Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 17 marca


"Pi?kny umys?". ?wietny film - jeszcze jeden dowód na to, ?e ?ycie pozostaje niedo?cig?ym scenarzyst?, a dla bystrych obserwatorów stanowi niewyczerpan? kopalni? inspiracji. Noblista - schizofrenik - zderzenie tyle tragiczne, co efektowne. Brawurowa rola Russella Crowea, który po mistrzowsku gra chorego, wybitnego ameryka?skiego naukowca. Znajdziecie w tym obrazie i w jego przes?aniu tak potrzebne wszystkim okruchy nadziei i optymizmu. Cz?owiek, gdy kocha i jest kochany, potrafi wyj?? zwyci?sko z najgorszych opresji i pokona? najgro?niejszego wroga - swój w?asny niezbadany mózg.

Wtorkowe krakowskie wydanie "Gazety Wyborczej" przynosi na pierwszej stronie tekst Renaty Rad?owskiej "Arty?ci na sprzeda?". Otoczony kolorowymi zdj?ciami (jest i moje) artykulik ujawnia w nastroju niezdrowej sensacji zarobki estradowców. Autorka rozmawia?a ze mn? poprzedniego dnia przez telefon i sprytnie podpytywa?a o to, czy wykonawcy warszawscy bior? wi?cej ni? ci spod Wawelu oraz od czego zale?y cena za konkretn? imprez?. Odpowiada?em najlepiej, jak potrafi?, w dobrej wierze, przekonany o czysto?ci dziennikarskich intencji rozmówczyni. Tymczasem moja opinia znalaz?a si? w bulwarowej, jakby rodem z "Hallo", bzdurze, epatuj?cej czytelników kwotami nie do ko?ca zreszt? prawdziwymi.

Sam ju? tytu? razi trywialnym bana?em. "Arty?ci na sprzeda?" to sformu?owanie równie odkrywcze jak "chleb do zjedzenia" lub "herbata do wypicia". Przecie? ?yjemy z tego, ?e gramy i ?piewamy, czyli handlujemy w?asnymi talentami i nigdzie w cywilizowanym ?wiecie taki stan nie budzi zdziwienia. Nie jest tak?e nasza profesja ob?o?ona zakonami, które okre?laj?, gdzie i w jakich okoliczno?ciach mo?na wyst?powa?, a gdzie tego nie czyni?. Wybór nale?y do nas i prosz? mi wierzy?, nieraz prze?ywa?em prawdziw? artystyczn? satysfakcj? z kameralnego spotkania urodzinowego, podczas gdy du?e sale widowiskowe opuszcza?em z niesmakiem.

Mi?a pani Renato! To nieprawda, ?e najcz??ciej pytamy swoich mened?erów o fuchy na prywatnych uroczysto?ciach. To nieprawda, ?e wstydzimy si? grania do kotleta. Towar, który oferujemy, jest po prostu dobry, wi?c musi kosztowa?. Nie biegamy po ulicach, wykrzykuj?c sumy, jakie zarabiamy. Ale te? zarobki owe nie s? ?adn? tajemnic?. Znaj? je ksi?gowi i kasjerzy firm, które nas zatrudniaj?, znaj? tak?e, co najwa?niejsze, pracownicy urz?dów skarbowych. A wyt?uszczanie nazwisk i kwot to zabieg rodem z brukowca, gdzie chodzi o poklask za wszelk? cen?. Dzi?kuj? natomiast za wiadomo??, ile kosztuj? solo.

Jest zreszt? w omawianym materiale do?? charakterystyczna, wci?? popularna, ale budz?ca g??boki niepokój nuta. Nazwa?bym j? dwoma s?owami: bij mistrza! Wywodzi si? ów pogl?d z g??bokiej komuny, kiedy powszechna "urawni?owka" zabrania?a wychylania si? z szeregu, manifestowania inno?ci, chwalenia si? umiej?tno?ciami. Niech?? wobec lepszych, bogatszych, maj?cych powodzenie ka?e na przyk?ad dziennikarzom sportowym formu?owa? idiotyczn? tez? o pysza?kowato?ci Hannawalda. Ten ch?opak po prostu mówi ?wiatu - jestem dobry, podkre?la swój pogl?d gestami i to ju? wystarczy, by go nie tolerowa?. U?miechni?ty i nijaki facet - cacy. Zadziorny z w?asnym zdaniem - be. Kiedy gwizdano w Moskwie podczas konkursu tyczki i W?adys?aw Kozakiewicz po wygraniu konkurencji pokaza? widowni "wa?a", oszaleli?my ze szcz??cia. Ale gdy rywal Ma?ysza, ignoruj?c chamskie zachowanie polskich kibiców, skacze dobrze i cieszy si? z tego powodu, mamy ochot? widzie? go martwym.

Tymczasem zagrali?my w Sali Kongresowej dla blisko 3 tys. widzów. Koncert nazwany przez organizatorów jubileuszowym (w tym roku "Pod Bud?" strzeli?o 25 lat) zako?czy? si? owacj? na stoj?co. A dzi?ki dynamicznej ?urnalistce z "Wyborczej" uwa?ny czytelnik wie, ile nam zap?acono.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki