Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 21 wrze?nia


Moje podró?owanie to prócz nowych, nigdy jeszcze nie widzianych miejsc - cz?ste powroty. Po 16 latach wracam do Kalifornii realizuj?c w ten sposób dawno podj?te zobowi?zanie. Umówi?em si? bowiem z Krzysztofem Kasprzykiem - urz?duj?cym w Los Angeles konsulem RP, ?e za?piewam dla tamtejszej Polonii, tak jak to czyni?em dawno, gdy wspomniany dyplomata szefowa? naszej placówce w Vancouver. Znamy si? d?ugo - urodzony w Krakowie Krzysztof do wielkiego ?wiata trafi? prosto z dziennikarskiej roboty porzucaj?c fachowe pióro dla innych, ale jak?e zaszczytnych obowi?zków. Lada dzie? ko?czy zreszt? swoj? ameryka?sk? misj?, zatem krótka wizyta dokonuje si? tzw. rzutem na ta?m?. Towarzyszy mi Grzegorz Turnau, tak?e nasze pi?kniejsze po?owy i Majka.

Lot via Wiede? i Waszyngton przebiega bez zak?óce?, baga?e w komplecie, przed terminalem nasz gospodarz i przewodnik w jednej osobie, w krakusce z pawim piórem. Natychmiast, mimo zm?czenia ca?odobow? awiacj?, zasiadamy, by ustali? plan zwiedzania. Mój Bo?e! Osiem dni - dwa koncerty, tysi?ce mil do przebycia - Las Vegas, Dolina ?mierci, San Francisco - miesza si? w g?owie od nat?oku nazw, informacji.

Nie pytajcie mnie jak by?o w Ameryce,
bo mign??a przed oczami niby b?ysk,
na fotosach pozosta?y dwie ulice,
i ja na nich ?ywy dowód tamtych dni.

Tak pisa?em po pierwszym pobycie w Stanach. Nazajutrz z wysoko?ci Beverly Hills spogl?damy na ogromne Miasto Anio?ów - p?pek filmowego ?wiata z magiczn? nazw? Hollywood zaznaczon? gigantycznymi, bia?ymi literami na jednym ze wzgórz. A wokó? rezydencje gwiazd w?ród egzotycznej ro?linno?ci. Pod nami niezliczone wytwórnie i studia, gdzie powstaj? kolejne, lepsze i gorsze obrazy, gdzie rodz? si? kariery i legendy. A potem obowi?zkowa przechadzka Bulwarem Zachodz?cego S?o?ca po chodniku naszpikowanym nazwiskami setek artystów, do s?ynnego teatru Kodaka. To tutaj wr?czaj? Oscary, to tutaj przed wej?ciem do budynku odci?ni?te w betonie kontury d?oni i stóp ekranowych idoli. Wzruszy? mnie i rozbawi? nieco, ?lad zostawiony przez norwesk? mistrzyni? sportu, pó?niej aktork? Soni? Henie. ?lad w postaci dwóch cieniutkich rowków - ?lad ?y?ew. Przecie? ponios?y j? tak daleko. Jazda przez ogromne miasto wymaga sporej ruchliwo?ci g?owy i sprawno?ci szyjnego kr?gos?upa. W tym hotelu zamordowano Roberta Kennedy?ego, w tym kr?cono "Pretty Woman", tam chi?ska dzielnica uwieczniona przez Romana Pola?skiego. Zasiadamy zatem przy okr?g?ym stole, by za pomoc? pa?eczek posili? si? przed dalsz? w?drówk?.

Santa Monika - po?udniowa dzielnica L.A. rozci?gni?ta wzd?u? piaszczystej pla?y op?ukiwanej przez Pacyfik. Idziemy wolniutko promenad? pe?n? barów, sklepików z pami?tkami, grajków, ?onglerów, ?ebraków, kloszardów - ludzi wszystkich ras i kultur, ci?gn?cych tutaj w poszukiwaniu szcz??cia, jakie zdaje si? na wyci?gni?cie r?ki. T?umy cyklistów, wrotkarzy, biegaczy, chodziarzy to dowód, ?e do t??yzny fizycznej przywi?zuje tutaj wielk? wag?. Jednocze?nie nigdzie nie spotka?em tylu oty?ych ludzi. Wida? nafaszerowane chemi?, ale wci?? popularne ?arcie w sieciach szybkiej obs?ugi, robi swoje. Dietetyczna cola obok ociekaj?cych t?uszczem frytek to nie pierwszy i ostatni paradoks tego kraju.

Nasz? przechadzk? grzecznie, lecz stanowczo przerywa facet w terenowym aucie. Zatrzymuje si?, wysiada i informuje, ?e w?a?nie par? kroków st?d le?y podejrzanie wygl?daj?cy przedmiot, zatem nale?y go omin?? wielkim ?ukiem, b?d? zawróci?. Rzeczywi?cie na otoczonym ju? plastikowymi ta?mami kawa?ku pla?y spoczywa co? w kszta?cie niewielkiej rurki. Patrzymy zdumieni i nagle dociera do nas fakt, ?e dzisiaj 11 wrze?nia - druga rocznica tragedii w Nowym Jorku, ?e pami?? o niej silna, a wzmo?ona czujno?? ka?e dmucha? na zimne.

Zawracamy zatem, zw?aszcza ?e spieszno nam na prób?. Wszak robota za pasem. Ale o tym za tydzie?.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki