Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 17 listopada


Czy po "Ojcu chrzestnym", "Zdarzy?o si? w Ameryce", "Ch?opcach z ferajny" do kina gangsterskiego mo?na jeszcze co? nowego dorzuci?? Chyba nie. Wszak kolejna opowie?? znów przeniesie nas w mroczny ?wiat mafijnych uk?adów, osobliwie rozumianej lojalno?ci i wierno?ci, podwójnego ?ycia facetów obro?ni?tych u?miechni?tymi familiami, którzy równocze?nie z zimn? krwi? odbieraj? ojców i synów innym rodzinkom. Nie spodziewajcie si? wi?c po "Drodze do Zatracenia" innego spojrzenia na problem. Mo?ecie jednak liczy? na kawa? dobrej filmowej roboty z genialnie odwzorowanymi realiami sprzed 70 lat. I nie zawiedzie was Tom Hanks tworz?cy kolejn? wielk? kreacj?. Wprawdzie wol? go w roli dobrodusznego przyg?upa, jakim jest oskarowy "Forrest Gump" ni? zdeterminowanego m?ciciela w omawianym tytule - tak czy siak, czapki z g?ów!

Jednym tchem przeczyta?em "Smakowonie". Bo te? autor ksi??eczki, Andrzej Kozio?, krakus ze Zwierzy?ca, poprowadzi? mnie w krain? dzieci?stwa - labirynt bliskich sercu ulic, przypomnia? galeri? postaci owe ulice zaludniaj?cych, pozwoli? znowu poczu? niepowtarzalny smak trzymanego pod j?zykiem cukierka ?lazowego, wdycha? pomieszane zapachy kwaszonych ogórków i ?wie?ego pieczywa w sklepiku Piek?y tu? obok mojego liceum, czyli "Sobka". Powinni przeczyta? te wspominki starsi, by na chwil? wróci? w przesz?y czas. Powinny zrobi? to dzieciaki, bo to ich korzenie, tradycja, koloryt.

Wychowany przy Siemiradzkiego, poprawi? jedynie b??dnie podane nazwisko w?a?ciciela sklepu kolonialnego przy Karmelickiej. Brzmi ono Sta?kiewicz, a nie Staszkiewicz. A do ferajny wysiaduj?cej "U ?yda" dodam Witka M?tne Oko, Braci Marsjan, tak?e Jacka Pugeta, wybitnego rze?biarza maj?cego pracowni? po drugiej stronie Manifestu Lipcowego. Koledze z dziennikowych ?amów gratuluj? pami?ci i czekam na kolejny liryczny przewodnik po chwilach minionych.

Oddech historii poczu?em tak?e, ?piewaj?c w czwartek na zamku w ?a?cucie. Przepi?kne to za?o?enie architektoniczne ka?e zaduma? si? nad ?wietno?ci? i zamo?no?ci? jego dawnych w?a?cicieli. Fortun? kosztowa?o pewnie nie tylko wybudowanie i wyposa?enie takich kubatur, ich utrzymanie wymaga?o tak?e niebywa?ej kiesy. Rado?? z przebywania w zachwycaj?cej scenerii m?ci? jedynie fakt, ?e w tej samej chwili Wis?a walczy z Parm? o awans do kolejnej rundy Pucharu UEFA, a mnie nie ma na trybunach. Na szcz??cie przytomny kierowca ?ledzi? przebieg zmaga? i z ko?ca zabytkowej sali pokazywa? na palcach nad g?owami widzów aktualny wynik. Ko?cowy za? podkre?li? popularnym V, czyli znakiem zwyci?stwa. Ma?o nie rykn??em z rado?ci do mikrofonu.

Dzisiejsza cudna, ciep?a pogoda wygna?a mieszczuchów na spacery za miasto - ja, mieszkaniec wsi, pod??y?em w odwrotnym kierunku, na spotkanie ze sztuk? Leona Wyczó?kowskiego. Wielk? wystaw? dorobku artysty mo?na podziwia? w krakowskim gmachu Muzeum Narodowego, a powodem ekspozycji jest 150. rocznica urodzin malarza. Jego sched? opisano i omówiono dok?adnie, czyni?c to w sposób w?a?ciwy koneserom, zatem ze znajomo?ci? rzeczy. Tote? nie zamierzam powtarza? stwierdze? oczywistych.

Mam natomiast uwag? natury osobistej, któr? pozwol? si? podzieli?. ?yjemy w dobie niezwykle rozwini?tej specjalizacji - czasach ma?o przyjaznych omnibusom, tak?e w dziedzinie plastyki. Grafik teraz to grafik, malarz to malarz, rysownik to rysownik. Jak sucha ig?a to nie drzeworyt, jak o?ówek to nie piórko, jak pastele to nie olej itd. A tu nagle kto? jednakowo doskona?y w portrecie i pejza?u, w scenkach rodzajowych i wizerunkach sakralnych, operuj?cy wszystkimi technikami na dowolnych pod?o?ach. Po prostu mistrz. Za spraw? jego talentu w mrocznych muzealnych salach by?o jasno i pogodnie. A z ram patrzy?y na nas twarze przodków. Tak?e autor ca?ego zamieszania dostojnie spogl?da? na t?um potomków, których istnienia nie móg? przewidzie?.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki