Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 5 pa?dziernika


San Francisco. Najpi?kniejsze z widzianych w Stanach miast. Po?o?one nad oceaniczn? zatok?, zbudowane na dziesi?tkach wzniesie?, stanowi doskona?? symbioz? przyrody i architektury. Ta ostatnia mocno przemieszana - obok najnowocze?niejszych wysoko?ciowców stare wiktoria?skie domy, jakby ?ywcem przeniesione z londy?skich zau?ków opisywanych przez Dickensa. Na dodatek chi?ska dzielnica z orientalnymi elementami w postaci lampionów, charakterystycznie wygi?tych dachów, z handlem ulicznym i niezliczonymi punktami egzotycznej gastronomii.

San Francisco nie jest miejscem dla piechurów. Ulice pn? si? stromo, to znów opadaj? w dó? d?ugimi prostymi, lub z karko?omnymi zawijasami. Najs?ynniejsza z nich Lombard Street uwieczniona w wielu filmach przypomina slalomowy stok, którego poszczególne odcinki wij? si? w?ród kwiatowych klombów. W takiej konfiguracji terenu fantastycznie funkcjonuje legendarny ju? linowy tramwaj. Odbywamy obowi?zkow? przeja?d?k? rozklekotanym pojazdem z konduktorem poci?gaj?cym za sznurek, gdy trzeba zadzwoni?, z pasa?erami siedz?cymi na stopniach, jak dawno temu w krakowskiej "zerówce" jad?cej do Cichego K?cika.

Jedna z ko?cowych stacji znajduje si? na Wybrze?u Rybaków. Najpierw wizyta w barze, gdzie w wydr??onym okr?g?ym chlebku podaje si? zup? z ma??y. Wygl?da podobnie do serwowanego tu i ówdzie w kraju ?urku - smakuje zupe?nie inaczej. A potem gwarne molo prowadzi do kolonii fok, które tutaj znalaz?y schronienie. Wyleguj? si? dziesi?tkami na drewnianych p?ywaj?cych pomostach, przewalaj? z boku na bok, baraszkuj?, walcz?, porykuj?c, skowycz?c, stroj? ?mieszne miny, jakby mia?y ?wiadomo?? setek fotograficznych obiektywów pragn?cych uwieczni? to przedstawienie. Rzut oka w stron? Pacyfiku pozwala rozpozna? widzian? tyle razy w kinie s?ynn? wysp? Alcatraz z wi?zieniem, które kiedy? "go?ci?o" g?o?nych bandziorów - vide Al Capone - a dzi? stanowi jedynie turystyczn? atrakcj?. Dalej, po lewej stronie, wisz?cy most Golden Gate zbudowany w 1937 roku. Blisko pó?torakilometrowa konstrukcja wymaga nieustaj?cej konserwacji, ?mia?kowie przyklejeni do prz?se? pokrywaj? wszystkie elementy zabezpieczaj?c? przed korozj? farb?, maj?c pod sob? przepa?? zako?czon? zimn? szarozielonkaw? toni?. Firma, która wygra?a przetarg na t? robot?, zapewni?a sobie do?ywocie. Koniec malowania z jednej strony oznacza bowiem jego rozpocz?cie po drugiej. I jeszcze wizyta w p?ywaj?cym osiedlu, gdzie kolorowe domki zamiast podwórek maj? wod?. Zrodzony w tym niezwyk?ym mie?cie ruch hippisów i jego filozofia mi?o?ci zamiast wojny to ju? odleg?a historia, ale w uszach wci?? d?wi?czy stary przebój Scotta McKenzie o San Francisco, w którym przyja?ni ludzie nosz? kwiaty we w?osach. Do Los Angeles wracamy tzw. jedynk?, bajeczn? drog? wzd?u? wybrze?a, pokazuj?c? jeszcze jeden wycinek niezwyk?ego obrazu, jakim jest Kalifornia.

Bywalcy Jaszczurów z pocz?tku lat 70. pami?taj? zapewne drobnego, eleganckiego bruneta - dusz? towarzystwa, bawidamka, dowcipnisia, zgrywusa, ale przede wszystkim niezwykle sympatycznego jegomo?cia Jarka Klimczaka. Straci?em go z oczu dawno, dawno temu. I oto odnajduj? starego znajomego w Long Beach, nieca?? godzin? jazdy na po?udnie od L.A., gdzie Pacyfik wdar? si? w l?d tworz?c sie? kana?ów, zatok, lagun niby w Wenecji. Jarek - programista i komputerowiec, wspó?pracownik wielkiej i znanej agencji prasowej, go?ci nas w domu, z którego zaopatrzeni w jad?o i napoje schodzimy wprost do... zaparkowanej pod bram? ?ódki. Cudowna zakrapiana przeja?d?ka - dla mnie okazja do wspominków, dla Majki szansa, by usi??? za sterami male?kiej ?ajby wioz?cej nas przez bajkowy ?wiat.

Dziwny to kraj. Wolny i demokratyczny. W tym kraju 18-letnia dziewczyna mo?e i?? na wojn? i zgin??. Jednocze?nie b?d?c na przyk?ad kasjerk? w supermarkecie, nie mo?e dotkn?? butelki alkoholu postawionej przez klienta na ladzie. W tym wzgl?dzie nie osi?gn??a pe?noletno?ci. Spacer z doros?? córk? - uwaga, nie trzyma? jej za r?k?! Kumpelstwo z synem - uwaga, bez nadmiernego okazywania czu?o?ci, bo gro?ba pos?dzenia o molestowanie czyha za ka?dym rogiem. Od takiego stanu rzeczy krok jeden do psychozy i nadu?y? o nieobliczalnych konsekwencjach. Pami?tajmy o tym, zapatrzeni w zachodni styl ?ycia, zach?y?ni?ci pubami, shopami my cool, trendy i OK.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki