Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 29 wrze?nia


Sze?? tygodni w Grecji. Grecji odmienionej przez tegoroczn? deszczow? aur?. Nie by?o niemal dnia bez tropikalnej ulewy, zamieniaj?cej ulice w rw?ce potoki, podmywaj?cej, wyp?ukuj?cej, niszcz?cej uprawy. W ten sposób i tak drogi ju? kraj zamieni? si? w horrendalnie drogi, gdy chodzi a warzywa i owoce, zatem rzeczy, na które najbardziej ciesz? si? przyjezdni. Za kilogram winogron ??dano nieraz 4 euro, tam, gdzie winna latoro?l jest niemal podstaw? rolnictwa.
Narzekaj? wi?c tury?ci, psiocz? miejscowi. Ci ostatni ?yj? jeszcze dodatkowo wyborami do w?adz terytorialnych, olimpiad?, przede wszystkim za? zamkni?t? prawie w ca?o?ci do krymina?u terrorystyczn? organizacj? 17 Listopada. Wpadli idiotycznie - jeden z cz?onków zakonspirowanej od lat grupy odpali? przez przypadek bomb? domowej roboty. Z?apany zacz?? sypa?, wywo?uj?c fal? aresztowa? i spo?eczny kociokwik na niespotykan? skal?.
Telewizyjne wiadomo?ci to niemal wy??cznie doniesienia na temat sukcesów organów ?cigania, wywiady z krewnymi i s?siadami przest?pców, nie ko?cz?ce si? dyskusje specjalistów na temat motywów i powi?za?. One za? najbardziej frapuj? opini? publiczn?, bo nic tak nie rajcuje przeci?tnego obywatela, jak spisek z udzia?em tuzów politycznej sceny.
A skoro mowa o telewizji, to wierzcie, jest okropna. Wiele razy krytykowa?em w niniejszych zapiskach polsk? krain? ma?ego ekranu: W porównaniu z greck? jawi si? ona jak krynica intelektu, polotu, fachowo?ci. W Helladzie panuje w tej instytucji okropny ba?agan, którego skutkiem s? niespodziewane przerwy w emisji programów, skandaliczny poziom d?wi?ku, luz na pograniczu arogancji.
Za dwa lata igrzyska w Atenach. Miasto przypomina wielki plac budowy. Prace ziemne utrudniaj? i tak ju? niemal sparali?owan? komunikacj?. Obejrza?em dok?adnie dum? stolicy - metro. Tworz? je trzy nie doko?czone jeszcze linie. Kilka stacji robi wra?enie ze wzgl?du na pomys?owy i odwa?ny projekt. Ta przy Ministerstwie Obrony zamienia za pomoc? systemu luster kilka drzew w prawdziwy podziemny las. Inna u stóp Akropolu, pokazuje przekrój wielometrowego wykopu, w którym warstwami uk?ada si? wiekowa historia tego miejsca. Mo?na zatem obejrze? przez szyb? resztki staro?ytnego wodoci?gu nad nimi fundamenty pó?niejszych zabudowa?, jeszcze wy?ej pozosta?o?ci cmentarza. Obok szczegó?owe informacje o znalezionych przedmiotach i ich pochodzeniu i wieku.
Jest w Atenach bar prowadzony przez polskiego Greka. Przychodz? tu wszyscy, których los mniej lub bardziej zwi?za? z naszym krajem, a wi?c potomkowie Platona urodzeni w Zgorzelcu lub Bieszczadach, tak?e ich ?yciowi partnerzy z paszportem Rzeczypospolitej i piastowsk? dusz?. Dla takiej publiczno?ci dajemy z Majk? wielogodzinny recital. Mieszaj? si? przeboje obu ojczyzn, mieszaj? j?zyki. Niezwyk?e chwile.
W poszukiwaniu s?o?ca udali?my si? na Santorini. Przedziwna ta wyspa by?a kiedy? okr?g?ym kawa?kiem l?du wystaj?cym z morza egejskiego. Mniej wi?cej 3600 lat temu straszliwe trz?sienie ziemi zostawi?o jedynie wschodni pas wybrze?a, który tworzy górzysty rogal z wn?trzem w postaci pionowego skalnego uskoku. Przylepione do niego miasta Fira i Ia patrz? na Kalder?, czyli zatopiony przez morze obszar - patrz? w przepa??, której dno ma wszystkie odcienie niebiesko?ci, tak?e zieleni. Same za? s? bia?e z szafirowymi dachami - istna pl?tanina w?ziutkich uliczek, pasa?y, uskoków, schodków.
Pla?e Santorini s? grafitowoszare, bo zamiast piasku jest tutaj wulkaniczny ?wir. Wsz?dzie porowate z?o?a pumeksu i kar?owata uprawa winogron. By chroni? krzewy przed porywistymi wiatrami, tnie si? je do wysoko?ci kilkudziesi?ciu centymetrów i os?ania specjalnymi koszami. Efektem owych stara? s? ?wietne wina - mnie przypad?o do gustu ci??kie, czerwone i s?odkie. Kieliszek takiego trunku. wypity zim? w domu natychmiast przywo?a wszystkie zapachy lata.
I jeszcze Ios - 40 minut podró?y st?d szybkim katamaranem. Niewielka wyspa z piaszczystymi pla?ami karmi wyobra?ni? filologa domniemaniem, ?e tutaj dobieg?o kresu ?ycie Homera. A mi?o?ników przyrody wabi niezwyk?? urod? morza. Przecie? na pobliskiej Amorgos, Luc Besson kr?ci? swój "Wielki b??kit". I jeszcze Saloniki, gdzie w zau?kach przylegaj?cych do ogromnego bazaru karmi? cudownie i ka?? przepija? miejscowym samogonem. I t?um, którego gwar bliski, bowiem zrozumia?y. I ?wiadomo??, ?e ju? zawsze b?d? t?skni? za tymi stronami.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki