Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 17 sierpnia


Zgodnie z obietnic? z?o?on? przed tygodniem jeszcze o Grecji, czyli wspomnienia wakacyjne. Jestem w Kawali. Kawala to port w pó?nocnej cz??ci kraju, miasto malowniczo po?o?one na zboczach gór spadaj?cych do morza, pl?tanina uliczek w?skich, niewiarygodnie stromych. Nad wszystkim góruje poturecka twierdza i zamek paszy. Siedz? w kafenionie. To po??czenie kawiarni i baru, miejsce spotka? m??czyzn (wy??cznie!), którzy przychodz?, by wypi? kaw?, piwo lub ouzo. Ten ostatni napój jest popularn? w ?ródziemnomorskich krajach wódk? o any?owym posmaku, pijan? z wod? jako aperitif. Dodanie wody powoduje, ?e p?yn m?tnieje i robi si? mlecznobia?y. Do tego obowi?zkowa zak?ska, czyli ró?no?ci na niewielkim talerzyku. Bia?y ser, oliwki, pomidor, plasterek o?lej w?dzonej pol?dwicy, czasem kawa?eczek o?miornic, krewetka, tak?e mikroskopijny "go??bek" - li?? winnej latoro?li nape?niony farszem z ry?u i jarzyn. W kafenionie wszyscy si? znaj?, atmosfera panuje rodzinna i frywolna. Kibicuj? To?kowi Koceli, który z ?on? Greczynk? i trzema synami mieszka tu od kilkunastu lat. Gra, jakiej si? przygl?dam jest rodzajem uproszczonego bryd?a. Czterech karciarzy wrzeszczy nieustannie - to kwestia temperamentu, przeklinaj? siarczy?cie, a najg?o?niej z?orzeczy... pop, bo karta mu dzisiaj nie sprzyja. Kl?twy maj? jednak charakter ?artobliwy, nie z?owrogi. Kln? te? przy innych stolikach, gdzie graj? w "tawli" (gra planszowa podobna do tryktraka), lub szachy. , Ucz? si? slangowych okre?le? karcianych kolorów, bo Grecy te? maj? swój "dzwonek" zamiast karo, swoje "wino" zamiast pików itd.
Przys?uchuj? si? rozmowom, a te dotycz? dwóch g?ównie tematów - polityki i kobiet. Uwielbiam t? atmosfer?.

A w Krakowie biegam po mie?cie, by zobaczy?, co si? nowego wydarzy?o, odwiedzam znajomych. Jestem u Zbyszka Preisnera, ?eby uzgodni? z nim szczegó?y nagrania piosenki, któr? u?o?yli?my do zbli?aj?cego si? koncertu dla powodzian. Przypomn?, rzecz odb?dzie si? 1 wrze?nia na Rynku G?ównym,
wyst?pi t?um artystów, a refren songu, do którego Zbyszek napisa? pi?kn? muzyk? brzmi:

"Dlaczego my, dlaczego tutaj, czemu tak
pytamy ci?gle, jak pytaj? ma?e dzieci,
a odpowiedzi brak, a odpowiedzi brak,
bo to jest wielka tajemnica rzeki."

Mam nadziej?,, ?e widownia za?piewa to razem z wykonawcami.

Pogoda przepi?kna, bawi? si? w domokr??c?, w sobot? prze?ycie niezwyk?e i mi?e. Jestem u Ani Dymnej, akurat telewizja pokazuje film "Znachor", gdzie Ania gra jedn? z g?ównych ról. Ogl?danie filmu z prywatnym komentarzem jego bohaterki to ogl?danie kuchni filmowej, to ró?ne cudowne szczegó?y i szczególiki spoza kadru. Film inaczej smakuje.

Te? w sobot? przed po?udniem sta?em pó? godziny z plastikowym kubeczkiem w r?ce na ulicy Grodzkiej przed posesj? numer 62. Para moich przyjació? ze stolicy otwar?a tam sklep i z garstk? znajomych pili?my za pomy?lno?? przedsi?wzi?cia. "Leo Lazzi" wprowadza kobiety w ?wiat, w którym czuj? si? najlepiej ku zgrozie ma??onków, bo ci musz? my?le? o bezpiecze?stwie portfeli. Ale miejsce jest gustowne i wytworne, warto zajrze?.

Tydzie? ko?cz? na stadionie Wis?y, która remisuje z Legi?, bo s?dzia tak chcia?. Jeszcze raz czysto?? sportowego wysi?ku, splamiona pozasportowymi matactwami. Ma?o szlachetna jest ta nasza codzienno??.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki