej s?yszanej b??dnej formy pi?? z?oty, 20 z?oty itd. Takie dziwol?gi padaj? z ust osób ucz?cych nasze dzieci. Strze?cie si? ich!

Wracam do pustej widowni. Bo potrafi nape?ni? si? "ludo?erk?", gdy powód b?ahy, konieczno?? my?lenia ?adna. A najlepiej wtedy jeszcze, jak filmuj? - kamera panie, to jest sprawa - mo?na zobaczy? w?asn? u?miechni?t? g?b? na telebimie lub pomacha? r?k? mamu?ce. Machali wi?c widzowie opolskiego amfiteatru, udaj?c entuzjazm, którego nie mog?y rozbudzi? tragiczne premierowe pie?ni, skandaliczny kabareton, do bólu ?adne debiuty. Festiwal Polskiej Piosenki. Ani jedno z przytoczonych s?ów nie odpowiada prawdzie. Moi estradowi koledzy satyrycy zgubili sens i smak, parodiuj?c by?ego prezydenta, autorzy piosenek zapomnieli o s?owach i muzyce do tych?e. Zgoda, ?e Brathanki wyró?nia?y si? w nijakim t?umie, ale przecie? 30 lat temu Andrzej Jakóbiec z Old Metropolitan Band ?piewa?: "Ja umiem kocha? w przeci?gu, w poci?gu, na dr?gu". Czy?by sk?onno?? do kopiowania przenios?a si? tak?e na literack? stron? twórczo?ci popularnej kapeli?
A teraz ho?dy. Rysiek Rynkowski by? w tym kolorowym, krzykliwym, rozbawionym t?umie jak profesor od mikrofonu. Przypomina? reszcie, na czym polega piosenka. Czy reszta co? z tej lekcji zrozumia?a? Nie s?dz?. Reszta podnieca si? hiphopowym g?d?bieniem, perfekcyjnym ?wiat?em i jakim? wytatuowanym durniem wykrzykuj?cym: "Opole - jeste?cie zaj...!".
To samo Opole fetowa?o moje ?piewanie 22 lata temu. A mo?e nie to samo?



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki