Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 16 wrze?nia


Rozmawiam w kawiarni Maska z dwiema m?odymi radiowymi dziennikarkami. Stawiaj? pierwsze kroki w studenckiej rozg?o?ni RAK i do niedzielnej audycji porannej chc? kilku s?ów na temat nast?pstw spo?ywania alkoholu. Plot? wi?c co? o kacu, szukam w g?owie anegdot zwi?zanych z takim stanem - jest weso?o, frywolnie, beztrosko. I nagle kto? przynosi wiadomo?? o straszliwych wydarzeniach w Ameryce. Nie wierz?, ?e miejsc, które ogl?da?em na w?asne oczy, budynków, do których wchodzi?em, po prostu nie ma.

Jad? do studia telewizyjnego w ??gu, bo mam tam ?piewa? z Turnauem i Wodeckim dawny przebój Andrzeja Zauchy "Cest la vie". W bufecie t?um przed szklanym ekranem i grobowa cisza. Za ?cian? trwa próba, ale nas zupe?nie to nie interesuje. Gapimy si? na p?on?cy Manhattan z przera?eniem i ?alem. Na naszych oczach gin? tysi?ce niewinnych ludzi, ale tak?e zmienia si? ?wiat, w którym przysz?o ?y?, rusza lawina wydarze?, jakich nikt nie potrafi przewidzie?. I nagle, po latach, powraca z?owrogie s?owo wojna. Doprawdy nie wiem, czemu u nas przez niektórych wymachiwaczy szabelk? z lubo?ci? powtarzane, celebrowane, jakby marzy?a im si? zawierucha, interwencja, stan najwy?szego pogotowia.

Zach?cam wi?c zapale?ców do obejrzenia wystawy plakatów Lexa Drewi?skiego w Pa?acu Sztuki. To jeden wielki traktat o pacyfizmie, tolerancji, szacunku dla bli?nich, zapisany graficznym skrótem. Inna rzecz - trzeba ów skrót zrozumie?.

Troch? wytchnienia przynosz? radiowe programy, których cykl w?a?nie zacz??em. Nazywa si? to "Plotka z AB" i jest rodzajem prezentacji dorobku krakowskich ?piewaj?cych artystów. Propozycj? ze stolicy przyj??em z rado?ci?, bo siedz? w tym estradowym towarzystwie po uszy, znam jego dokonania, z wieloma z barwnego grona koleguj? serdecznie. Plotkuj? wi?c przed mikrofonem, ale tak, by nie urazi?, nie zrobi? krzywdy, raczej ubarwi? i tak ju? wystarczaj?co pi?kne piosenki wybrane specjalnie na t? okazj?.

Pó?ny wieczór, cisza, za szyb? studia realizator i czerwona lampka, której blask daje sygna?, ?e mam gada?. Kolejny raz radio jawi si? jako ciekawe i zara?liwe medium. Rozumiem wszystkich, którzy po?kn?li jego bakcyl i nie t?skni? wcale za wszechmocn? telewizj?.

Nie pójd? do wyborów. ?adna si?a nie zaci?gnie mnie do urny. Niech mówi?, ?em kiepski obywatel, ?e brak mego g?osu i brak g?osów podobnych do mnie aspo?ecznych typów zmieni co? na niekorzy??, pozwoli nie tym, którzy powinni znale?? si? tam, gdzie ich obecno?? niepo??dana. Trudno. Ja po prostu nie widz? swoich reprezentantów, nie identyfikuj? si? z t?umem nadzianym frazesami i obietnicami, odmieniaj?cym s?owo Polska przez wszystkie przypadki, bez ?adnego sk?adu, ?adnego na t? Polsk? pomys?u.

Napawa mnie l?kiem facet wygl?daj?cy jak moja lodówka, na któr? na?o?ono garnitur i krawat, wyg?aszaj?cy co? takiego: Nazywam si? - tu pada nazwisko i imi? w takiej w?a?nie wojskowej kolejno?ci - jestem dyrektorem szko?y i m i e n i e m - dalej nast?puje nazwa patrona. W tym momencie uzyskuj? g??bokie przekonanie, ?e delikwent nie powinien by? ani dyrektorem szko?y, ani nauczycielem, a ju? na pewno nie parlamentarzyst?. Miejsca w Sejmie i Senacie winni zaj?? najlepsi z dobrych, najbardziej kompetentni z m?drych, najszlachetniejsi i w ogóle "naj" rodacy. Tylko gdzie ich szuka??

Za oknami plucha, po niebie ci?gn? granatowe chmury. Gdzie podzia?o si? tradycyjne babie lato? Czy?by pogoda tak?e obrazi?a si? na ten ca?y ambaras? Znik?d pomocy. Zabieram psa i wiej? do Zakopanego.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki