Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 13 kwietnia


Niedziela Palmowa. Malownicza wi?zka suchych traw, kwiatów, wierzbowych kotków, przeró?nych aplikacji robi coraz wi?ksz? karier?, przybiera coraz bardziej fantazyjne formy. Od miniaturowych po wielga?ne, sprzedaj? je na placach i bazarach, tak?e w kwiaciarniach. Stara tradycja, kultywowana w wielu miejscowo?ciach naszego kraju, ka?e konstruowa? ogromne, kilkunastometrowe, walcz?ce o miano najwy?szej, najpi?kniejszej, najbardziej wymy?lnej. Po?wi?cone w ko?cio?ach przetrwaj? do kolejnych ?wi?t Wielkiej Nocy. Wygl?dem nie przypominaj? wcale egzotycznych drzew kokosowych czy daktylowych rosn?cych w tropiku i dostarczaj?cych smakowitych owoców, o?ywczego cienia, lekkiego budulca.

Ca?kowicie nie umiem znale?? powi?zania mi?dzy tymi ro?linami a bzikiem, szajb?, szale?stwem, nawiedzeniem. Sk?d zwrot: odbi?a komu? palma, ma niez?? palm?, okre?laj?cy brak psychicznej równowagi, powa?ne odchylenie od przyj?tych w spo?ecze?stwie norm? Doprawdy nie wiem. Wiem natomiast, ?e istnieje spora grupa nieszkodliwych "palmusów" nadaj?cych koloryt ?rodowiskom, w jakich funkcjonuj?, traktowanych z przymru?eniem oka, ale tolerowanych i akceptowanych.

Do grona krakowskich kiwade?, wielokrotnie opisywanych i fotografowanych, dorzuc? ch?tnie jeszcze jedn? posta?. To dworcowy czy?cibut. Drobny jegomo?? w we?nianej czapeczce, z torb? pe?n? potrzebnych przyborów, atakuje ju? w przej?ciu podziemnym do peronów. Nie nale?? do jego ulubionych klientów, nosz? bowiem najcz??ciej obuwie sportowe. Jednak na ostatni?, podj?t? kilka dni temu podró? do stolicy za?o?y?em czarne trzewiki, tote? wyrazi?em ch?? skorzystania z us?ugi. Wierzcie - tak b?yszcz?cych i wypucowanych nigdy jeszcze nie mia?em - przegl?da?y si? w nich jak w lustrze Pa?ac Kultury i hotel Forum, i jeszcze par? innych reprezentacyjnych budowli warszawskich.

Autor tego stanu rzeczy, pastuj?c i szczotkuj?c, rozprawia? bez przerwy o pogodzie, o podró?ach, o swym prze?ladowcy, funkcjonariuszu ochrony kolei, wymagaj?cym od mistrza glancu zezwolenia na prac? lub natychmiastowego wynocha. Nie pojmuj? takiego przejawu bezduszno?ci wobec po?ytecznego cz?eczyny, który swym gadulstwem jedynie bawi. Potrafi wprawdzie zruga? w?a?ciciela zagranicznych pantofli za brak nale?ytej dba?o?ci o nie, ale czyni to w sposób taktowny i przyjazny. Na dodatek nie ustala wymaga? finansowych - dzia?a na zasadzie co ?aska i nigdy nie manifestuje niezadowolenia z zap?aty. Wi?cej takich "szale?ców" w tym "normalnym" ?wiecie.

Zdarzy?o si? w restauracji zajmuj?cej cz??? parteru gmachu sto?ecznego Teatru Wielkiego. Podszed? do mojego stolika Bohdan Tomaszewski, zapyta?, czy ma okoliczno?? z takim a takim, a po uzyskaniu twierdz?cej odpowiedzi, skomplementowa? moj? niedzieln? audycj? radiow?, deklaruj?c si? jako sta?y s?uchacz i admirator. Zatka?o mnie.

Rozmawia?em oto z ?yw? legend? mikrofonu, idolem m?odzie?czych lat, kim?, kto s?owny przekaz postawi? na najwy?szym poziomie, kto przenosi? nas w ?wiat sportowych zmaga? bez pomocy kamer, kto atmosfer? dramatycznej nieraz walki wytwarza? w naszych domach za po?rednictwem jedynie mizernego g?o?niczka umieszczonego w jeszcze mizerniejszym odbiorniku. Nienagannych manier, elegancki - wzór gentlemana i profesjonalisty. To on przybli?a? mi Australi?, gdy mia?em 7 lat (olimpiada w Melbourne), to on "zawióz?" do Rzymu w 1960 r. i pozwoli? radowa? si? z?otym medalem zmar?ego niedawno przeszkodowca Zdzis?awa Krzyszkowiaka. To on opowiada? o... trudno zliczy?.

Gdzie te czasy, gdzie tacy fachowcy? I gdzie, do diaska, ich nast?pcy? Bo na pewno nie w komisji badaj?cej afer? Rywina. Przecie? gwiazda prowincjonalnego seksu, pos?anka B., i nie zrzeszony pose? K. (podobno prawnik) powinni za??da? od swoich szkó? podstawowych natychmiastowego zwrotu kasy za edukacj?!

Rozstaj? si? z Pa?stwem na dwa tygodnie, by po ich up?ywie opowiedzie?, jak obchodzi si? Pasch? w Grecji, do której gnaj? mnie rodzinne obowi?zki. Weso?ego Alleluja i kwitn?cej wiosny!



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki