Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 26 maja


Dzie? Matki. Najpi?kniejszy chyba moment roku. Nie tylko ze wzgl?du na ukwiecon? wiosn?, która mu towarzyszy. Jest przede wszystkim ?wi?tem najwa?niejszych na tym globie istot - wszystkich tych, które daj? ?ycie, a potem pomagaj? si? przez nie przedziera?. Wszystkich tych, które do ko?ca swoich dni pozostaj? w nieustannym pogotowiu, gotowe przyj?? z pomoc?, poprze?, nakarmi?, wys?ucha?, wszystkich tych, które bez wzgl?du na wiek potomstwa wci?? my?l?, czy aby nie g?odne, czy wystarczaj?co ciep?o odziane. Matka - ta m?odziutka, pochylona nad ko?ysk? i ta prowadz?ca dzieci do szko?y, i ta s?dziwa, ju? otoczona wnukami, to dla wszystkich cywilizowanych spo?ecze?stw absolutna ?wi?to?? i nietykalno??. I niech b?dzie pierwsza jak najwcze?niej wypowiedziane s?owo.

Oto i pot?ga prasy. Ledwo poprzedni felieton trafi? do kiosków, a tu natychmiast zg?osi?a si? w?a?cicielka portfela, którego histori? opisa?em. Tak wi?c zguba wróci na swoje miejsce, a ja dodatkowo zyskuj? mi?e przekonanie, ?e te notatki kto? przecie? czyta. Czy mo?e by? wi?ksza satysfakcja dla autora?

Obejrza?em ods?oni?t? niedawno kwadryg? Apollina. Pi?kna rze?ba wie?czy fronton gmachu Teatru Wielkiego w Warszawie i w promieniach majowego s?o?ca wygl?da naprawd? imponuj?co. Sam za? teatr obstawili w czwartek funkcjonariusze BOR-u, pilnuj?cy prezydenckiej pary, która zjawi?a si? na uroczysto?ci rozdania nagród "Teraz Polska". Ca?o?? okraszono programem artystycznym, a w nim znalaz?o si? miejsce dla mojej piosenki o kapitalizmie.

Obserwowa?em fet? z mieszanymi uczuciami. Przypomina?a przede wszystkim dawne re?imowe akademie z obowi?zkowymi wyst?pami, potrzebnymi nad?tej widowni jak ?lepemu telewizor. Nikt bowiem z nas ?piewaj?cych nie wzbudzi? wi?kszych emocji ni aplauzu ponad grzeczno?ciowe brawa. Dla przesadnie eleganckiego audytorium natomiast wa?na by?a sama obecno?? ?wiadcz?ca o tym, ?e si? jest, ?e nie wypad?o si? z towarzyskiego obiegu - najlepiej uwie?czona zdj?ciem w popularnym "ilustrowa?cu".

Gdy z akompaniamentem orkiestry PRiTV pod dyrekcj? Zygmunta Kukli wyartyku?owa?em:

Ka?dy zbuduje will? i basen

normalna to przecie? sprawa

i tylko jako? smutno mi czasem

?e nie mam z nimi o czym gada?...

u?wiadomi?em sobie, ?e moja obecno?? tam dowodzi albo luzu, dystansu i poczucia humoru wspó?czesnych biznesmenów, albo kompletnego braku zrozumienia tego tekstu.

Nazajutrz zasiad?em w jury X Przegl?du Recytuj?cych i ?piewaj?cych Poezj?. Imprezie, zorganizowanej przez Miejski O?rodek Kultury w O?wi?cimiu, dano tytu? "Amor sprawi?". Skromnie, bo ?rodki w kulturalnej bran?y mizerne, ale z gustem i zapa?em przygotowano ten konkurs. Wie?ci o nim nie trafi? na pierwsze strony gazet, nie towarzyszy?y mu jupitery ani flesze, kamery, ani t?umy dziennikarzy. Odby? si? w rodzinnej, kameralnej atmosferze, potwierdzaj?c tez?, ?e poezja to rzecz elitarna, ma?o popularna i nagminnie ignorowana przez media, karmi?ce masy popularn? papk?.

I je?li towarzyszy owym stwierdzeniom jaka? bardziej ogólna refleksja, to brzmi nast?puj?co: chwa?a dzieciakom z gitarami, chwa?a za ch?? wertowania tomików z wierszami, uk?adania do tych rymów melodii, chwa?a za wra?liwo?? i potrzeb? mówienia szeptem. Oni s? skazani na nisz?, azyl, getto, bo rzeczy pi?kne i m?dre s? dzisiaj w zdecydowanej defensywie. Jednocze?nie boli, gdy pytaj? o sposób na karier? - wszak chc? pokaza? ?wiatu w?asne dokonania, talent. Ja tego sposobu nie mam. ?ycz? jedynie wytrwa?o?ci, naiwnie pewny, ?e dobre wcze?niej czy pó?niej zostanie dostrze?one i przebije si?. Có? bowiem prócz takiej naiwnej pewno?ci pozostaje?

Ogólnonarodow? dyskusj? o stanie III Programu Polskiego Radia pragn? skwitowa? tak: upad? jeszcze jeden bastion inteligencji. I przesta?cie chrzani?, panowie, ?e prze?y?a si? formu?a, ?e trzeba robi? program dla nowych s?uchaczy z innym obliczem i inn? wizj? codzienno?ci. Star? Trójk? trzeba przenie?? za granic? i nadawa? stamt?d pod nazw? Wolna Trójka. Ciekawe, czy b?d? j? zag?usza??



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki