Andrzej Sikorowski
MÓJ DZIENNICZEK POLSKI
Niedziela, 6 pa?dziernika
Jeszcze o Grecji. Kojarzymy j? z mitologi?, zabytkami, ciep?ym morzem, ale na pewno nie z... grzybami. Tymczasem tegoroczne cz?ste opady spowodowa?y wysyp prawdziwków, podgrzybków, ma?laków. W lasach pó?nocnych, górzystych rejonów kraju mi?o?nicy zbieractwa poczuj? si? jak w raju. Niech za dowód owej obfito?ci wystarczy informacja, ?e dwie ledwo odros?e od ziemi siostrzenice mojej ?ony po kwadransie poszukiwa? przynosz? do domu pe?n? siatk? takiego rarytasu jak kania. Wi?c nadwi?la?skim obyczajem sma?ymy wielkie kapelusze niczym kotlety.
A najlepsze schabowe z kolei dostali?my na opisywanej przed tygodniem Santorini. W miasteczku Ia wci?? pe?no - legendarny zachód s?o?ca reklamowany we wszystkich przewodnikach pragn? bowiem zobaczy? t?umy turystów. Szukaj?c najlepszego miejsca do obserwacji i zrobienia pami?tkowych fotek trafiamy na szyld z napisem "Polski Lokal". Knajpk? prowadzi para rodaków z Wroc?awia - osiedli tu kilka lat temu i wro?li w wyspiarsk? spo?eczno??. Karmi? nas nie tylko ?wietn? straw?, ale tak?e wiadomo?ciami o ?yciu z dala od kontynentalnego zgie?ku na skrawku l?du oblanym lazurowymi falami.
Okazuje si?, ?e nie s? sami. Na sta?e mieszka tutaj ponad setka naszych ziomków. Có? to w porównaniu z paroma tysi?cami Alba?czyków, których liczba ro?nie z ka?dym niemal przyp?ywaj?cym statkiem. Szukaj?c lepszych ni? u siebie warunków do ?ycia, penetruj? wszystkie zak?tki Hellady. Grecy skwapliwie korzystaj? z taniej si?y roboczej - jednocze?nie gardz? dzikimi, jak twierdz?, przybyszami i boj? si? ich. Nic dziwnego, powi?kszaj?cy si? z ka?dym rokiem margines przest?pczy to g?ównie przedstawiciele biednej nacji, która niesie na grzbiecie spadek komunistycznych rz?dów, zro?ni?tej jednocze?nie siln? tradycj? rodzinn?, utwierdzon? przez islam.
Spacer po malowniczej miejscowo?ci przynosi anegdotk?. Mijamy z Majk? sklep z precjozami - stoj?ca w drzwiach ekspedientka wo?a do m??czyzny handluj?cego po drugiej stronie ulicy: Popatrz, popatrz! W jej g?osie zgroza, tote? nas?uchuj? pilnie. A on odpowiada: Pieni?dze. Zatem bior? mnie za bogatego starucha, który przygrucha? sobie m?od? panienk?. Wracamy wi?c, wchodzimy do jubilerskiego magazynu i moje dziecko nieskaziteln? grek? pyta o pierwszy z brzegu pier?cionek. Szkoda, ?e nie widzieli?cie miny autorki ca?ej gafy.
Powrót do roboty przyniós? od razu wyjazd do ?odzi. Wyst?powali?my tam w ramach Festiwalu Czterech Kultur, ale przede wszystkim odwiedzili?my prowadzon? przez El?biet? Adamiak i Andrzeja Poniedzielskiego piwnic? o nazwie Przechowalnia. Z trudem, lecz wytrwale ci?gn? ten w?tpliwy pod wzgl?dem merkantylnym interes. Mog? mie? jednak niew?tpliw? satysfakcj?. Przechowali zgodnie z nazw? istotne warto?ci i s? oaz? sensu, wra?liwo?ci, pi?kna na pustyni tandety i braku inwencji.
Otrzymanej od "Poniedzia?a" p?yty "Trzyna?cie ?atwych utworów tanecznych" s?ucham z prawdziwym wzruszeniem i rado?ci?, ?e wreszcie jest. ?e jeden z najciekawszych, najzdolniejszych, najbardziej warto?ciowych polskich autorów zarejestrowa? zbierane od lat pere?ki, w których ironia, inteligentny ?art, zaskakuj?ca metafora mieszaj? si?, by opisa? stan ducha artysty patrz?cego z niepokojem na pejza? za oknem.
To doprawdy niesprawiedliwe, ?e J?drkowych szeptanych, lirycznych manifestów nie s?ycha? w radiu i ?e ich autor, je?li w ogóle kojarzy si?, to raczej jako konferansjer, notabene tak?e ?wietny. Ale gdzie szuka? sprawiedliwo?ci w ?wiecie wspó?czesnych mediów, nastawionych na ?atwy zysk, czyli masowego odbiorc?, dla którego sztuka Poniedzielskiego jest czym? tak odleg?ym, jak dla mrówki zasady fizyki kwantowej.
Dlatego z bólem zawiadamiam, ?e nie spe?ni? ?yczenia Czytelniczki z Krakowa, która w serdecznym li?cie prosi, bym wp?yn?? na radio i telewizj?, i spowodowa? inn? ni? obecna polityk? repertuarow?. Pani Barbaro - dzi?kuj? za mi?e s?owo i przekonanie o wielkich mo?liwo?ciach skromnego felietonisty. Gdybym móg? decydowa? o losach wymienionych instytucji, to prawdopodobnie wyla?bym na zbity pysk 90 procent ich pracowników, powi?kszaj?c i tak ju? wielkie bezrobocie.