Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 16 listopada


Jaromir Nohavica jest Czechem. Urodzi? si? w Ostrawie w 1953 roku. ?piewa, gra na gitarze i helikonce. Helikonka to rodzaj ma?ej harmoszki - artysta
otrzyma? j? kiedy? od ojca. Ale przede wszystkim pisze Nohavica piosenki - pi?kne i m?dre. I za to kochaj? go nasi po?udniowi s?siedzi. Kochaj? tak bardzo, ?e kupili blisko 100 tysi?cy egzemplarzy ostatniego albumu Jarka zatytu?owanego "Dziwne stulecie" - p?yty niezwyk?ej. S?ucham i nie mog? si? nas?ucha?, tyle w niej si?y, spokoju, liryzmu. G?os pie?niarza brzmi na nagraniu urzekaj?co, troch? inaczej ni? wtedy, gdy gadamy.

A gadamy po polsku. Na pytanie, jak nauczy? si? naszego j?zyka, odpowiada troch? po "szwejkowsku" - tak z siebie. Naprawd? za? czyta? nasze gazety, ksi??ki, s?ucha? nagra? i dzi? mówi ?wietnie, mieszka zreszt? za rzek? w czeskim Cieszynie. Jest swego rodzaju rekordzist?, chocia? pewnie nie
przysz?o mu na my?l zg?asza? gdzie? ten wyczyn. Wyda? bowiem ?piewnik ze swoimi piosenkami - bagatela 150 utworów. I zorganizowa? koncert, na którym po kolei za?piewa?... wszystkie. Trwa?o to 9 godzin z krótkimi przerwami, publiczno?? wtórowa?a arty?cie, ka?dy mia? przecie? ksi??k? z tekstami w r?ku.
W poniedzia?kowy wieczór siedzimy u mnie w domu, jemy, pijemy (przepraszam, Jarek nie u?ywa alkoholu) i gadamy. O wszystkim. O bran?y muzycznej, o naszych krajach, o literaturze. Go?? zaskakuje mnie co chwil? spostrze?eniami prostymi i przenikliwymi, patrzy na wiele spraw troch? inaczej ni? my, ale jego konkluzje musi si? zaakceptowa?. Ju? kiedy? g?ba otwar?a mi si?, gdy powiedzia?: "Nasz wiek zacz?? si? od Sarajewa i na Sarajewie zako?czy?". O tym Sarajewie pi?knie zreszt? ?piewa w jednej z ballad. Wyznaje te? przekonanie, ?e jeste?my my, Polacy, i oni, Czesi, bliscy jak bracia, a fakt, ?e ?miejemy si? z siebie i wadzimy cz?sto, jest dowodem braterskiego wstydu przed w?asn? karykatur?.
Nie wyja?ni?em jeszcze powodu wizyty Nohavicy w Polsce. Otó? przyjecha? na benefis "Pod Bud?" który we wtorek odby? si? w Teatrze STU. Przyjecha? dla nas za?piewa? i zrobi? to po prostu wspaniale, publiczno?? przyj??a go jak dobrego znajomego, mimo ?e tylko nieliczni co? o nim wiedz?. A mieszkamy tak blisko... Widzia?em, jak? rado?? sprdwi?em Jarkowi gdy przedstawi?em go
Markowi Grechucie. By? Grechuta jednym z pierwszym polskich idoli czeskiego barda. Po?azili?my po Krakowie, nagadali si? do syta, snujemy jakie? tam wspólne plany artystyczne, ale dla mnie jest najwa?niejsze zaproszenie na mecze I ligi hokejowej do Trzy?ca. Okazuje si?, ?e ??czy nas jeszcze wspólna sportowa pasja.

W ?rod? po benefisie, (by? uroczy - prasa wspomina?a, wi?c ja ju? nie b?d?, zreszt? przekaz telewizyjny 22 listopada w II) spotykam si? w "Masce" z m?od? absolwentk? filologii polskiej Uniwersytetu ?l?skiego, pani? Barbar? Tetl?, która wr?cza mi pi?knie oprawiony egzemplarz niedawno obronionej (na pi?tk?!) pracy magisterskiej. Przytocz? jej tytu?: "Konwencje antropologiczne w twórczo?ci Andrzeja Sikorowskego". A wi?c sta?o si?, wielkimi krokami zmierzam tam, dok?d wcale nigdy mi si? nie spieszy?o. A wi?c ta ca?a moja pisanina nasuwa komu? na my?l wi?cej ni? bym si? spodziewa?. Uwagi autorki s? zaskakuj?co trafne, chocia? wtedy, gdy klec? swoje piosenki, my?l? wy??cznie o kolejnych rymach i nast?pnych nutach, nie o grze z tradycj? literack? - jest taki rozdzia?, nie o wizji cz?owieka w poezji - taki rozdzia? tak?e zawiera praca pani Barbary.
A potem przychodzi jeszcze refleksja i dzia?a jak balsam na rozterki - skoro sam. nigdy nie napisa?em i pewnie ju? nie napisz? pracy magisterskiej, to chocia? da?em powód, by kto? za moj? spraw? to zrobi?.
Dzi?kuj? Ci, Basiu.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki