Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 26 stycznia


Plotka. Motor ?ycia towarzyskiego, silnik wszelkich rozmów. Plotkujemy wszyscy wi?cej lub mniej, ale jednak - przecie? przedmiotem naszych konwersacji s? wci?? bliscy i znajomi, dywagujemy na temat zdarze? rodzinnych, stosunków s?siedzkich, koneksji zawodowych itd. Znacznie rzadziej wznosimy si? na wy?yny intelektualnych dysput, których tematem Kant, secesja, architektura Majów.

Plotka ma jednak jedn?, niestety niebezpieczn?, cech?. Jest mianowicie wyolbrzymion? projekcj? rzeczywisto?ci. Gest, u?miech, pó?s?ówko zamieniaj? si? w niej w obj?cie mi?osne, wyznanie ?arliwe, romans na ?mier? i ?ycie. Gdy za? takie przeinaczenia dotycz? ludzi z pierwszych stron gazet, z elit towarzyskich, z kr?gów artystycznych, p?czniej? do niewyobra?alnych rozmiarów, szkodz?c cz?sto bohaterom zdarze? wzi?tym na j?zyki.

Par? dni temu zapyta? mnie pan z radia, czy dozna?em przykro?ci ze strony mediów opowiadaj?cych o mojej skromnej osobie rzeczy wyssane z palca, fa?szywe, krzywdz?ce. Odpar?em zgodnie z prawd?, ?e nie - wyznaj? bowiem zasad?, i? osoby publiczne winny szczególnie uwa?a? na s?owa i czyny, bowiem s? pod wnikliw? obserwacj? otoczenia. Nie wystawia? si? na strza? - oto moje credo w tej sprawie. Wtedy nic z?ego sta? si? nam nie mo?e. Nieuzasadnione pomówienie winno si? rozstrzygn?? w s?dzie zniszczeniem blagiera, za?atwieniem k?amcy na amen. Najgorsze za?, co mo?na w takich opa?ach uczyni?, to og?osi? dementi. Nikt nigdy w nie nie uwierzy. Zawsze pomy?l?, a jednak co? w trawie piszczy, jest w tym pos?dzeniu ziarenko prawdy.

Je?li prezydent nie romansowa? z gwiazd? estrady i ma niezbite dowody swojej czysto?ci i lojalno?ci, to powinien zaskar?y? oszczerców i pu?ci? ich z torbami. Albo milcze?. W przeciwnym razie pozostawia pole dla domys?ów i insynuacji.

Zdolna i urodziwa Anna Maria Jopek zdobi swoj? buzi? ok?adk? popularnego ilustrowanego pisma i pozwala na umieszczenie zdania: ?adne plotki nie zniszcz? naszej mi?o?ci. To? to zwyczajny gwó?d? do trumny, sformu?owany na dodatek w pretensjonalnym stylu. Mam wiele sentymentu dla m?odej artystki (w dzieci?stwie s?ucha?em jej taty, gdy ?piewa? piosenk? Furmana), wi?c odwa?? si? na pouczenie - rad? starszego kolegi. Je?li ci?, mi?a, zdradza luby, to nie wyci?gaj tego brudu na po?arcie t?umom, je?eli za? jest wierny, to zniszcz, wgnie? w ziemi? wszystkich, którzy gadaj?, ?e tak nie jest.

Czy polska piosenka mo?e wygra? konkurs Eurowizji? Takie pytanie stawia si? w programie, który lubi? tak?e z powodu wczesnego wstawania. Mo?e to kwestia wieku? Tak czy siak, "Kaw? czy herbat?" ogl?dam z przyjemno?ci?. Natomiast postawiona kwestia doprowadzi?a mnie do wrzenia. A có? to jest, moi drodzy, polska piosenka? Czy na zbli?aj?cy si? festiwal wy?lemy kapel? z Chocho?owa, chór gospody? wiejskich z Mazowsza lub orkiestr? uliczn? z Chmielnej? Nie - pojedzie zespó? ?piewaj?cy ogólnospo?ywczego gniota rodem z banku anglosaskich przebojów, wykonywanego nowomow? maj?c? niewiele wspólnego z polszczyzn?, przez nabitego ?wiekami palanta na przodzie. Gdzie? tu jakikolwiek narodowy identyfikator?

Takie co? mo?e reprezentowa? ka?dy kraj europejski i mo?e naturalnie wygra?, bo ludzie ?atwo nabieraj? si? na lukrowan? tandet? pod ka?d? szeroko?ci? geograficzn?. A wtedy kolejny przegl?d u nas w Warszawie i dyrektorem Sierocki, i w jury Cygan z Wojewódzkim, i super, i spoko, i cool, i Mas?owska przysz?o?ci? naszej literatury, a Male?czuk nast?pc? Mi?osza. A mo?e to wszystko plotka?



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki