Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 2 listopada


I znów poczu?em si? za?ciankowy. Bo najnowszy film Agnieszki Holland, którego premiera odby?a si? w "Wandzie", zosta? poprzedzony zapowiedzi?, ?e oto kolejne wydarzenie w polskim kinie, ?e premiera ameryka?ska rewelacyjna, ?e kanadyjska tak?e i w ogóle bomba. Tymczasem "Plac Waszyngtona" jest moim zdaniem nudnym gnieciuchem i reakcja krakowskiej publiczno?ci zdaje si? potwierdza? ten os?d. Owacji nie by?o, nieliczni pozostali po projekcji widzowie dali si? zmusi? do zadania autorce kilku banalnych pyta? i tyle. Jeszcze raz kto? próbowa? wmówi? nam, ?e skoro w ?wiecie si? podoba?o, to znaczy, ?e dobre. Gdyby któremu? z naszych twórców uda?o si? nakr?ci? co? podobnego chocia? do "Wszyscy mówi?: kocham ci?" Woody Allena, uwierzy?bym w moc naszej kinematografii, bo wspomniany obraz jest najprzedniejszy, iskrz?cy si? dowcipem, pi?knie zagrany, za?piewany, zata?czony, czegó? tam zreszt? nie ma!

W sklepie monopolowym przy ul. Szczepa?skiej spotykam Andrzeja Zaryckiego. Pyta mnie, o czym napisz? w kolejnym "Dzienniczku" - odpowiadam, ?e cho?by o tym w?a?nie spotkaniu.
Wi?c s?owa dotrzymuj?. Najpierw zetkn??em si? jako widz "Piwnicy pod Baranami" z pi?knymi piosenkami pana Andrzeja. Pisa? je g?ównie dla Ewy Demarczyk i w przypadku "Ballady o cudownych narodzinach Boles?awa Krzywoustego" czy "Na mo?cie w Avignon" mo?na mówi? o arcydzie?ach. Jest te? Zarycki autorem muzyki do wielu spektakli teatralnych.
Los zetkn?? mnie z nim osobi?cie przy okazji audycji telewizyjnych, które mój imiennik muzycznie wspiera?, aran?owa? nawet jakie? moje piosenki. Aran?acja by?a na wi?kszy sk?ad, co mnie, wiecznie "podpartemu" gitar?, da?o mo?liwo?? za?piewania z orkiestr?. I tak nagle zderzamy si? w drzwiach do monopolowego, by co? kupi? przed ?wi?tem pami?ci.

Wspominkowo zreszt? zrobi?o si? ju? w pi?tek. Polskie Radio Kraków wespó? z Krzysiem Janarkiem, króluj?cym na kawiarni "Ratuszowa", organizuj? spotkanie "Pod Bud?" ze s?uchaczami. S? okoliczno?ciowe, jubileuszowe obwarzanki w kszta?cie liczby 20, jest kabanos, wino, s? przede wszystkim przyjaciele i ci, którzy znaj? nas tylko z p?yt i anteny radiowej czy ekranu telewizora. I z nimi w?a?nie wiedziemy rozmowy do pó?nej nocy, dzielimy si? wspomnieniami. Jest jak w jednej z piosenek:
"...Pogaw?dzimy sobie nieco kart zapytamy co nas czeka starzy znajomi sk?d? przylec?
mo?e si? uda nie narzeka?... "
Uda?o si? nie narzeka?, starych znajomych nie brakowa?o. A w sobot? pomaszerowa?em z rodzin? na cmentarz Rakowicki, by wype?ni? obowi?zek dyktowany prastar? tradycj?. Najpierw cisn??em monet? do puszki trzymanej przez Olka Kobyli?skiego - "Makino", ?eby wspomóc zabytki krakowskiej nekropolii. Potem palili?my ?wiat?a na grobach bliskich i nie tylko bliskich.
Du?o p?omyków migota?o przy mogile Piotra Skrzyneckiego, do??czyli?my i nasz. Potem jeszcze przeszli?my na drug? stron? ulicy Prandoty na cmentarz wojskowy. Tego dnia ?wieczki i znicze zap?on??y wsz?dzie, tak?e na bezimiennych grobach, na dowód, ?e ci, którzy w nich spoczywaj?, s? w naszej pami?ci, najwa?niejszej przechowalni tego, co min??o.

A potem jeszcze tylko kupno miodku tureckiego, który jest przysmakiem osobliwym wielce i dyskusyjnym, ale wróci? bez niego do domu niepodobna. A potem zasiadamy do obiadu jako? bardziej ni? zwykle skupieni, bo my?limy o Nich. Min? lata i sami staniemy si? obiektem wspomnie?.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki