Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 2 lutego


We wtorek w klubie "Rotunda" pozwoli?em publicznie odpyta? si? na ka?dy temat. Pytaj?cym by? Zbyszek Ksi??ek, który telewizyjne rozmowy "?yciorys z refrenem" przeniós? ze studia, zabra? sprzed oczu kamer na estrad?. Brak obiektywów i jupiterów, brak czasowych ogranicze?, ?wiadomo??, ?e wypowiedzianych s?ów nikt nie wytnie, nie zmontuje dla uzyskania lepszej dramaturgii sprawiaj?, i? spotkanie przebiega na luzie, z po?ytkiem dla wszystkich. Na dodatek mój spowiednik zna mnie wiele lat i sporo wie o mojej prywatno?ci, s?abo?ciach, gustach, a tylko taka wiedza pozwala na partnersk? wymian? zda?, na ?arty, docinki, riposty, czyli to, co publika kocha.

Opowiadam wi?c o dzieci?stwie, rodzinie, szko?ach, pierwszych mi?o?ciach. Próbuj? wyartyku?owa? opinie na temat zdrady, wiary, moralno?ci z pe?n? ?wiadomo?ci?, ?e to tylko jednak rodzaj zabawy, ?e rzucone tutaj s?owa zostan? w zakamarkach czyjej? ?yczliwej pami?ci b?d? ulec? i nic z nich nie wyniknie.

Tego samego dnia wiadomo?? o tragedii w Tatrach. A w czwartek sam przybywam do Zakopanego i mam okazj? s?uchania relacji z pierwszej r?ki, bowiem z ust Zdzis?awa Trelli - lekarza, który by? na lawinisku 20 minut po ?nie?nej katastrofie i który zreanimowa? walcz?cego teraz o ?ycie ch?opca. Wstrz?saj?ce to opowie?ci, heroiczny trud nios?cych pomoc. A mnie wci?? d?wi?cz? w uszach s?owa jednego z ratowników: Rysy nie s? dla 16-latków nawet latem. Niech?e t? sentencj? zapisz? sobie wszyscy opiekunowie i nauczyciele, wszyscy gnani chor? ambicj? zdobywców.

Góry s? wielkim wyzwaniem i wielkim niebezpiecze?stwem zarazem. Niech podejmowanie takich wyzwa? pozostanie domen? doros?ych - chc? ryzykowa? ?ycie, ich sprawa. Dzieciaki niech spojrz? na gro?ne turnie z Guba?ówki lub Morskiego Oka, niech wej?cia zimowe, wytyczanie nowych dróg, zatykanie proporców zostawi? na pó?niej.

I jeszcze jedna przykra uwaga zwi?zana z tym wydarzeniem. Otó?, lokalne w?adze og?osi?y 31 stycznia dniem ?a?oby i odwo?a?y wszelkie imprezy rozrywkowe. Powy?sz? decyzj? podano w mediach, wydawa?a si? wi?c obowi?zuj?ca. Tymczasem miejscowe kino gra?o swój repertuar jakby nigdy nic, t?umacz?c si? niewiedz?. A dla mnie to jeszcze jeden dowód paskudnej ch?ci zysku za wszelk? cen?, potwierdzenie smutnej tezy, ?e gdy kasa do zarobienia, to sentymenty id? precz.

Zdegustowana moj? komputerow? ignorancj? ma??onka ?ci?gn??a z internetowej strony "Pod Bud?" korespondencj? nades?an? w ostatnim czasie. Uzbiera? si? gruba?ny plik listów z ró?nych stron. W?ród nich napisane poprawn? angielszczyzn? gor?ce pozdrowienia z zimnej Syberii. M?ody cz?owiek o imieniu Sergiej prosi o przys?anie p?yty i zapewnia, ?e w dalekim Nowosybirsku jest sporo ludzi zbzikowanych na punkcie naszej muzyki. Czy?by pami?tali koncerty sprzed prawie 20 lat? Trudno w to uwierzy?.

Tak czy siak, sp?dzili?my w tej krainie wiele dni, przemieszczaj?c si? Aerof?otem (niezapomniane wra?enia). Na lotnisku w U?an Ude np. wsiadali?my do maszyny, z której silnika wystawa?y nogi faceta odzianego w roboczy kombinezon. Reszta cia?a gin??a w czelu?ciach skomplikowanej maszynerii. Przera?eni popijali?my napoje wyskokowe, by zabi? strach. Odwrotu wszak nie by?o. Wreszcie dzielny mechanik zako?czy? sw? misj?, wytar? umorusane d?onie szmat? i zasiad? za sterami. To by? rejs do Irkucka.

Dalej do Moskwy trasa wiod?a przez Omsk, gdzie podczas mi?dzyl?dowania zaliczyli?my wystrza? opony. Poko?owali?my jako? do budynku zwanego na wyrost terminalem, gdzie wszyscy natychmiast udali si? do baru kontynuowa? znieczulenie. A wspomniany Nowosybirsk to zachowany w zakamarkach mózgu widok 1-majowego pochodu ogl?danego z hotelowych okien i ?niegu padaj?cego na manifestantów.

Nie wybieram si? w tamtym kierunku - p?yt? za? wy?l? - niech rozgrzewa Serio?? w d?ugie, syberyjskie wieczory.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki