Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 4 stycznia


Pierwsze notatki w nowym roku. Wita?em go pod Tatrami. Sylwestrow? noc sp?dzi?em, ??cz?c przyjemne z po?ytecznym. Najpierw przez 20 minut zabawia?em go?ci hotelu Litwor, pó?niej podobn? czasowo porcj? piosenek zafundowa?em balowiczom w Belwederze. Tutaj dostrzeg?em w pierwszym rz?dzie Danut? Hübner obok Henryki Bochniarz. Dostojne towarzystwo, odziane w drogie kreacje, ta?czy?o pod dyktando krakusów z zespo?u Boba Band.

Tu? po robocie porwa?em instrument pod pach? i pogna?em do domu odleg?ego szcz??liwie o 100 metrów. Wkrótce rozleg?a si? kanonada i palba, wiwaty, okrzyki rado?ci. Podnie?li?my wi?c z ?on? kielichy, a pó?niej j?li g?aska? i uspokaja? Fig? roztrz?sion? rozb?yskami i odg?osami wybuchów. Próbowali?my tak?e na pró?no znale?? co? w telewizji. Niestety, nic prócz zgranych ju? przebojów, tuzinkowych rozmów, nie uda?o si? wyszuka?. J?dru? Grabowski dwoi? si? i troi? w roli wodzireja, ale jego wysi?ki poparte talentem komicznym i dobrym aktorstwem niweczyli opatrzeni wykonawcy z ?elaznym repertuarem granym z playbacku. Obgadali?my to zreszt? w pi?tkowy wieczór, oblewaj?c ?wie?o zamieszkane zakopia?skie lokum popularnego artysty. Parapetówka przebiega?a w atmosferze rodzinnego spotkania, kameralnie, tak jak obaj lubimy najbardziej.

Zakopane prze?y?o niezwyk?? inwazj? turystów. Nigdy jeszcze nie widzia?em takich t?umów, nigdy nie by?o tak gwarnie. Powszechny tumult powodowa?y coraz bardziej popularne fajerwerki. Niestety, odpalano je we wszystkich mo?liwych miejscach, bez wzgl?du na por? dnia czy nocy. I je?li nie mam nic przeciwko kolorowym racom wystrzeliwanym o pó?nocy wraz z korkami szampanów, to ciskanie petard pod nogi przechodniów uwa?am za zwyk?e chamstwo i brak okrzesania. Niebywa?? karier? robi? tak?e plastykowe tr?bki. Ich d?wi?k zbli?ony do baraniego pobekiwania zdominowa? akustyczn? sfer? Krupówek.

W szumie ulicznych rozmów ?atwo wy?owi? j?zyk naszych wschodnich s?siadów, którzy przybywaj? indywidualnie b?d? w zorganizowanych grupach, by korzysta? z uroków tej pory roku. Pró?no szuka? w?ród nich prza?nie odzianych pasa?erów byle jakich samochodów. To zamo?ni w?a?ciciele drogich terenowych aut, wykupuj?cy masowo luksusowe towary - klienci wa?ni i cenieni przez miejscowych, bo p?ac?cy bez zmru?enia oka ka?d? cen? za pokój w hotelu czy pensjonacie, za przeja?d?k? sankami, za wszystkie inne mo?liwe przyjemno?ci i atrakcje. A tych przyby?o wraz ze spor? ilo?ci? ?niegu i niskimi temperaturami. Nasta?a zima jak z obrazka.

Sztuka pisania listów odchodzi do lamusa. Có?, inne b?yskawiczne sposoby komunikacji mi?dzyludzkiej eliminuj? wielostronicowe wyznania sporz?dzane drobnym maczkiem, koperty z wykaligrafowanymi adresami, znaczki klejone zgodnie z ich mow?. Krótki zatem li?cik, który teraz prokuruj?, niech b?dzie prób? przypomnienia zanikaj?cej formy literackiej.

Drogi Panie Adamie!

B?d?c g??boko zatroskany stanem zdrowia psychicznego, tak?e kondycj? intelektualn? polskich dziennikarzy sportowych, zwracam si? do Pana z uprzejm? pro?b? o opami?tanie. Niech Pan przestanie burzy? koncepcj? tryumfu, budowan? misternie przez naszych znawców sportu, gigantów pióra i mikrofonu. Niech Pan od dzisiaj poczynaj?c wygra wszystkie konkursy, znokautuje rywali, zdob?dzie po raz czwarty Kryszta?ow? Kul?. Przecie? to dla Pana przys?owiowa bu?ka z mas?em. Widmo braku sukcesu zawis?o nad krajem i nad tymi, dla których Pa?skie zwyci?stwo jest legitymacj? do atrakcyjnych podró?y i g?upiego gadania. I jeszcze jedno - niech Pan poprosi przy okazji najbli?szego spotkania ze Svenem Hannavaldem (wierz?, ?e si? dobrze znacie), by przesta? romansowa? ze stewardes?, przede wszystkim za? zacz?? je??. Niech tak uczyni w trosce, je?li nie o w?asne zdrowie, to o los redaktora Szaranowicza, przej?tego do g??bi zabiedzeniem i zag?odzeniem Hanniego. Pozdrawiam Pana serdecznie i zapewniam, ?e dla mnie mo?e Pan przesta? robi? cokolwiek. Jest Pan wielki bez wzgl?du na to, co o Panu jeszcze us?yszymy z tzw. ?yczliwych ust.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki