Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 7 pa?dziernika


Odwiedzi?em "Bar Mleczki". Przyby? Krakowowi jeszcze jeden lokal z wyszynkiem. Znajduje si? przy ul. Pijarskiej, zatem w obr?bie Plant, i nie by?oby chyba nic dziwnego w fakcie jego powstania, gdyby nie osoba w?a?ciciela. Znany i ceniony rysownik - restauratorem? Tak, tak szyld nad wej?ciem rozwiewa wszelkie w?tpliwo?ci i obwieszcza, kto tu patronem. Tak?e ?ciany niewielkich pomieszcze? ozdobione Andrzejowymi pracami. Mnie najbardziej zainteresowa?a miniaturowa estradka zwiastuj?ca jakie? przysz?e komedianckie popisy. Ch?tnie wezm? w nich udzia?.
Na razie ?ycz? szefowi powodzenia, a nade wszystko t?umów. Ilo?? miejsc w centrum naszego grodu, w których mo?na zasi??? przy napitku, przyprawia o zawrót g?owy - znalezienie wi?c sta?ej, wiernej klienteli to trzy czwarte sukcesu. A je?li jeszcze klientela owa z obliczem, ze stylem - marzenie. W marzeniach wi?c widz? wspomniany przybytek wype?niony artystyczn? braci , owiany tytoniowym dymem jak kafejki i bistra w paryskiej Dzielnicy ?aci?skiej. Siedzi zatem barwne towarzystwo zas?uchane w d?wi?ki mojej gitary, ch?on?c prawdy, które g?osz?. A? tu nagle diabe?ek z J?drkowego rysunku szepcze do ucha: "A nie lepiej do baru mlecznego, przyjacielu?". Genialny pomys? - sie? barów mlecznych firmowanych przez Mleczk?. Mo?e jeszcze Jarka ?mietan? na wspólnika?
Do?? wyg?upów. Zw?aszcza ?e coraz mniej weso?o wokó?. Majka sp?akana i przera?ona. W nowotarskim szpitalu zmar? na jak?? tajemnicz? chorob? jej kolega z roku. Panik? pot?guje jak zawsze w takich wypadkach stug?bna plotka, domys?y rozmaite. A tu nieszcz??cie m?odego ch?opca i jego bliskich. Pozosta? w pami?ci, a tak?e utrwalony w odr?cznym portrecie robionym d?ugopisem podczas zaj??.
Swoj? drog? szlak mnie trafia na media za podsycanie atmosfery strachu,
p?awienie si? w wyliczaniu zagro?e?, powtarzanie s?owa wojna, czy trzeba czy nie. Lada moment ruszymy na bazary, by kupi? przemycone b?d? wyszabrowane maski przeciwgazowe, z podejrzliwo?ci? b?dziemy przygl?da? si? ka?demu brunetowi. Sytuacja na ?wiecie jest powa?na, ale przecie? trzeba, do diaska, zachowa? jaki? do tego dystans. A prasa, radio i telewizja wci?? przynosz? nowe rewelacje.
"Weso?kowie" nagminnie podk?adaj? wyimaginowane bomby, zmuszaj? do ewakuacji szko?y i szpitale - s?owem prowadz? na ?ywo batali? znan? dotychczas z gier komputerowych. Gorzej - gdy zaczynaj? ma?powa? ?wiatowe, agresywne zachowania, jak we Wroc?awiu, do którego trafi?em dos?ownie kilka chwil temu. W oczekiwaniu na imprez? udali?my si? do knajpy arabskiej, by co? przek?si?. Niewielka salka ?wieci?a pustkami, wi?c wype?nili?my j? wieloosobowym gwarem zamówie? i ?artów. Przyniesiono zaraz smaczny i obfity posi?ek, okraszony deserem na koszt firmy.
Ale dostarczono tak?e wie?ci, ?e podobne dwa lokale w mie?cie podpalono. Wstyd i ha?ba! Ci ludzie tutaj znale?li dom, tutaj chowaj? dzieci i p?ac? podatki. Wierzcie - przera?eniem napawa mnie fanatyk, który grozi, ?e b?dzie zabija? Amerykanów i Polaków z tak? sam? ochot?. Ale próba odwetu za te s?owa dokonywane tu, nad Wis?? czy Odr?, napawa odraz?. Czy?by?my niczym si? od tamtych nie ró?nili?



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki