Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 29 lutego


Tak datowany felieton mo?e ukaza? si? raz na... - nie mam poj?cia ile lat. Nie umiem bowiem obliczy?, a mo?e przera?a mnie ?mudno?? takiej operacji, kiedy nast?pi kolejna niedziela ostatniego dnia lutego przest?pnego roku. Czy do?yj? owej daty? A je?li tak, czy b?d? jeszcze pisa?? Co b?dzie z bliskim sercu "Dziennikiem"? Czy w ogóle co? takiego, jak gazeta, b?dzie jeszcze komu? potrzebne? Te niesforne, targane wiatrem, wi?c trudne do czytania w plenerze p?achty papieru, wymagaj?ce nieustannej rzezi drzewostanu. Czy przegraj? rywalizacj? z telewizj?, której miniaturyzacja pozwoli zago?ci? na przegubie obok lub w miejscu zegarka?

Futurystyczne refleksje pojawiaj? si? w mej g?owie rzadko, tym rzadziej, im mocniej naciska komputerowa rzeczywisto??. W?a?nie skonstatowa?em, ?e wi?kszo?? autorów zamieszcza pod tekstami internetowe adresy - lada moment i na tym polu zostan? sam ze staromodnymi przyzwyczajeniami. Coraz wi?ksze zdziwienie wywo?uj? przecie?, coraz naiwniej brzmi? wyznania, ?e nie mam ?adnego malowniczego skrótu umieszczonego w towarzystwie ma?py i literek www. Nie odpowiem zatem na zarzuty, nie podzi?kuj? za wyrazy uznania, s?owem - nie rzuc? si? w wir wirtualnej dyskusji, podczas której setki tysi?cy rodaków potwierdzaj? przynale?no?? do nowoczesnego spo?ecze?stwa. Uparcie trwam w przywi?zaniu do tradycji, niczym Tewie Mleczarz ze s?ynnego "Skrzypka na dachu". A cz?stk? owej tradycji jest pietyzm dla literatury pi?knej, pisarskiego rzemios?a, poetyckiej weny, pióra i atramentu.

Skandaliczna zupe?nie ksi??ka Doroty Szczepa?skiej "Zakazane po legalu" doczeka?a si? omówie? w wielu powa?nych krajowych periodykach. Naczyta?em si? niewiarygodnych bredni o jej specyfice, j?zyku, klimacie, o tym, ?e kontynuuje pewien ?rodowiskowy nurt zapocz?tkowany przez Dorot? Mas?owsk? (wart Pac pa?aca), ?e to portret sporej grupy m?odzie?y itp. Szanownym krytykom, w?ród których wiele g?o?nych nazwisk, przypominam, i? pó??wiatek, margines opisywano u nas wiele razy, ?e knajacki ?argon to nie pierwszyzna, a typy spod ciemnej gwiazdy wesz?y do literackiego kanonu i d?ugo w nim jeszcze posiedz?. Nie gorsz? mnie wulgaryzmy - sam kln? jak szewc, nie dziwi obsesyjna seksualno??, sk?onno?? do perwersji, czyli mówi?c wprost - nie oburza ?adne ?wi?stwo, je?eli nie jest celem samo w sobie.

Tymczasem wspomniany grafoma?ski gnieciuch nie ma mi nic do zakomunikowania, nic do opowiedzenia, nie zawiera ?adnego przes?ania, ?adnej my?li, nie posiada konstrukcji, zatem mo?na to czyta? od przodu, od ty?u, z takim samym skutkiem, z jakim owych pozycji u?ywa autorka. I nie interesuj? mnie uczone wywody ani zapewnienia tak zwanych fachowców, ?e to odkrycie, nie robi wra?enia fakt, ?e na taki be?kot nabieraj? si? gdzie? nad Sekwan?.

Doprawdy ?atwiej dzi? napisa? ksi??k? ni? j? przeczyta? - zas?yszane zdanie d?wi?czy najprawdziwsz? m?dro?ci?. Dodam jeszcze przez analogi? - ?atwiej sporz?dzi? instalacj? plastyczn? (có? za okropne okre?lenie) ni? j? zrozumie?. Bo nie znajduj? odrobiny sensu w tonie ziemniaków zalegaj?cych pomalowane na bia?o pomieszczenie lub w ustawieniu amfilady wielu drzwi, za którymi kolejne. ?atwiej dzi? skomponowa? (czytaj: sklei?) z gotowych fragmentów pseudoprzebój ni? to potem wys?ucha?. Dlatego z prawdziw? rozkosz? delektuj? si? rockow? ballad? grupy D?em, do której w?a?nie z mozo?em klec? tekst. Stworzona wyra?nie przez kogo?, kto my?li sercem i g?ow?, i kto wie, ?e znajomo?ci gitarowego gryfu nie zast?pi ?adne klikanie.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki