Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 6 lutego


Ostatnia niedziela krótkiego karnawa?u. Nie nale?? do bywalców sal balowych. Nigdy nie przywi?zywa?em wagi do liczby zaliczonych szampa?skich zabaw. Nie posiadam fraka, smokingu, muszka pod szyj? ?mieszy mnie ca?kowicie, krawat kojarzy si? ze stryczkiem. Na dodatek nie przepadam za t?umami, kocham kameralne spotkania w w?skim gronie znajomych. Zawodowo za? ska?ony jestem specyficznym punktem widzenia na muzyk?, przy której wszystkie juble si? odbywaj?. Je?li mechaniczna - zazwyczaj nie taka, jak? kocham. Je?li grana na ?ywo - najcz??ciej przez kiepsk? kapel?. W domu instaluj? tak? p?yt?, jaka w tym momencie brzmi najlepiej, przyciszam, kiedy zechc?, wy??czam wedle nastroju.

Zas?ucha?em si? bez reszty w ostatni kr??ek legendarnego ju? wokalisty Erica Burdona. To lider "Animalsów", którzy dawno temu go?cili nad Wis??, wywo?uj?c spore zamieszanie w skutym re?imowymi przepisami kraju. "Dom wschodz?cego s?o?ca" - jeden z najs?ynniejszych tematów popowo-bluesowo-soulowych - gra? ka?dy pocz?tkuj?cy gitarzysta. Czyni?em to i ja podczas których? m?odzie?czych wakacji. Na drugiej gitarze towarzyszy? mi Edward Lutczyn, znany obecnie rysownik, satyryk i ilustrator, który w por? porzuci? 6-strunowy instrument z po?ytkiem dla sztuk plastycznych, dla muzyki rozrywkowej tak?e.

Wspomniany Burdon jest jak wino, czas dodaje mu tylko walorów i smaków. ?piewa rewelacyjnie, a ostatnie piosenki nawi?zuj? do lat m?odo?ci, pierwszych artystycznych fascynacji, ówczesnych wydarze?. Jeszcze jeden dowód na to, ?e dawne granie mia?o w sobie niewiarygodn? si?? przekazu, a charyzmatyczny wokalista przetrzyma tysi?ce sezonowych gwiazdek.

We wtorek o ?wicie zawita?em do studia telewizyjnego, gdzie przebiega? program "Kawa czy herbata". Wczesna pora jest niew?tpliwym minusem przedsi?wzi?cia, ale mimo to ogl?dalno?? niewiarygodnie wysoka, czego dowodem telefony i e-maile wysy?ane przez widzów. W dy?urnej kawiarence spotykam t?um znajomych, w?ród nich Bronis?awa Wildsteina, który dzi? na ustach ca?ej Polski. O zamiarze ujawnienia listy agentów i wspó?pracowników bezpieki pisa?em dwa lub trzy tygodnie temu, odnosz?c si? do pomys?u z rezerw?. Teraz s??niste wykazy hulaj? po Internecie i trwa ogólna narodowa dysputa nad s?uszno?ci? zaj?cia, nad kondycj? IPN-u, nad dziennikarskimi uprawnieniami. Jedno jest pewne - zadyma uda?a si? perfekcyjnie, a nazwisko jej prowodyra przejdzie do historii. Jak?e niepocieszeni musz? by? wszyscy ci, których Bronek ubieg??! Ch?tnie przecie? pozbyliby si? roboty, narazili na wszelkie mo?liwe sankcje, byle tylko tak spektakularnie zaistnie?, byle za?y? mo?ojeckiej s?awy.

Równocze?nie mo?liwo?? manipulowania wszystkim, co znajdzie si? w komputerowej sieci (dopisywanie nazwisk, przeró?ne wybryki dowcipnisiów i z?o?liwców), stawia ów indeks pod znakiem zapytania. Na dodatek wszyscy wielcy, jacy ju? si? tam znale?li, niemal natychmiast interweniowali u ?róde? i otrzymali certyfikat niewinno?ci, ?wiadectwo wyrz?dzonej krzywdy. Jak? wi?c warto?? posiadaj? te rewelacyjne odkrycia? Niew?tpliwie uderz? w p?otki, którym w ka?dych warunkach trudno si? obroni?, niew?tpliwie zaszkodz? pami?ci nie?yj?cych, którzy z oczywistych powodów broni? si? ju? nie mog?. Os?dza? Wildsteina nie umiem, nie wiem, czy przekroczy? dziennikarskie uprawnienia, nie wiem, czy wykaza? si? aspo?eczn? postaw?, je?eli z?ama? jakie? bariery, to najwy?ej zdrowego rozs?dku. Naczelnego "Rzeczpospolitej" Grzegorza Gaudena znam z dawnych lat, kiedy jeszcze dzia?a? w Poznaniu. Potem wyl?dowa? w Szwecji, wreszcie w stolicy. Mam go za bystrego i wywa?onego faceta, ale pope?ni? jeden b??d - nie ten, i? zwolni? g?o?nego lustratora z redakcji, ale ?e go do niej przyj??.

Tymczasem bliskiemu sercu "Dziennikowi Polskiemu" stukn??o sze??dziesi?t lat. Czytam t? gazet? od czterech dekad, ko?cz? ósmy rok publikowania na jej ?amach. Zatem ?ycz? jej i sobie po swojemu, czyli do rymu:

Kolejny wiek i drugi brzeg
hen gdzie? majaczy w oddali
?eby?my tam p?yn?c pod wiatr
dotarli zdrowi i cali.
Taki nasz los, podarty trzos
ksi??yca suchy rogalik
i jedna my?l wa?na na dzi?
?eby nas ci?gle czytali.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki