Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 9 listopada


Rejs Kraków - Chicago, 9 godzin samolotem wype?nionym do ostatniego miejsca. Który to ju? raz przemierzam tras? nad Atlantykiem i cierpn? ze strachu podczas tzw. turbulencji, kiedy ogromna maszyna trzeszczy w szwach miotana powietrznymi pr?dami? Przesta?em liczy?. Grzebi? w ciep?ych posi?kach, na pró?no doszukuj?c si? jakiego? smaku, próbuj? czyta?, rozmawia? z towarzyszami podró?y. Zdecydowanie najlepiej wchodzi alkohol, ?agodz?c l?ki i przecieraj?c ?cie?ki ponurych my?li.

Pami?tam, jak par? lat temu z kabiny pilotów (zaprosili zespó? do siebie na pogaw?dk?) obserwowa?em z wysoko?ci 10 km wybrze?e Grenlandii i odrywaj?ce si? od niego wielkie, lodowe bry?y. Wpada?y do wody, by pó?niej dryfowa? bia?ymi stadami. Pami?tam widziany gdzie? pod nami inny samolot, podobny do dzieci?cej zabawki - zdawa? si? sta? w miejscu, a przecie? tak jak my, mkn?? z pr?dko?ci? prawie 1000 km/godz.

Który to ju? raz charakterystyczny d?wi?k wydawany przez ko?a dotykaj?ce pasa startowego (czemu nie mówi si? pas l?dowy?) wywo?a? burz? oklasków i westchnienie ulgi na pok?adzie? Który to raz dowiadujemy si?, ?e nasz baga? nie dolecia?, ?e przewo?nikowi bardzo przykro i wszystko na pewno si? odnajdzie? W efekcie pierwsz? imprez? w Detroit gramy w podró?nych ciuchach, czekaj?c na walizy. Zjawiaj? si? po dwóch dniach, na szcz??cie w komplecie. Potem jeszcze dwa razy w Chicago i trzy razy w Toronto. Razem sze?? spotka? z wdzi?czn?, ?yczliw?, st?sknion? publiczno?ci? polonijn?. Mnóstwo wzrusze?, t?um starych i nowych znajomych, jacy? koledzy szkolni nie widziani od wieków, niezliczone wizyty w prywatnych domach, dziesi?tki wizytówek z adresami i telefonami, jakie by? mo?e nigdy nie zostan? wykonane, bo przecie? oni tam, a my tu - ?yj?cy w ró?nych rzeczywisto?ciach, innym rytmem, innymi problemami.

Na szcz??cie mamy sporo czasu, by prowadzi? ?ycie towarzyskie. Korzystamy wi?c z rozlicznych ofert rodaków, którzy wo??, pokazuj?, informuj?, doradzaj?. Nie musimy na dodatek, jak dawniej, zaopatrzeni w przygotowane wcze?niej w kraju listy zakupów odwiedza? centrów handlowych, lustrowa? pó?ek, szuka? przecen, wypatrywa? specjalnych okazji. Potrzebne do ?ycia artyku?y kupujemy po prostu w domu. W?óczymy si? zatem po ulicach, ??dni ciekawych miejsc, fotografujemy to, co intryguj?ce, niecodzienne, egzotyczne. Trudno zapomnie? panoram? Chicago, roztaczaj?c? si? z którego? z ogromnych wie?owców w centrum miasta. Wybieramy Hancock Center i s?cz?c piwo, gapimy si? w dó? na gigantyczn? aglomeracj? przylepion? do jeziora.

Trudno zapomnie? wizyt? w jednym z najstarszych klubów muzycznych. Nazywa si? Blues i jest niewielk? kiszkowat? sal?, z barem i ma?? scenk? oraz kilkunastoma stolikami. Wewn?trz atmosfera pospolitej mordowni - przeró?ne typki ze ?ladami malowniczej przesz?o?ci na twarzach kiwaj? si? b?d? klaszcz? w rytm nadawany przez kapel?. Dzisiaj gra zespó? czarnego basisty Williego Kenta. Starszy pan tak?e ?piewa, akompaniuj?cy mu za? muzycy to modelarnia trudna do opisania. Stroje, nakrycia g?owy, bezz?bne u?miechy, gesty podczas wyst?pu znamionuj? nieopisany luz i ten luz czuje si? w ka?dym takcie cudownie pulsuj?cej muzyki.

Co jaki? czas do bandu do??cza wynoszona niemal do mikrofonu ciemnoskóra wokalistka. Ma na oko ze siedemdziesi?t par? lat, ale gdy zaczyna wokalny popis, dostajemy g?siej skórki. W tej ciasnocie uwija si? poka?nych rozmiarów kelnerka - czaruje, namawia, ta?czy, kasuje, jednym haustem opró?nia fundowane szklanki. Wychodzimy zauroczeni.

Niagara bez zmian toczy tysi?ce ton H20 i ciska je w spienion? przepa?? - zawioz?em Majk?, bo jeszcze tego nie widzia?a. Rozprawiano tam o jakim? ?wirze, który par? tygodni temu skoczy? w straszliw? kipiel i prze?y?. Trudniej prze?y? natomiast ameryka?skie i kanadyjskie jedzenie w przydro?nych barach szybkiej obs?ugi. Jest wstr?tne. Za to Stare Dobre Ma??e?stwo - grupa, która razem z nami dzieli?a los wspomnianej eskapady - wprost przeciwnie. Urocze ch?opaki, ale to ju? temat na osobn? opowiastk?.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki