Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 1 lutego


Zapiski, którymi od blisko 7 lat zape?niam niniejsz? rubryk?, maj? charakter refleksji osobistych, s? zatem ca?kowicie subiektywn? opini? o ludziach i zjawiskach. Daleki jestem od monopolu na prawd? i racj? i nie spodziewam si? bezkrytycznej akceptacji owych pogl?dów. Za uwagi, nawet gorzkie, pod moim adresem jestem wdzi?czny, bo dowodz?, ?e ca?? t? pisanin? kto? czyta, ?e kogo? obchodzi.

Wyrazi?em si? ?le o kadrze dydaktycznej Studium Wojskowego UJ i ?ci?gn??em gromy na sko?atan? ?epetyn?. Pan Benedykt Wilkowicz dowodzi, ?e po 1975 roku do pracy w SW kierowano oficerów z wy?szym wykszta?ceniem, g?ównie absolwentów cywilnych uczelni. Opisana przeze mnie sytuacja dotyczy?a ko?ca lat 60., co by?o pó?niej, nie wiem. Ostrzej poczyna sobie pan Józef Wo?ek, pu?kownik w stanie spoczynku. Na zarzut, ?e regulaminów i musztry uczyli mnie pijacy, odpowiada insynuacj?, ?e arty?ci estradowi, do których tak?e si? zaliczam, pracuj? pod wp?ywem napojów wyskokowych i ?e widzia? mnie "w skowronkach".

Rad bym zna? szczegó?y zaj?cia, ale tak czy siak, cieszy ka?dy uwa?ny widz i bywalec koncertowych sal. Nie mog? natomiast przemilcze? zdania, które s?ysza?em wiele razy, a które d?wi?czy znajom? kombatanck? nut?. Przytocz? je w ca?o?ci, zachowuj?c oryginalny szyk: W obronie honoru oficera, ?o?nierza WP, bez wyj?tku okresu, z którego ów?e pochodzi, protestuj? przeciwko takiemu wypowiadaniu si? ludzi, którzy niewiele wnie?li do utrwalenia spokoju w ojczy?nie, a tylko my?leli i nadal my?l? o w?asnej wygodzie dla siebie i swoich bliskich.

Czyli milcz, gówniarzu, skoro nie nosi?e? karabinu, nie w?cha?e? prochu, nie utoczy?e? krwi. To prawda, historia ?askawie obesz?a si? z moim pokoleniem, nie ka??c spa? w okopach, gin?? na bitewnych polach. Nie oznacza to jednak, ?e?my band? tchórzy, egoistów, wygodnisiów. Nic nie poradz? na to, ?e mundur Ludowego Wojska Polskiego kojarzy? mi si? od dzieci?stwa z takimi wielkimi rodakami jak Konstanty Rokossowski, ?e si? go wstydzi?em podczas odbywanego w Lidzbarku Warmi?skim poligonu w sierpniu 1968 roku, kiedy nasi dzielni obro?cy socjalistycznego ?adu pojechali pacyfikowa? Czechos?owacj?, ?e przywdziali go sprzedajni dziennikarze, by wmawia? Polakom do znudzenia, i? stan wojenny by? jedyn? s?uszn? decyzj? bohaterskiego Wojciecha J. Nazywam si? pu?kownik dyplomowany magister taki a taki - ile razy s?ysza?em t? formu?? od, po?al si? Bo?e, pedagogów. Albo "nie takie UJ-oty si? ko?czy?o". Odzywka przesz?a do legendy instytucji, o której mia?em czelno?? ?le si? wyrazi?.

Powo?uje si? mój adwersarz na s?owa marsza?ka Pi?sudskiego. Zapewniam go wi?c, ?e gdyby Naczelny Wódz zobaczy? parodi? wojska, w której bra?em udzia? raz w tygodniu przez 4 lata w budynku przy ul. Piastowskiej, rozp?dzi?by ca?e towarzystwo na cztery wiatry, a wi?kszo?? dydaktyków natychmiast zdegradowa?. Je?li pobiera?em kiedykolwiek lekcje patriotyzmu, to na pewno nie u tych panów.

Pierwszy raz w ?yciu uda?em si? do Suwa?k. Daleka podró? przez Warszaw? i Bia?ystok do 70-tysi?cznej miejscowo?ci, niedawno jeszcze wojewódzkiej. ?redniemu zjadaczowi chleba kojarzy si? z niskimi temperaturami zim? i malowniczym pojezierzem letni? por?. Cudownie, na wschodni? mod? zaci?gaj?cy, pracownik tutejszego o?rodka kultury, indagowany o kondycj? miejscowych, skar?y si? na wielkie bezrobocie. Poprawa warunków ?ycia na pobliskiej Litwie zahamowa?a korzystn? przygraniczn? wymian? handlow?. Z Rosji te? niewiele ju? mo?na przywie??, s?owem - klapa. Publika za? serdeczna wielce.





powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki