Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 28 grudnia


Nie kocham estradowych sk?adanek. Wol? gra? i ?piewa? sam bior?c odpowiedzialno?? za ca?o?? imprezy, ni? by? jednym z elementów mozaiki, nawet najbardziej atrakcyjnej. Na dodatek czekanie, pilnowanie kolejno?ci, cz?sto zbiorowy fina?, powoduj?, ?e przed mikrofonem sp?dza si? kwadrans, za? w garderobie b?d? za kulisami trzy godziny. Jedyna korzy?? z takich wydarze? to mo?liwo?? spotkania innych wykonawców, cz?sto dawno nie widzianych, pogadania z nimi, us?yszenia nowych ploteczek czy anegdot.

Moja s?abo?? do konwersacji okaza?a si? jednak zgubna w skutkach. Pierwszy raz podczas ca?ej ponad 30-letniej dzia?alno?ci zagada?em si? tak, ?e... zapomnia?em wyj?? na scen?. Zdarzy?o si? to podczas kol?dowania w krakowskiej filharmonii. Siedz? sobie zatem w pokoju zajmowanym przez Wojtka M?ynarskiego, wymieniamy pogl?dy o kondycji polskiej rozrywki, przypinamy ?atki, chwalimy, s?ucham pilnie jego uwag, bo cz?ek m?dry, z kolosalnym sta?em i do?wiadczeniem, tak?e niebywa?ym zmys?em obserwacji, czego dowodz? genialne piosenki. S?ysz? brawa, jakimi nagrodzono poprzedzaj?c? mnie artystk?, ba, widz? j? id?c? korytarzem po spe?nionym obowi?zku i nadal rado?nie gaworz?. ?wiadomo?? gafy dociera do mnie w ko?cu i razi piorunem. Wypadam z hukiem, wbiegam jeszcze do s?siedniego pomieszczenia po gitar? i tak z rozwianymi resztkami w?osów pojawiam si? przed publik?. Okropne uczucie, którego mam nadziej? wi?cej nie prze?ywa?.

?wi?ta min??y pod znakiem jad?a i napitku, tote? na pytanie zadane przez telefon od przyjació?: "Czy dotar?a do was kraina nadwagi?", musia?em odpowiedzie? twierdz?co. Zapotrzebowanie organizmu na sma?onego karpia zrealizowa?em z pó?rocznym co najmniej zapasem. A skoro mowa o rozkoszach podniebienia, to przestrzegam wszystkich przed nabyciem "Kuchni Polskiej" wydanej nak?adem "Przyjació?ki". Gruba?na ksi?ga zawiera wprawdzie mnóstwo przepisów i kolorowych ilustracji, pró?no jednak szuka? w niej klasyki sugerowanej w tytule. Nie ma schabowego czy pieczeni wo?owej na dziko, nie ma najprostszych mielonych czy siekanych. S? za to takie specja?y nadwi?la?skie, jak hiszpa?ska paella, ravioli ze szpinakiem, pomidory z mozarell? lub udka drobiowe w kremie kokosowym. Bro? nas, Panie, przed tak? Przyjació?k?.

S?ysz?, jak kto? znany i popularny poci si?, indagowany w kwestii sylwestrowych balów. Który z nich najbardziej utkwi? w pami?ci, który by? najhuczniejszy? Rozumiem trud zmuszanego do odpowiedzi. Po?egnania kolejnych bowiem lat zla?y mi si? w jedn? niezbyt ciekaw? mas? ?rednich wn?trz, przeci?tnego pocz?stunku, niewydarzonej muzyki, wymuszonego entuzjazmu. Ile? to razy improwizowana napr?dce kiedykolwiek zabawa przynosi?a rado?? i satysfakcj? znacznie wi?ksz? ni? przygotowywany, planowany, kosztowny wieczór ostatniego dnia grudnia. Dlatego postanowili?my z ma??onk?, ?e posiedzimy we dwoje w zakopia?skim mieszkanku, a o pó?nocy wzniesiemy toast patrz?c na Giewont.

Podsumowania. Pojawi? si? obowi?zkowo i do znudzenia. Jak?e wielka jest ludzka sk?onno?? do bilansów, rankingów, zestawie?. Wspomagana obecnie komputerow? technik? pozwala okre?li? dok?adn? liczb? upadków i powsta?, sukcesów i pora?ek, wydarze? donios?ych i byle jakich. Czy co? z owych statystyk wynika? Nic, nic i jeszcze raz nic. Nie czerpiemy ?adnych nauk z minionych dokona?. Pope?niamy te same b??dy, brn?c po uszy w kolejne tarapaty. Ilo?? trupów w 2003 r. nie jest ?adn? przestrog?. Nast?pny rok pewnie j? podwoi. ?eby jednak zako?czy? z u?miechem to:

Miejcie si? ciep?o kochani

i nie pró?nujcie przy bani

ona nie b?dzie wam d?u?na

wi?c nie pozwoli by? pró?na.

Zatem pe?nych kieliszków i trzosów, a tak?e radosnych serc.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki