Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Pi?tek, 20 grudnia


Je?li moje zapiski maj? w nag?ówku inny ni? niedziela dzie? tygodnia, znak to niechybny, ?e w kalendarzu dni ?wi?teczne odmieniaj? rutynowy cykl wydawania gazety. Dni szczególnie radosne, bo oznaczaj? dla mnie spotkanie z Majk?, która przyleci z Salonik do rodzinnego domu i posiedzi dwa tygodnie ze st?sknionym tat?.

W nowy rok wjad? z nowym prawem jazdy - male?kim zafoliowanym kartonikiem. Podoba mi si? taka miniaturyzacja dokumentów, niebawem otrzymam podobny w formacie dowód osobisty. Gdyby jeszcze zmniejszeniu uleg?a karta rejestracyjna samochodu, mo?na by potrzebne do funkcjonowania papiery zmie?ci? w jednej kieszeni - b?ogos?awie?stwo prawdziwe latem, kiedy garderob? stanowi? spodnie i podkoszulek.

Nale?? do niedowiarków, sceptyków, rzadko wpadam w eufori?, niech?tnie poddaj? si? zbiorowej histerii. Pami?tam, jak wyproszono mnie z seansu spirytystycznego, twierdz?c ?e mój racjonalizm i ch?ód w ocenie wydarze? przeszkadzaj? medium w kontakcie z za?wiatami. Tote?, by sprawdzi? kolejny cud, zainwestowa?em par? groszy i kupi?em ksi??k? g?o?nej ju? m?odej pisarki Doroty Mas?owskiej. Zacz??em przedziera? si? z mozo?em przez stronice "Wojny polsko-ruskiej pod flag? bia?o-czerwon?" w poszukiwaniu osobliwie poetyckiego j?zyka, jak okre?li? t? proz? Jerzy Pilch. Nie znalaz?em tak?e lekko nadpsutego literackiego mi?sa - to znów definicja Marcina ?wietlickiego.

Ten ostatni wyzna? jeszcze, ?e warto by?o ?y? 40 lat, aby wreszcie co? tak interesuj?cego przeczyta?. Jak?e ma?o ciekawe i pozbawione wra?e? musia? mie? facet ?ycie, skoro da? si? uwie?? knajackiemu be?kotowi. Odnosz? wra?enie, ?e to magnetofonowy zapis rozmów, prowadzonych przez uczestników zabawy w Wielkiego Brata, Bar, lub kolejny reality show. Inne s? imiona bohaterów u Mas?owskiej - Silny, Arleta, Lewy, w telewizyjnych bzdurach dla odmiany Gulczas, Ken, Frytka. Skala problemów natomiast ta sama. Stopie? skomplikowania mózgowego identyczny, czyli przypominaj?cy rozwielitk?.

Pisa?em ju? odnosz?c to do estrady, ?e funkcjonuje u nas pewien rodzaj usankcjonowanej, bo podpartej autorytetami szmiry, grafomanii, beztalencia. Tutaj Nic zachwalaj? znani twórcy, o Nic wybucha wi?c natychmiastowa medialna dyskusja, Nic zaczyna si? sprzedawa? (vide - mój zakup tej pozycji), Nic staje si? wydarzeniem. Jeszcze jedno nieporozumienie, jakich wiele w tej rzeczywisto?ci.

"Droga do gwiazd" - ogl?dany i kochany przez wielu konkurs m?odych talentów, którym matkuje Ewa Bem, a ojcuje Zbyszek Wodecki. Cisn? si? do tego wy?cigu ufni w kreatorsk? moc szklanego ekranu. W?a?nie nadchodzi fina? zabawy. 15 zwyci?zców poszczególnych edycji walczy o najwy?sze wyró?nienie. Uznany wida? za autorytet, dosta?em ta?m? z ich wyczynami, bym wyda? w?asny werdykt. Z trudem wytypowa?em trzy nazwiska - z trudem, bo ogl?dani m?odzi, urodziwi ludzie ?piewali, poza jedn? niewiast?, po angielsku. Nie umiem z takiego przekazu wiele wywnioskowa? - patrz? na to, jak na zawody sobowtórów. Kto najwierniej podrobi Whitney Houston, Bono lub inn? gwiazd? pop? Kto b?dzie do nich najbardziej podobny, najsprawniej zata?czy z obowi?zkowym balecikiem? Je?li tak maj? wygl?da? przyszli idole naszych dzieciaków, to jestem pe?en obaw.

W ogóle boli mnie eksponowana ponad miar? zewn?trzno??, opakowanie, forma. Powstaje efekt wydmuszki, czyli ?wiec?cej migotliwej skorupki z pustym ?rodkiem. A to dobre w jednym jedynym przypadku - choinkowej bombki, czyli ba?ki, jak mawiaj? w Krakowie. Na swojej prywatnej ba?ce napisa?em:

Pastora?ko nie? si? bia?a,

nasypa?o tego roku

i na ziemi? oszala??

przynie? spokój, spokój, spokój.

I takie przes?anie Pa?stwu dedykuj?. Do siego roku.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki