Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 19 stycznia


"Komórka dla babci" - pod takim tytu?em ukaza?a si? na tych ?amach kilka dni temu tzw. informacja w?asna. Dowiedzia?em si? z niej, ?e mieszkaj?ca od 60 lat w kurnej chacie bez pr?du i wody starowinka dosta?a w prezencie telefon komórkowy. Zatka?o mnie.

Nonsensowno?? owego zdarzenia nasun??a bowiem od razu refleksje dotycz?c? kabotynizmu i dobrego samopoczucia darczy?ców. Oto potentat funduje babci gad?et, do niczego w jej warunkach nieprzydatny - wszak brak elektryczno?ci uniemo?liwia funkcjonowanie urz?dzenia, które wymaga nieustannego ?adowania baterii. Mo?e trzeba by?o pomy?le? o innym sposobie u?atwienia ?ycia pani Nowakowej, dra?uj?cej po wod? do oddalonego o 200 m ?ród?a.

Przypominam sobie zdarzenie wojskowe. Regulamin naszej armii zabrania? noszenia d?ugich w?osów, cz?sto kaza? je goli? ca?kowicie. Jednocze?nie do ?o?nierskich obowi?zków nale?a?o posiadanie grzebienia. N?kany przez prze?o?onych, opitolony na zero kolega rzuci? kiedy? w przyp?ywie najg??bszej desperacji: A na ch... ?ysemu grzebie?? Powy?sze zdanie d?wi?czy mi w uszach zawsze, gdy bzdura goni bzdur?, a tej gonitwy, niestety, u nas nie brakuje.

Pan Basa?aj wyla? z roboty pana Szpakowskiego, zirytowany pono? nadmiernym, nieciekawym, nachalnym gadulstwem tego ostatniego. Powia?o wiosn? w ?wiecie sportowego komentarza. Od?wie?aj?ca bryza okaza?a si? jednak zwyk?? personaln? zagrywk?. Kontynuatorzy dzie?a pana Darka plot? trzy po trzy tak samo jak zwolniony, nie daj? wytchn?? widzowi, który dzi?ki komputerom bez niczyjej pomocy, je?li tylko umie czyta?, ?wietnie wie, kto, z jakiego kraju, jak szybko, jak daleko itd. Lito?ci! Telewizja jest sztuk? obrazu i naprawd? nie trzeba opowiada? tego, co widzimy jak na d?oni. Chyba ?e - szanowni oratorzy - p?ac? wam od s?owa.

Kolejna wizyta w Teatrze S?owackiego to asumpt do spostrze?e? ogólnej natury. "Chorego z urojenia" ogl?daj? t?umy i raduje wielka liczba m?odych twarzy na widowni. Na dodatek nie s? to zorganizowane grupy szkolne id?ce z przymusu, bo lektura, bo klasówka itp. Po prostu maj? potrzeb? obcowania ze ?wiatem innym ni? ten w dyskotece, pubie, na ulicy, potrzeb? kontaktu z j?zykiem bogatszym ni? nowomowa dresiarzy.

Od pi?tej klasy szko?y podstawowej przyja?ni?em si? z mieszkaj?cym cztery bramy dalej Piotrkiem. Wuj kole?ki Marian Kramarski d?ugo zarz?dza? administracj? wspomnianego teatru, umo?liwia? zatem cz?sto nam, m?okosom, zasiadanie w dyrektorskiej lo?y. Chodzili?my na wszystko z jednakow? ochot? i ta mi?o?? do ?ywego s?owa zosta?a we mnie wraz z szacunkiem i tolerancj? (nieraz zbyt wielk?) dla ludzi, którzy wybrali niewdzi?czny zawód komedianta. Bywa, ?e odnosz? sukces - trafiaj? na pierwsze strony gazet, zyskuj? rozg?os i pieni?dze, s? podziwiani i wielbieni. Ale przecie? ów scenariusz dotyczy nielicznych - wi?kszo?? tzw. karier przebiega w prowincjonalnych teatrach, przy pustych widowniach, za marne wynagrodzenie, w oczekiwaniu na cud nag?ej, atrakcyjnej propozycji, odkrycie przez los, szans?, jaka cz?sto nigdy si? nie pojawia.

Wczoraj ?piewa?em w przybytku Melpomeny w Bia?ymstoku. Przestudiowa?em uwa?nie afisze z tytu?ami i skonstatowa?em, ?e na dalekich wschodnich terenach trudz? si? rzetelnie daj?c premiery, re?yseruj?c, buduj?c dekoracje, pisz?c muzyk?, tworz?c kreacje, a my (poza fachowcami) nic o tym nie wiemy. Przeczyta?em wizytówki z nazwiskami aktorów przytwierdzone na drzwiach garderób. Nie znalaz?em ?adnego znajomego, ?adnego, z którym co? kojarz?. A mo?e w?ród nich prawdziwe talenty, pozbawione tylko ?utu szcz??cia?

Jestem w tym malowniczym mie?cie po d?ugiej przerwie - zmieni?o si?, rozb?ys?o neonami, zbli?y?o do Europy. Dawno temu spotyka?em tu przedwcze?nie, niestety, zmar?ego, ?wietnego harmonijkarza ustnego Ryszarda Skibi?skiego. Mia? ksyw? "Skiba". Gdyby ?y?, zabroni?by pewnie u?ywania tego s?owa. Dlaczego? Otó? grasuje w mediach pan o identycznym nazwisku. Jest niew?tpliwie ulubie?cem decydentów, bowiem dwoi si? i troi, demonstruj?c chamstwo i brak talentu. A z takimi prawdziwych artystów miesza? nie nale?y.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki