Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 7 grudnia


Za oknem bia?o. ?nieg zacz?? pada? wczoraj jakby zamówiony przez ?w. Miko?aja, któremu inaczej ni? rozdzwonionymi saniami przybywa? nie wypada. Zakopane wreszcie we w?a?ciwej dla tej pory roku scenerii, ale zimow? sielank? burzy ca?kowicie przera?aj?ca wiadomo?? ze stolicy. Oto w andrzejkow? noc pobito tam mojego bliskiego koleg? tylko za to, ?e mia? ochot? wróci? do domu pieszo. W centrum europejskiej podobno metropolii, nieznani rzecz jasna sprawcy zmasakrowali i obrabowali porz?dnego, kreatywnego, przyjaznego ludziom, sensownie prosperuj?cego cz?owieka, który walczy o ?ycie po skomplikowanej operacji g?owy. Nie mog? spokojnie my?le? o dzikim nadwi?la?skim kraju, gdzie bandyci robi?, co chc?.

W tej sytuacji niewiele obchodz? mnie uszkodzone dwa kr?gi pana premiera i jego heroiczna decyzja o kolejnym zagranicznym woja?u, cho?by w gorsecie. Pe?en szacunku dla klasy pilota feralnego ?mig?owca, którego wkrótce wynios? na o?tarze za bohaterskie ocalenie szefa rz?du i ukochanej minister Aleksandry Jakubowskiej, musz? przypomnie?, ?e dzielny lotnik ratowa? tak?e, a mo?e przede wszystkim, w?asny ty?ek.

Pod Tatrami coraz cia?niej, strach pomy?le? o t?umach, które tutaj pojawi? si? na ?wi?ta i sylwestra. Po ulicach sun? doro?ki w zorganizowanych kawalkadach b?d?cych zapowiedzi? kuligów. W doro?kach za? krzykliwe towarzystwo z pochodniami, racz?ce si? obficie dla rozgrzewki. W?a?nie mija mnie taka wycieczka, z jednego z pojazdów wyskakuje kilku osi?ków i nie bacz?c na ruchliw? jeszcze o tej porze (jest 19) ulic? Grunwaldzk?, na licznych przechodniów cz?sto z pociechami, nie szukaj?c nawet drzewa czy p?otu opró?niaj? p?cherze, po czym z radosnym rykiem ruszaj? w pogo? za reszt? towarzystwa. Cudna wizytówka legendarnego kurortu - prawda?

Czy?by grozi?o nam ?ycie w gettach za wysokimi murami, w?ród sieci alarmowych systemów? Czy?by spacer po Rynku G?ównym wymaga? wy??cznie opancerzonej limuzyny? Gdzie, u diab?a, s? ci, którzy maj? nas chroni? przed rozwydrzon? ho?ot??

Zobaczy?em ostatni film Petera Weira ("Pan i w?adca na ko?cu ?wiata"). Brawurowo zrealizowana morska batalia sprzed 200 lat, krwawa i okrutna, jak ka?da wojna, gdzie ludzkie ?ycie niewiele warte. Jednak jest w tej opowie?ci moralna zasada, honorowy kodeks trzymaj?cy w ryzach odruchy i s?abo?ci. Nie umiem dostrzec podobnych regu? dwa wieki pó?niej, w dobie techniki cyfrowej i lotów kosmicznych. Wspó?cze?ni troglodyci napadaj? gromad?, bij?, by zabi? dla sportu i draki, bez respektu wobec starców i dzieci. Ich idole to anonimowi mordercy z gier komputerowych, odporni na ciosy, siej?cy spustoszenie w zawrotnym tempie. Nie zapomnijcie o milusi?skich - po?ó?cie pod choink? kolejne instrukcje eliminowania bli?niego. Niech sobie pograj?, zanim chwyc? za pa?y.

Gorzki ton dzisiejszej pisaniny wyja?ni?em na wst?pie. Trudno bowiem godzi? si? na ?wiat, w którym sprawiedliwo?? jawi si? pustym terminem. Rywin domaga? si? ?apówki - Jaskierni t? ?apówk? sami przynie?li - to dopiero mistrzostwo ?wiata.

Par? tygodni temu pisa?em o jednym z benefisów w Teatrze STU. Spotka?em przy tej okazji naszego z?otego medalist? olimpijskiego z Sapporo Wojciecha Fortun?. Zgadali?my si? na temat zakopia?skiego s?siedztwa - wybitny skoczek kupi? mieszkanie w budynku obok. Nie zdziwi?a mnie zatem jego obecno??, gdy tu przedwczoraj dotar?em. Zamienili?my par? s?ów, rozstaj?c z postanowieniem jakiego? d?u?szego posiedzenia. Wyobra?cie sobie wi?c moje poruszenie, gdy nast?pnego dnia w lokalnym tygodniku przeczyta?em, ?e Wojtek jest poszukiwany listem go?czym. Ze zdumieniem przeciera?em oczy, widz?c jego zdj?cie w?ród ró?nych gagatków pod wspólnym tytu?em "?cigani".

Nie wiem nic o konflikcie by?ego sportowca z wymiarem sprawiedliwo?ci, ale je?li takowy istnieje, to ?a?osn? cenzur? wystawiaj? sobie organy ?cigania, u?ywaj?c inseratów prasowych do schwytania go?cia bior?cego udzia? w telewizyjnych programach, mieszkaj?cego pod konkretnym adresem.

Jak?e wi?c oczekiwa? od takich stró?ów porz?dku pojmania drani, którzy skrzywdzili S?awka?




powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki