Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 23 czerwca


Nasz klimat zaczyna przypomina? tropik. Upa?y, deszcze, du?a wilgotno?? sprzyjaj? wszelkiemu robactwu, którego obfito?ci nigdy sobie nie u?wiadamia?em. Komary, ?uczki, motyle rozmaite, muchy, osy, trzmiele, có? za pole do popisu dla by?ego pos?a Niesio?owskiego. Kiedy rano postanowi?em wyj?? do ogrodu, by zaczerpn?? ?wie?ego (ha, ha!) powietrza, wpad?em w ogromn? paj?czyn? utkan? w kilka godzin przez wielkiego paj?ka. Jakby chcia? zatrzyma? mnie w domu, jakby wiedzia?, ?e dzisiaj Dzie? Ojca, wi?c nie wypada tatusiom zostawia? pociech i gna? do roboty.

Ta ostatnia w moim przypadku dotyczy g?ównie weekendów, bo wtedy ludzie odpoczywaj?, gromadz?c si? na piknikach, festynach i innych imprezach pod go?ym niebem. W?a?nie wróci?em z Wolbromia, gdzie ?wi?towano 25-lecie tamtejszych prywatnych Zak?adów Przetwórstwa Mi?snego. Firma p. Barczyka zatrudnia kilkaset osób, jest wi?c powa?nym pracodawc? w tych nie?atwych dla powszechnego zatrudnienia czasach. Na sto?ach mnóstwo w?dlin w?asnej produkcji, tak?e ?oso?, którego taktownie nie dotykam.

W czwartek pojecha?em do stolicy, by za?piewa? w podmiejskim hotelu "Boss". Gospodarzy? Tadzik Drozda. Ze studenckiego satyryka przedzierzgn?? si? w szo?mena, biznesmena handluj?cego wódk? z w?asn? podobizn?, pupila elit, dla których jest najprawdziwszym Sta?czykiem. Obserwowa?em z wysoko?ci estrady ca?e to nad?te, szacowne towarzystwo. W pierwszym rz?dzie zasiada? Zygmunt Broniarek z partnerk?. Ona zas?ania?a uszy, daj?c do zrozumienia, ?e gramy zbyt g?o?no, on przeciwnie, zwija? d?o? w tr?bk?, jakby nie dos?ysz?c. Janusz Korwin-Mikke - kolega felietonista z Dziennikowych ?amów, rozmawia? bez przerwy przez telefon komórkowy - czy komentowa? nasz wyst?p, nie wiem.

Pojawi?a si? tak?e Nina (z?o?liwi mówi? Ninja) Terentiew, ale zaszczyci?a mnie tylko przelotnym, wyuczenie u?miechni?tym pozdrowieniem. Dostrzeg?em jeszcze Jerzego Gruz?, autora kolejnego nieudanego filmu z bohaterami od Wielkiego Brata, przydrepta? cichcem Emilian Kami?ski, szepc?c w recepcji, ?e zaprosi? go tutaj przyjaciel. Jak przyjaciela poprowadzono go do sto?u z napitkami i uraczono ciep?? gorza??.

Fantastyczne te wydarzenia uwieczniali faceci z lampami b?yskowymi, wi?c ich pe?n? dokumentacj? zobacz? pewnie wkrótce czytelnicy kolorowych magazynów. A ja coraz bardziej utwierdzam si? w przekonaniu, ?e "warszawka" nie dla mnie.

I dlatego nie umiem zachwyci? si? ksi??k? Joanny Siedleckiej "Pan od poezji". To, jak g?osi notatka na ok?adce, "reporterska biografia Zbigniewa Herberta - odkrywcza, ?ywa, bez podnios?ych tonów". Kocham twórczo?? autora "Pana Cogito", wi?c ton? w lekturze. Ale nie mog? oprze? si? wra?eniu, ?e konsumuj? poczytny magazyn, gdzie plotka goni plotk?, a sensacyjka wisi w powietrzu. Wiem, ?e takie rzeczy sprzedaj? si? naj?atwiej, prawdziwych jednak entuzjastów poezji nie porusz?. Bo dla nich Herbert to m?drzec, filozof, mistrz s?owa. A z kim i ile wypi? to tylko jego prywatna rzecz.

Krakowskiej AWF strzeli?o 75 lat. W uczelnianej hali sportowej zebrali si? w pi?tek t?umnie wychowankowie i kadra na okoliczno?ciowej akademii. By?a okazja do wspomnie? oraz moment szczególnie podnios?y - spotkanie najstarszego absolwenta ze ?wie?o upieczon? pani? magister. Naprawd? wzruszaj?ce. Za?piewa?em wi?c dla bliskich mi, z powodu Majki, ludzi - przecie? wros?a w t? spo?eczno?? przez 3 lata studiów. I ona te? im za?piewa?a.

Zaproszenie do Galerii Szalom na wernisa? szyde?kowych prac Kiki Szaszkiewiczowej przyj??em z rado?ci?. Jest bowiem artystka star? znajom? moich rodziców i cho? od lat osiad?a w Norwegii, przyje?d?a cz?sto do Krakowa, pe?na m?odzie?czej werwy. Ta werwa i rado?? ka?? ?mia? si? jej kolorowym makatkom i nam tak?e. Pani Kiko! Najni?sze uk?ony i s?owa podziwu!



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki