Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 24 lutego


Za oknem zakopia?ska zima. Odby?em dwa niezwyk?e spacery. Pierwszy w s?o?cu w?ród ?nie?nej ciszy do Doliny Roztoki. Po drodze wylegitymowa? nas m?odziutki ?o?nierz ze Stra?y Granicznej - có?, taka jego s?u?ba. Za to w schronisku pogaduchy przy herbatce z rumem. Gospodarz przybytku Marek Paw?owski twierdzi, ?e pog?oski o przebudzeniu si? misia s? przedwczesne. ?ladów kosmatego drapie?nika na lekarstwo.

Druga przechadzka malownicz? Dolin? Olczysk? i coraz mocniejsze prywatne moje przekonanie, ?e jedynie w tak bliskim kontakcie z przyrod? powinno si? funkcjonowa?. Jak to jednak uczyni?, maj?c w Krakowie bliskich i robot? w?ród ludzi? Mo?e za par? lat si? uda.

Zimowo na zewn?trz, tak?e w domu za spraw? telewizora nastawionego na olimpijskie transmisje. Atmosfer? zawodów zepsuli nieco s?dziowie, ale przypomn?, ?e ci ostatni dawali w ko?? cz?sto, a je?li chodzi o ?y?wiarstwo figurowe - zawsze. Od ilu lat ju? mówi si? o mafii, sitwie rz?dz?cej t? dyscyplin?? Od ilu lat oburza?y nas ró?nice w ocenach, si?gaj?ce du?ego punktu i ?wiadcz?ce jednocze?nie o tym, ?e wydaj?cy werdykty albo byli po prostu niekompetentni, albo dokonywali szwindlu, przewa?u, oszustwa, kantu - nazwa nieistotna. Szacowne gremium jurorskie, przypominaj?ce reprezentacj? domu starców, jest jak wida? nie do ruszenia.

Osobi?cie zreszt? nie lubi? tego teatralnego i sztucznego sportu z przyklejonym do twarzy obowi?zkowym u?miechem i wiem, ?e ?redni zjadacz chleba nie ma bladego poj?cia o skomplikowanej technice podnosze?, odbi?, obrotów. Jazda figurowa znalaz?a si? w elitarnej niszy, która ma?o kogo obchodzi.

A? si? boj?! Po godzinie mniej wi?cej wyszed?em z kina - opu?ci?em pe?n? widowni? ?ledz?c? z zapartym tchem "W?adc? Pier?cieni". Nie zrelacjonuj? zatem filmu, jak to obieca?em Ewie Wi?niewskiej i Magdzie Zawadzkiej - moim uroczym wspó?sto?owniczkom z "Halamy". To niew?tpliwie wielki sukces komputerowej techniki filmowej. To ju? dzisiaj ?wiatowy sukces medialny przez grad Oscarowych nominacji. Nie moja to jednak bajka. Na sali nastoletnia m?odzie? wbita w fotele z powodów, których nigdy nie pojm?. Naiwno?? tej opowie?ci dra?ni?a mnie okropnie, scenariusz ju? na wst?pie razi? tyloma niekonsekwencjami, ?e je?li otrzyma nagrod?, to pora umiera?. Nie ma w tym obrazie ludzi, tylko t?um perfekcyjnie animowanych kukie?. Bez sensu.

Czytam Stefanii Grodzie?skiej "Wspomnienia cha?turzystki". Autorka wznowi?a napisany 40 lat temu cykl historyjek ods?aniaj?cych kulisy estrady i teatru. Ma do tego pe?ne prawo jako osoba od lat zwi?zana z podkasan? muz?. Jej koneksje w tym ?wiecie s? imponuj?ce - wystarczy przejrze? indeks nazwisk. Ca?o?? napisana z werw? rasowego felietonisty i satyryka. Nie mog? si? natomiast zgodzi? z podan? na ok?adce tomu definicj? cha?tury. Otó? wedle artystki: "W pierwotnym i zasadniczym znaczeniu s?owem cha?tura okre?lamy dodatkow? prac?, pozbawion? ambicji, a podj?t? wy??cznie dla zarobku".

Nie rozró?niam zarobkowego i niezarobkowego ?piewania, z?ej i dobrej publiczno?ci, miejsc szacownych lub byle jakich. Zawsze staj? na g?owie, by robi? to, co robi?, maksymalnie dobrze. Bo cha?tura to nic innego ni? z?e, byle jakie, po ?ebkach wykonywanie swego zawodu.

Wiele lat temu zaproszono nas do pracy w nocnej restauracji "Feniks". Zapowiadani przez Janusza Cichalewskiego (kiedy? operator krakowskiej telewizji i konferansjer, dzisiaj bawi w Stanach Zjednoczonych) wychodzili?my ze swoimi poetyckimi balladami podczas dansingu tu? po pani striptizerce i po?ykaczu ognia. I wierzcie, z determinacj? przebijali?my si? przez gwar stolikowych rozmów i udawa?o si?. Bo ludzie czuli, ?e nie uwa?amy ich za mniej wa?nych, nie wstydzimy si? tego, ?e knajpa itd. Cha?tura to kategoria wy??cznie artystyczna i kropka.

Na koniec anegdotka us?yszana przed momentem. "Stary góral, pytany o to, czy wierzy w ?ycie pozagrobowe, odpowiada: Jak mam nie wierzy?, skoro 85 roków ?yj? poza grobem".



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki