Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 16 marca


Pisanie o Afryce w Zakopanem, które na pi?? dni przed kalendarzow? wiosn? otuli?a gruba ?niegowa pierzyna, ma posmak abstrakcji. Tutaj szusuj? amatorzy bia?ego szale?stwa, spokojni, ?e ukochan? pasj? b?d? mogli realizowa? jeszcze przez wiele, wiele dni. Tam s?onie objadaj? si? owocami maruli, nie?wiadome mrozu, go?ych drzew, zimy. Wspomniana marula przypomina nasz? ?liwk?, a sfermentowana "kr?ci", tote? poznali si? na niej nie tylko tr?balscy. Jest esencj? wybornego likieru sprzedawanego tylko w RPA - kieliszek owej cieczy z kostk? lodu w ?rodku smakuje wybornie.

W miejscowo?ci Santa Lucia spacerujemy po rozleg?ej piaszczystej pla?y, a ja wci?? kombinuj?, jak to wszystko opowiedzie?. Przecie? nikt nie uwierzy, ?e jest na tym ?wiecie raj, gdzie ostrygi i aksamitne bia?e wino kosztuj? par? groszy, a przechadzka po mie?cie przeci?tym m?tn? rzek? ka?e natychmiast uruchomi? sprz?t fotograficzny. Oto stado hipopotamów p?awi si? w leniwym nurcie - raz po raz które? zwierz? wy?azi z wody i otwiera ogromn? paszcz?, jakby pozuj?c zaciekawionym przechodniom. Trudno uwierzy?, ?e to najgro?niejsze z miejscowych stworze?
- ma na koncie wi?cej poszkodowanych ni? lwy czy lamparty. Dzieje si? tak dlatego, ?e pozornie ma?o ruchliwe cielska atakuj? przep?ywaj?ce w ich pobli?u ?odzie i topi? nieostro?nych poszukiwaczy przygód. Reszty dzie?a dokonuj? wiecznie g?odne krokodyle.

W?a?nie zwiedzamy ich hodowl?. Na kilku hektarach system sadzawek, basenów i akwariów, gdzie kwitnie gadzi przemys?. Ogromne, doros?e sztuki s?u??ce do rozrodu wygrzewaj? si? bez ruchu. Mniejsze, zabite, obdzierane s? w?a?nie z cennej skóry, któr? kupuj?cym liczy si? na centymetry kwadratowe. Mo?na naby? tak?e mi?so - ogony m?odych osobników przypominaj? kszta?tem drapie?ne ryby, a smakiem co? mi?dzy drobiem a ciel?cin?. Próbowa?em - wy?mienite, tote? przywioz?em ów rarytas - stanowi? najci??sz? chyba cz??? naszego baga?u.

Czy byli?cie kiedy? krokodylimi akuszerami? Wygl?da to tak: dostajesz do r?ki jajo, kszta?tem i barw? przypominaj?ce kurze, ale dwa razy wi?ksze. Od?upujesz wolniutko nadbity przez noworodka czubek i widzisz malutk? g?ówk?, obserwuj?c? otoczenie bystrymi ocz?tami. Polewasz oseska wod?, by doda? mu wigoru. Jest z?o?ony precyzyjnie, niewiarygodnie precyzyjnie i czeka na moment, w którym niby spr??ynka rozprostuje swój organizm. Gdy tak si? po chwili staje, trzymasz w d?oni miniaturk? gro?nego i budz?cego powszechny wstr?t kajmana. Jest ruchliwy i kombinuje, jak zrobi? u?ytek z ostrych niby szpileczki z?bów.

Znów b?yskaj? flesze i cichutko mrucz? silniczki kamer. Moja ma??onka prze?amuje strach i dla potrzeb obiektywu owija si? czterdziestokilogramowym boa, który tutaj funkcjonuje jako dodatkowa atrakcja. Jest mi?y w dotyku, przecz?c obiegowej opinii o ?lisko?ci w??y.

Wracamy do bazy. Pensjonat, któremu nasi rodacy nadali nazw? "Puszcza", go?ci inn?, oprócz naszej, polsk? grup?. Urodziwe buziaki nic mi nie mówi?, ale nagle pojawia si? znajoma z warszawskiej telewizji. Pracowali?my wiele razy podczas ró?nych festiwali itp. Niemal równocze?nie zadajemy pytanie: co ty tutaj robisz? Moja odpowied? jest banalna - jej zaskakuj?ca. Otó? pilotuje laureatów popularnego programu "Randka w ciemno". Dzieciaki wygra?y w nim wycieczk? ?ycia - podró? marze?. S? niemal napompowane zdarzeniami, oszo?omione otoczeniem. Daj? si? namówi? na wieczorny, króciutki recital przy szklaneczce trunku. Znów zdj?cia, by uwieczni? zaj?cie.

W odleg?ym o 20 minut jazdy Durbanie wieczór piosenek Franka Sinatry w wykonaniu miejscowych gwiazd. Pada wi?c pytanie, kto ma ochot? by? widzem takiej imprezy. I wierzcie - m?odzi, którzy ?piewali przed chwil? moje piosenki, nie wiedz?, kto to Sinatra! Zadaj? sobie po cichu pytanie: jak trzeba zas?u?y? si? ?wiatu, kim by?, co zdzia?a?, by zostawi? pami?? d?u?sz? ni? jedna generacja? I jeszcze jedno: czy rozstrzygni?cia takich w?tpliwo?ci trzeba szuka? a? na drugiej pó?kuli?




powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki